on-line: 1 gości: 1 użytkowników: 0
dzisiaj: 83 ogółem: 8994551 licznik od: 09.02.2006 |
|
Mam na imię Ania. We wrześniu 2004 roku zachorowałam na ziarnicę złośliwą, typ NS I (stopień III B).
Chiałabym jednak od początku opowiedzieć wam moją historię.. Wszystko zaczęło się w wakacje. Był piękny, upalny dzień. Chcąc się ochłodzić piłam zimne napoje, jadłam lody, kąpałam się w chłodnej wodzie, czego konsekwencją było przeziębienie. Byłam słaba, ciągle zmęczona, miałam katar, gorączkę, a na dodatek pojawił się kaszel. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Kaszel stawał sie suchy, głęboki, zaczął się odrywać. Poszłam do lekarza, który stwierdził zapalenie płuc. Przez dwa tygodnie musiałam brać antybiotyki. Muszę przyznać, że nastąpiła chwilowa poprawa, ale za kilka dni kaszel wrócił... I to o wiele gorszy niż przedtem. Po raz kolejny poszłam do lekarza, który stwierdził tą samą diagnozę, i po raz kolejny dostałam antybiotyki. Kaszel nie przechodził, a moje samopoczucie pogarszało się. Doszło do tego, że miałam postawione na plecach bańki ogniowe (to zawsze na mnie działało). Na drugi dzień przestraszyłam się, gdyż zaczęło mnie boleć gardło, a na szyi pojawiła się dosyć spora, boląca kulka. Nie zwlekałam i od razu poszłam do lekarza. Słowa które od niego usłyszałam zszokowały mnie. Powiedział "co za świństwo ci wyrosło?!", przepisał mi jakąś maść aby dwa razy
dziennie smarować to miejsce. I nic.. Nie pomogło.. Rodzice postanowili, że zmnienimy lekarza. Poszliśmy do pani doktor, która od razu zleciła badania krwi i rtg klatki piersiowej. Na zdjęciu było widać wyraźne zmiany, wtedy po raz pierwszy usłyszałam, że to prawdopodobnie ziarnica złośliwa. Dostałam skierowanie do szpitala. Nie chciałam jechać, bardzo się bałam. Udało mi się przekonać lekarkę, bym jeszcze jeden dzień została w domu. Lecz moja radość nie trwała zbyt długo...
W nocy nie mogłam spać, ciągle chciało mi się pić. Zaczęłam wymiotować.. Razem z rodzicami pojechaliśmy na pogotowie. Lekarz zbadał mnie, dał środek przeciw wymiotny i kazał jechać do szpitala, do którego mamy skierowanie. I tak właśnie trafiłam do szpitala im.Marii Konopnickiej w Łodzi. A tam wszystko potoczyło się bardzo szybko.. Miałam robione masę badań. W trzecim dniu pobytu miałam pobraną próbkę węzła do badania histopatologicznego. Na wynik nie czekałam zbyt długo... Z tamtego dnia pamiętam tylko słowa wypowiedziane przez lekarza prowadzącego: "ziarnica złośliwa typ NS I, stopień III B". I w tym momencie dołączyłam do grona ziarniaków..
Decyzja o leczeniu została podjeta dosyć szybko: 8 chemii i radioterapia w postaci 20 naświetlań. Zaraz po wyleczeniu zapalenia płuc dostałam pierwszą chemię. Tego dnia strasznie się bałam... Pierwszą chemię zniosłam dosyć dobrze tzn. nie zwracałam, miałam apetyt, tylko trochę bolały mnie zęby. Nie mogłam doczekać się powrotu do domu. Gdy nadszedł wreszcie ten dzień i gdy dostałam wypis szczęśliwa wybiegłam ze szpitala. Tak bardzo cieszyłam się żę jadę do domu :)
Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie do końca sprawy co mnie czeka, i jakie skutki przynosi takie leczenie. Po drugiej chemii przeżyłam szok. Zaczęły wypadać mi włosy. Wiedziałam, że przyjdzie ten moment, ale nie myśłałam, że tak szybko. To było straszne!! Miałam totalnego doła, zamknęłam sie wtedy w sobie. Przestałam spotykać się z koleżankami, nie chodziłam do szkoły... Nie chcąc się dłużej męczyć poszłam do fryzjerki. Poprosiłam, aby obcięła mnie na bardzo krótko. Miałam wtedy jeszcze nadzieje, że jak zostaną obcięte to może nie wszystkie wypadną. Wiem, że to głupie, ale naprawdę tak wtedy myślałam. Byłam wtedy naprawdę załamana, ciągle płakałam. Nie docierały do mnie słowa rodziców, że włosy odrosną, będą jeszcze ładniejsze... Nie potrafiłam tego zrozumieć ;-(
Zaczęłam nosić chustki, lekkie czapki. Starałam się w tym czasie nie wychodzić z domu. Kolejne chemie znosiłam dobrze. Podczas całego leczenia zwróciłam tylko jeden raz. Apetyt cały czas mi dopisywał, najbardziej podczas czerwonej chemii. Gdy tylko wracałam do domu cały czas jadłam frytki, makrelę i banany. Było tak przez ponad dwa miesiące ;-) Dopóki mi nie zbrzydły, a potem przyszedł czas na zimne nóżki ;-)
Następnie przyszedł czas na radioterapię.Na samym początku lekarka poinformowała nas że będzie tylko dziesięć zabiegów, lecz póżniej dołożyła jeszcze drugie dziesięć :-( Radioterapii nie wspominam zbyt dobrze. Wprawdzie nie zwracałam, ale strasznie bolały mnie plecy, zaczęła schodzić skóra.. Nie pomogały nawet środki przeciwbólowe.. Na dodatek było lato, bardzo gorąco, świeciło słońce, a ja musiałam ukrywać się przed nim, zakrywać naświetlane miejsca.. Wspomnę rówież o tym, że kilka zabiegów zostało odwałanych z powodu niskich wyników. A wtedy dostałam sterydy... i tak mijał dzień za dniem..
Radioterapia dobiegła końca. Zostały jeszcze dwa bloki chemioterapii.. No i wszytko zaczęło sie psuć.. Najpierw złapałam pierwszy raz podczas leczenia dołek, byłam ponad tydzień w
izolatce, a na dodatek złapałam zapalenie gardła.. Ostatnia chemia wypadła tydzień przed pierwszym czerwca. I tu niespodzianka, kolejny dołek.. Dzień Dziecka spędziłam w izolatce, miałam przetaczaną krew.. Mimo tego wszystkiego ten dzień wspominam miło. Były słodycze, prezenty i gość specjalny - Tatiana Okupnik. Ten dzień pozwolił wszystkim dzieciakom i mi także zapomnieć o chorobie chociaż na chwilę :-)
Dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala miałam robione badania bilansowe, w tym najważniejsze - CT. Wreszcie przyszedł moment, którego wraz z rodzicami oczekiwałam od dawna. Poszlismy do naszej lekarki. Po zapoznaniu się ze wszystkimi wynikami powiedziała, że wszystko jest dobrze, jak być powinno!! Powiedziała słowa, których nie zapomnę do końca życia "REMISJA"!! Gdy tylko to usłyszałam - popłakałam się z radości!! To wreszcie koniec tej długiej, ciężkiej drogi :-) :-) Mam nadzieję, że na zawsze...
Dzień zakończenia leczenia przypada na dzień przed moimi urodzinami, 28 czerwca 2005 roku.. Ten dzień to są moje drugie urodziny. Na dzień dzisiejszy jestem nieco zwariowaną, ale szczęśliwą 16-letnią nastolatką. Czuję się dobrze, raz na trzy miesiące jeżdżę na kontrolę do poradni onkologicznej. Odrosły mi włosy, tym razem nie proste jak kiedyś, tylko kręcone :-) Prawdę mówiąc właśnie takie zawsze chciałam mieć :-) :-) Zaczęłam normalnie chodzić do szkoły, gdyż podczas leczenia miałam nauczanie indywidualne..
Podczas mojego leczenia straciłam wielu przyjaciół, którzy przegrali tę trudną walkę :-( Nigdy o nich nie zapomnę.... Mimo to jestem szczęśliwa, że chociaż mi się udało!!
_______________________________________________________________ Komentarze internautów dotyczące tego tekstu. Napisz własną opinię / zobacz więcej opinii.
marza | 2016-12-15 08:44 | 17 lat po :-) |
Binka | 2015-06-28 00:03 | Dzis mija rowne 10 lat PO! :) Żyje, czuje sie dobrze i mam nadzieje ze już tak zostanie ;) |
Binka | 2014-06-28 22:42 | 9 lat po :) |
kinia ;) | 2012-08-18 22:46 | Hej ;) ciesze się że wszysto jest już dobrze ;) wiem co czułaś podczs chroby ^^ bo sama 2 miesiące temu przeszłam przez tą chorobę :/ naszczęście już jest wszystko dobrze :D ( i byłam w tym szpitalu co ty ;) )
|
kinia ;) | 2012-08-18 22:44 | Hej ;) ciesze się że wszysto jest już dobrze ;) wiem co czułaś podczs chroby ^^ bo sama 2 miesiące temu przeszłam przez tą chorobę :/ naszczęście już jest wszystko dobrze :D |
|
|