on-line: 1 gości: 1 użytkowników: 0
dzisiaj: 42 ogółem: 8994510 licznik od: 09.02.2006 |
|
Helę poznałem całkiem przypadkowo jako "dziewczynę z forum Wielkiej Stopy".. Zwracała uwagę na siebie bardzo dojrzałymi tekstami, nie przypuszczałem nigdy, że jest tak młodą osobą.. Po wątku o zagranicznych stronach internetowych na temat ziarnicy złośliwej napisałem do niej krótki e-mail, odpisała jak zwykle rzeczowo.. Wielkim szokiem, którego doznaliśmy był wątek zatytułowany przez nią "mam nawrót" - razem z w121277 (autorką tekstu "" znajdującego się w serwisie) stanęliśmy wtedy na nogi i zaczęliśmy przekopywać dosłownie wszystko: forum, księgę gości i komentarze na stronie w poszukiwaniu e-maili bądź innej formy kontaktu z osobami, które także miały nawrót choroby. Całość naszej pracy przekazaliśmy Heli, a ona zaczęła już we własnym zakresie wypytywać się jak dalej mogą potoczyć się jej losy.
Padł pomysł, żeby wszystko co Hela będzie przechodzić po prostu spisywała i będzie to umieszczone na stronie WWW.. Uzbierało się tego sporo, gdzieniegdzie zostały wrzucone zdjęcia, by dopełnić opisane sytuacje.. Kilka razy spotkałem się z nią (a właściwie to "spotkaliśmy się", bo była i Asica, i Zoisyte, i w121277, i Domino) podczas jej zmagań z nawrotem.. W trakcie pisania tego tekstu wielokrotnie czepiano się jej, że czytając jej historie można doła chwycić, że nie powinna tak pisać, że powinna mieć na uwadze swoich czytelników.. Ale trzeba sobie coś uświadomić - albo tekst będzie "grzeczny" i ułożony albo będzie PRAWDZIWY..
Na tej stronie znajduje się zapis ostatnich sześciu miesięcy życia Heli. Zaczyna się oczekiwaniem na wynik histopatologiczny, który potwierdzi nawrót choroby, a kończy się SMSami, które wysyłała do znajomych po przeszczepieniu komórek macierzystych.. Cała historia nie tak miała się skończyć..
16.03.2005 | To już trzeci dzień, gdy usiłuję zdobyć moje wyniki z histpatu....miały być w zeszłym tygodniu:/...ale co tam - trening cierpliwości po raz kolejny...godzina 11 - dzwonię........"Będą po południu, słyszymy się po 12"-tyle od hematologa...tylko co ja mam robić przez tą godzinę???...mała rundka po sklepikach osiedlowych:).... prawie 13 - no teraz już na pewno będą wyniczki i wreszcie wszystko wyjdzie na prostą....dryniam...."Halinko przyjedź jutro, niestety obawy się potwierdziły, są komórki ziarnicy i przetrwała grasica, jutro podamy chemie i dowiesz się co dalej.".............co to ma być?????? chwilkę przecież nie tak miało się stać!!!!! trzy głębokie wdechy i potem tylko łzy... I tak po raz kolejny doszło do mojego, niestety kolejnego spotkania ze złośnicą. Miliony nieuczesanych myśli krążyły po mojej głowie...lęk, żal, rozpacz i zagubienie: czemu znowu ja? i dlaczego teraz? wszystko pamiętam i nie mam ochoty tego powtarzać!!!!! a wiem, że łatwiej nie będzie:/ Przyjaciele też zaczęli pytać: "No i jak - wszytko ok, prawda?". Ktoś płakał, ktoś przeklinał, ktoś motywował... Było mi ciężko...i wtedy zajrzałam na Wielką Stopę..napisałam co leżało mi na sercu, poprosiłam o pomoc i po kilku chwilach pozytywna energia zaczęła napływać...rozmawiałam dużo i długo ale tego wieczora bardzo trudno było mi zasnąć. Mimo wielu pocieszających wieści od ziarniaczków wiem, że jeszcze sporo czasu upłynie zanim jakoś to wszystko zrozumiem....
|
17.03.2005 | ABVD-tyle tylko tłukło się po mojej głowie w drodze do kliniki. Znajome mury i gabinety były na swoim miejscu:/ No i kochane siostrzyczki z niepokojem patrzące na moje żyłki. I pierwsze zaskoczenie tego dnia - wielokrotna akupunktura łapek nie była konieczna:)...morfologia idealna więc po chwili "płyn życia" spływał spokojnie w głąb ciała...wyczuwalny dla mnie na odległość smród kliniczny i czerwony kolor leku były nie do wytrzymania...i ten ból ręki przy dakarbazynie:( zacisnęłam zęby i z przyklejonym teatralnie uśmiechem przywitałam inne w sali towarzyszki niedoli...każda miała dobrą radę - co mi wolno a co nie - myślały z troską o nowicjuszce kochane kobietki:). Po chwili jednak zorientowały się, że hematologiczne klimaty są mi już znane...Towarzystwa dotrzymywała moja kochana Mama ale i ktoś jeszcze, komu jestem bardzo wdzięczna za to. Ta osoba wpisała się u nas na forum chyba tylko raz - już po autoprzeszczepie. Michała poznałam w trakcie leczenia pierwszego rzutu, kilka wlewów w tym samym terminie powodowało, że młode grono ziarniaków integrowało się, dyskutując o swoim losie. Ale po skończonym leczeniu zastanawiałam się co słychać u niektórych osób. I dzięki Wielkiej Stopie kontakt znów się odnowił:) A motto Michała "Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat działa potajemnie, by udało Ci się to osiągnąć"(Alchemik P. Coehlo) po wczorajszym dniu jest dla mnie bardzo budujące. Decyzje lekarskie, jakie zapadły tego dnia są następujące: na początku maja kładę się na oddział i zostanie podjęta decyzja czy najpierw BEACOPP i potem przeszczep czy tez po ABVD cofnie się to cholerstwo i od razu zaczniemy przygotowania do przeszczepiania się...Aha no i odebrałam pisemny wynik histpatu...stadium ustalone na razie na LGM NS IIIB. Po dniu pełnym wrażeń miło było znaleźć się w całkiem niezłej - o dziwo - kondycji w domku.
|
18.03.2005 | Od rana ważne zadanie do wypełnienia - ustalić termin PET. Nastawiona bojowo podjęłam walkę telefoniczną. A tu niespodzianka...po przedstawieniu mojej aktualnej sytuacji mogłam wybrać dogodny termin badania już na początku kwietnia...niestety podana wczoraj chemia spowodowała, że muszę miesiąc odczekać by wyniki były wiarygodne:/ Po konsultacji z hematologiem ustaliliśmy, że druga dawka ABVD zostanie podana za m-c po badaniu w Bydgoszczy 21.04. cel został osiągnięty: PET - mam go!!!! Teraz można oddać się błogiemu odpoczynkowi.
|
21.03.2005 | Dzień podobny do dnia, chyba zgubiłam weekend:/ Zbyt wcześnie cieszyłam się na brak ubocznych skutków wlewu. Schematycznie już pojawiły się znienawidzone wymioty, katar, maksymalne osłabienie. W przerwach między regeneracją organizmu nie poddaję się zbuntowanemu ciału, klikam z Wami ziarniaczki i coraz więcej informacji już mam o nawrotach i autoprzeszczepach. Dzięki:*
|
20.04.2005 | Minął miesiąc oczekiwania - były wzloty i bolesne upadki psychiczne. Ciężko ze mną ostatnio wytrzymać... ale jutro podróż do Bydgoszczy:)))) A dziś po południu jeszcze jedno z "przyjemniejszych badań" - gastroskopia... mój żołądek buntuje się od ostatniej chemii... i na wadze znów mniej kilogramów:( Zdążyłam już wszystkich obytych z gastro wypytać na co mam się nastawić - wesołe to raczej nie będzie. Ale pojadę uzbrojona w optymizm... Obiecywałam sobie w ciągu całego miesiąca: "Nawet jeśli nie wszystko idzie po mojej myśli to przynajmniej nadzieja mi zostaje" - ale JAK tu mieć nadzieję, jak przed chwilą dostałam info, że PET zepsuty!!!!!!!!!! ;((( Nie będę kłamać, że przyjęłam to ze stoickim spokojem, bo ryczałam ponad godzinę - to fatum, które nade mną zawisło przygniotło mnie całkowicie swoim ciężarem;( Powoli Ktoś wytłumaczył mi, że to nie moja wina - uczeń był jednak ze mnie odporny na tą wiedzę. I zamiast zrelaksowana pojechać na gastro, miotałam się z jednego kąta swego wnętrza w drugi. Szczegółów medycznych "badania z rurką" nie opiszę - to trzeba przeżyć;) zresztą to wszystko są indywidualne odczucia. Przeżyłam, więc nie było najgorzej. Po ciężkim dniu odpoczynek miał przyjść szybko ale jak to bywało w ciągu ostatniego miesiąca - realny sufit oglądałam bardzo często.
|
21.04.2005 | To miał być wielki dzień spełnionych nadziei po bitwie o PET. A jeszcze jutro miała być chemia. Teraz już czekam aż machina w Bydgoszczy zacznie funkcjonować i dopiero potem zaserwuję sobie abvd. Znienawidziłam słowo "czekać". Na razie siedzę w domu i po prostu staram się nie myśleć. Efekty są marne. Ale... czasem zdarzają się takie chwile szczęścia jak ta: jadę w sobotę do Krakowa!!!!! Zobaczę i uściskam moich Wielostopowych Rodziców!!!!!! Rozpłynęłam się z radości:))))))))))))
|
22.04.2005 | Dzień nieszczególny ale... jest wezwanie na PET!!!!! - teraz tylko czekanie do poniedziałku.
|
23.04.2005 | Śpiewam od rana w pociągu:))) staram się robić to w miarę dyskretnie:))) Tylko godzinka wygniatania siedzeń PKP i gród Kraka pojawi się na horyzoncie. Jadę z obstawą w towarzystwie przyjaciółki Agnieszki - na wszelki wypadek gdyby moje ciało miało jakieś buntownicze zamiary w trakcie podróży. Spotkanie w prawie SAMO POŁUDNIE!!!!! Uściski, buziaki, przytulanki... Rano pomyślałam: "jak nie zobaczę, to nie uwierzę". A jednak - dwa ziarnicze krańce Polski się spotkały:))) Mogę się dziś przyznać, że gdyby nie Tych Dwoje Ludzi nie wiem jak to wszystko po 16 marca potoczyłoby się dalej... ze mną ciężko wytrzymać i to jak oni znosili i nadal znoszą te moje doły psychiczne pozostanie Ich tajemnicą... Cudna pogoda sprzyjała spacerkowi bulwarami nad Wisłą, wylegiwanie na trawce - pierwsze w tym roku - i niekończące się rozmowy przeplatane wybuchami śmiechu. Tylko czemu ten czas tak szybko mija? Podobno szczęśliwi ludzie czasu nie liczą - to fakt... albo ten pociąg powrotny przyjechał za wcześnie:(
|
25.04.2005 | Godzina 1 w nocy czyli odjazd. Spanie w samochodzie odpadło... została muzyka i książki żeby nie myśleć i nie stresować się, powoli głód daje znać o sobie - ach to przebywanie na czczo:( Wschód słońca w Toruniu i pierwsza myśl - kolejne miasto, które muszę odwiedzić:) w czasie wolnym. 7 rano - cel osiągnięty. Szyldu Pozytronowa Emisyjna Tomografia nie da się przeoczyć. O 7.30 już można było zacząć napastować pani rejestratorkę:) Procedura rozpoczęta... najpierw spotkanie w lekarzem, potem badanie poziomu cukru i kilkakrotna próba wkłucia welonu w moje zbuntowane żyły - znów mają ze mną problem, ale wreszcie udaje się. Potem patrzę sobie na radioaktywną glukozę i za parę chwil już jest we mnie. Teraz tylko godzinka popijania wody i leżenia w odosobnionym miejscu bez zbędnego wysiłku i rozmów. Chyba jednak zestresowałam się bo część wody wylałam na siebie podczas leżenia. I wreszcie po zdjęciu niepotrzebnego złomu z siebie:) wyruszam krótkim korytarzykiem na skanowanie. Po drodze czytam wszystkie plakaty na ścianach - może dowiem się czegoś nowego;) no i wreszcie jestem w środku. Najpierw oglądam pobieżnie machinę (na pewno nie rozpoznałabym różnicy miedzy nią a zwykłym tomografem;) a potem zostaję zaproszona do leżenia z opuszczonymi do kolan spodniami - sugestie na forum co do bielizny były bardzo konstruktywne;) W trakcie badania prawie zasypiam w rytm nieustającego delikatnego szumu - jednak trochę mi zimno i drętwieją ręce z powodu trzymania ich za głową. Po 15-20 minutach już jest po wszystkim. Teraz tylko czekanie na decyzję czy wszystko technicznie wypaliło - trochę to trwało ale wreszcie można jechać do domu. Z wielką ulgą mija trasa powrotna. Teraz najważniejsze - czekać na wyniki i zająć czymś myśli...
|
29.04.2005 | Poranne przemyślenia - pewnie moje wyniki już fruną z Bydgoszczy, ale nadchodzi dłuuuugi polski weekend więc pewnie już w maju je dostanę. No ale w południe mile się zaskoczyłam - odbiór listu poleconego. Nie mogłam poradzić sobie z kopertą.. Przeczytałam i nadal nic nowego nie wiedziałam-piszą o jakichś wychwytach w gardle i klatce ale wnioski są takie, że brak cech aktywnego rozrostu.....o co tu chodzi? Pytałam dwójkę PETowych Ziarniaczków - wychodziło, że chyba jest dobrze....A hematolog - prowadząca - na urlopie....Znowu muszę czekać:( Wieczorne wycie do księżyca zamieniłam na nocny spacer z przyjaciółką i powrót do czasów dzieciństwa - rundka na huśtawkach to jest TO:)
|
30.04.2005 | Bawię się na weselu u Byłej Ziarniaczki. Dla takich "mega-motywujących" chwil zawsze warto czekać...... Dzień cudowny w każdym szczególe a noc krótka:)
|
02.05.2005 | Takich żartów to ja nie lubię!!!! 42stopnie na termometrze (w słońcu). Klimaty afrykańskie nigdy mi nie odpowiadały - zdecydowany kryzys formy.....
|
03.05.2005 | Rzuca żabami czyli pada od południa - powinnam się cieszyć ale...zadaje sobie pytanie: czy nie ma nic pośrodku - między upałem a ulewą? Zaczynam narzekać - oj niedobrze...Chyba stres "przedleżaczkowy" daje znać o sobie. Mimo psychicznego zdołowania pozytywne akcenty jednak się pojawiły - ktoś obcy zajrzał do mojego bloga i otrzymałam pozytywny listowy komentarz:) Jeszcze Tatkowi i Mamuni nie podziękowałam za ten pomysł z "Moim polem walki":* KOCHAM WAS!!!!
|
04.05.2005 | Poranna wampiriada na onkologii - badam poziom "wariacji" tarczycy.Poza tym szaleję zakupowo przed dniem jutrzejszym. Potem zaczynam się dołować na własne życzenie...... W tzw. międzyczasie pakowania zaglądam na forum WS i co widzę? - powalajacy inteligencją wątek z zapytaniem o możliwość zarażenia się zz. Wydawało mi się, że żyjemy w XXI wieku a nie epoce kamiena łupanego:/ Moja wiara w ludzi zostaje lekko podkopana. Zaczynam dedukować....a może ta część znajomych, która odsunęła się ode mnie ostatnio ma podobne skojarzenia jak "gość" z forum??? Można tak gdybac w nieskończoność.... W sumie niczemu nie powinnam się dziwić - przecież 2 dni temu znajoma zapytała mnie czy mam "Tą Złośliwą" odmianę ziarnicy, bo w serialu powiedzieli.....czy ktoś mi wreszcie oszczędzi szczegółów tej medycznej sagi? Ludzie zlitujcie się!!!! Ale...wątek na forum rozwinął się dość optymistycznie. Kwestia fretki i tego "co można z nią robić" ubawiła mnie zupełnie:)))) Oj chłopcy, chłopcy:)-acha miało być dinozaury;)))
|
05.05.2005 | Jakoś sen przez całą noc nie nadszedł....O godzinie 4 nad ranem można usłyszeć zdecydowanie najgorsze numery w radio......O 6.30 wyruszyłam po dalsze decyzje kliniczne - chyba już najistotniejsze. Kolejka na izbie przyjęć jak z "dawnych czasów" ale ja jestem pierwsza do tych "prezydenckich apartamentów";) O 9 już leżaczkuję - ale na separatce dwuosobowej czekając na lepsze warunki:/ Brak możliwości odwiedzin i dobijające psychicznie wywody sąsiadek raczej nie nastrajają optymistycznie. Ale obiecałam sobie (i jeszcze paru Osobom), że bojowe nastawienie do walki nie może we mnie zginąć!!!!! Na dobry początek hospitalizacji przyssał się do mnie "wampirek" w fartuchu, potem wywiad-rzeka ze stażystami.Trochę trwało opowiadanie 1,5 rocznego pielgrzymowania medycznego. A ja chciałam tylko "dopaść" mojego nowego lekarza. Jak ja nienawidzę tej luki informacyjnej!!!! Po południu wreszcie sukces - pytam o moją przyszłość na oddziale....ale za wcześnie na jakiekolwiek decyzje, może bardziej konstruktywne info pojawi sie jutro....Czy ja już wspominałam, że nie lubię słowa "czekać"?! Cały dzionek otrzymuję esemesowe wsparcie od Wielkostopowej Rodzinki, newsy wychodzą ode mnie na bieżaco... jak ten Tatko:) to wytrzymuje? A na dobranoc telefon od Mamuni!!!-ale niespodzianka-chyba się rozpłynę:) ustne wieści z forum też już znam-ja na razie tylko jako bierny użytkownik, chociaż...właściciel Fretki:) proponował czasowe przejęcie mojego nicka;) Dzień pełen wrażeń...może zasnę...
|
06.05.2005 | Chyba piątek z czwartkiem mi się zlały;) zasnęłam o 5 a pobudka o 6...ups...W sali ruch-ktoś wychodzi już do domu, ale nowa sympatyczna osóbka też już jest...Zaliczyłam usg i czekałam, aż wszystko potoczy się dalej-jak na mój gust dzień jakoś bezproduktywnie mijający. O 15 ustalamy, że idę na weekend do domu <pomysły zrodzone w ostatniej chwili są zawsze najlepsze:)>, wracam w poniedziałek na trepanobiopsję i po resztę zaleceń. Wiem już conieco o prawdopodobnym kształcie leczenia-ale nadal potrzebne są szersze konsultacje.....Nasuwa mi się jedno słowo...CZEKAĆ;) ale to już zrobię we własnym łóżeczku:)
|
09.05.2005 | No i po weekendzie. Szybko skończyły się domowe klimaty ale rozwiązania zasadniczych kwestii nie można odwlekać w nieskończoność. Na szpitalne powitanie łapki zostały podziurawione kilka razy, potem "przelot" na rtg klatki i oczekiwanie na trepanobiopsję. Przed śniadaniem jeszcze mogłam sobie "na żywo" pooglądać szpik sąsiadki. Chyba powoli zaczynam się uodparniać na wszelkie (podobno obrzydliwe) aspekty leżakowania. Widok robionej przez neurologa punkcji ledźwiowej też jakos specjalnie nie zrobił na mnie wrażenia...moja sąsiadka skwitowała to jednym komentarzem:"Na mnie trenują, a pani sobie ogląda...ciekawe kiedy rolę się odwrócą?;)" Powoli zaczynam się przyzwyczajać do nowej współlokatorki-tematy medyczne zdecydowanie nam nie pasują..a, że gadulstwo ponad miarę każda z nas ma chyba genetycznie zakodowane tematów do mało stresujących i zupełnie niepoważnych opowieści nie brakuje:))) Dzięki temu dzionek wydaje się bardziej pozytywny... Przyszła medyczna ekpia obejrzec moje bioderko, no i... usłyszalam najbardziej orginalny komplement:"proszę zobaczyć, jaki piękny kolec biodrowy tu mamy, wogóle nieotłuszczony" hahahaha:))) na takiej diecie to i mrówki by nikt nie spasł;) Nie wiem co zawiera ten głupi jaś ale poproszę tego więcej:) Moja "śmiechowa" reakcja bardzo spodobała się personelowi - 20 minutowy chichot dopadł wszytkich obecnych w pokoju:))) Poprosiłam jeszcze o pokazanie "wyrwanej części ciała" i więcej nie pamiętam...a chyba powinnam bo dzwoniłam do 2 osób-jakoś na razie nikt mnie nie oświecił co było tematem rozmowy:> Czterogodzinny sen był słodki i zupełnie niewiarygodny...Obudziłam sie spokojna. Myślę albo raczej trzymam się tej nadziei, że powoli zaczynam oswajać dziwne myśli placzące się już jakiś czas w mojej głowie.Trzeba to wszystko uporzadkować...
|
10.05.2005 | Przespałam całe 9 godzin!!!! Rekord od 3 m-cy:) Od rana tylko 1 konsultacja więc czas wlecze się maksymalnie. Ktoś nowy powiększył czasowo dwuosobową ekpę w naszej sali. Wesoło się nie zaczęło-od wejścia kobieta wyliczyła listę chorób rodzinnych i pogrzebów. Miałam ochote złożyć oficjane pismo z prośba o przeniesienie. Dość obcesowo zaznaczyłam, że nie życzę sobie poruszania TAKICH tematów ze mną. Jak ktoś ma ochote tonąć w czarnych myślach to proszę bardzo ale beze mnie!!!Tak na prawde zaczynam tesknić do całkowitej izolatki-tam przynajmniej mogłabym bić sie tylko z własnymi myślami. Zasypiam na krótko zatopiona w muzyce-to jedyny ratunek by nie słuchać "dobrych rad" i dołujących wywodów. PO południu kolejne nowe doznania medyczne-sąsiadce zakładają dojście centralne. Już wiem, ja na pewno jestem nienormalna....spoglądam z zaciekawieniem lekarzowi na ręce. Ale...jestem też juz bardziej spokojna bo widzę, że wcale nie jest to TAAAKIE straszne.Aczkolwiek niekoniecznie chciałabym znaleźć się wtedy na miejscu sąsiadki;) No i przyszła kolej na moje rozstrzygnięcia-chyba powinnam się cieszyć (wyniki części badań właściwie zadowalające) ale tą radość przesłania mi widmo jutrzejszego wlewu abvd:( Po raz kolejny stosuję przećwiczoną strategię: nie spać całą noc po to, by "przekimać" wlew. Robię wszystko: rozwiązuję krzyżówki, czytam, słucham muzyki, napastuję siostry w dyżurce. Po 4 rano zaczynam sama ze soba grac w kółko i krzyżyk-zwariowałam?:/ Nawet jesli tak to przynajmniej mogę smiać się sama z siebie. A wogóle to mamy juz nowy dzionek....
|
11.05.2005 | Poranna procedura pozbycia się krwi u "wampira" już za mną. Teraz kombinuję przed wlewem:"co by tu...jakby tu....ugryźć gada?" Leżę i śpiewam:"I feel so light-this is all I wanna feel tonight and rest of my life" - pomarzyć zawsze można:) Sąsiadki przynajmniej mają ubaw słysząc moje muzyczne fałsze.Powieki coraz cięższe od tego czekania na "witaminki"(prawa autorskie do tej nazwy są własnością Carinki:*) Własnie dzwoniła moja najmłodsza stażem Ciocia - Wiola!!!!!! Ja po prostu jestem w siódmym niebie!!!! Czy ja zasłużułam na tyle radości??? No tak wiedziałam.... ja nigdy nie moge mieć wszystkiego w normalnym porządku...muszę poczekać na konsultacje endokrynologiczne!!!!!No to czekam....Tylko ile można!!!! Jestem maksymalnie wkurzona bo drinkować zaczynam o 17-nigdy nie pomyslalabym, że bedę kiedyś prosić o abvd... Wreszcie leci sobie "ukochana zupka". Ból ręki znów nie do zniesienia - lekarz chce przedłużyć wlew - a ja nie zgadzam się!!!! Do godziny 22 ma być koniec i basta!!! O dziwo w trakcie wlewu nie dzieje się nic niepokojącego a ja profilaktycznie zaopatrzyłam się w potrzebne akcesoria.... A jednak nie należało się cieszyć przed czasem - opadłam z sił, dopadł mnie katar i łzawienie oczu..wiem co bedzie dalej:"""((( I tak zastał mnie ranek w pozycji prawie "kwiatu lotosu"....
|
12.05.2005 | Wiedziałam, że dziś szansa na definitywne opuszczenie klinicznych murów. Najpierw poranna konsultacja w innym szpitalu na oddziale radioterapii poprzedzona bezproduktywnym i wykańczającym fizycznie godzinnym czekaniem w jakiejś kolejce po jakąś kartotekę. Gdyby nie dobra wola starszego pana z kolejki "malowane ptaki" personel medyczny zobaczyłby na ścianach... Na szczęście wstępna kwalifikacja lekarska przebiegła dość sprawnie - wynegocjowałam dogodny termin 20 naswietlań mojej "łabędziej szyi";)Zaczynam w Dzień Dziecka:)Oby to był dobry znak... W czasie powrotu na separtkę - do której zdążyłam już chyba przywyknąć dzięki mojej przemiłej sąsiadce - nadmiar wrażen i chyba świeżego powietrza przygwoździł mnie do parteru. Muszę zostać jeszcze dzień na obserwacji-buuuuuuuuuuuuuuu:( Parę kroplóweczek i powoli wracam do normalności, nie ustając w zadręczaniu lekarza prowadzącego pytaniami dotyczącymi hipotetycznych szczegółów leczenia. Na skołatane nerwy najlepsza drzemka...oby zaplatał sie tu jakis sen z serii niemedycznej.....No i zapomniałabym dodać, że dziś dostarczono mi pocztę (Mamunia i Tatko dbają o mnie)- karteczka z kochanym Kubusiem Puchatkiem już wsunięta jako zakładka do książki a zdjęcia(z komentarzem!!!) ze ZZlotu w Kraku przykleiły uśmiech na mej twarzy... Znów wyspałam się przed kolacyjką...Sąsiadka proponuje spacer po naszym "więziennym wybiegu"-dziś tematy bardzo poważne:reakcje naszych bliskich, znajomych i nasze życie z nimi już w trakcie choroby...nie myślałam, że znajdziemy tak dużo podobieństw...ja jednak cieszę się, że ostatnie 3 miesiące pozwoliły mi poznać zupelnie WYJĄTKOWYCH ludzi, znoszących moje małe i większe depresje, i wbijających do mojej głowki optymistyczne akcenty. Już się cieszę, że uściskam ICH w Warszawie:)!!!!!!!!!!!!!!
|
13.05.2005 | Na wylocie do domuuuuuuuuuu:) Jeszcze aplikacja żołądkowych wspomagaczy i zaczynam pakowanie. Na samą myśl o świeżym powietrzu buźka się usmiecha. Home sweet home!!! Wypis w ręku, terminy dalszego postepowania ustalone więc ciaoooooooo kliniko na jakiś czas....
|
18.05.2005 | Plan dnia wypełniony po brzegi ale najważniejsze aby w dobrej formie dotrzeć do Carinki na wlewik "witaminek"... Tym razem jadę autobusem, klimaty zupełnie jakbym jechałam na uczelnię - paru starych znajomych spotkałam i było maksymalnie wesoło:) Pełna integracja pasażerów to chyba to za co jedynie lubiłam ten wlekący się 1,5 godzinki środek komunikacji miejskiej:) Ach te kliniczne klimaty - do zapachu nie przyzwyczaję się nigdy:( Ale uśmiech Aneczki na powitanie wynagrodził wszystkie nieprzyjemne doznania:) Co tu dużo pisać...rozmawiałyśmy non stop chichocząc co chwila:) najpierw chwaląc się sukcesami w boju ze złośnicą:) Możemy być z siebie dumne!!!! Wojowniczki zasługujące na najwyższą notę:) W trakcie naszych pogaduszek telefon z radioterapii (w planach była dziś CT szyi i profilowanie tzw.łóżeczka na naświetlania). Tomograf się zepsuł:(...no nieeeeeeeeeee...to jakieś jaja chyba...najpierw PET przełożony w czasie a teraz to. Czy ja wytwarzam jakieś fluidy uszkadzające urządzenia techniczne?:/ Zdenerwowałam się znów - oj niedobrze, przecież mam unikać negatywnych emocji. Po chwili jednak dopatrzyłam się pozytywu tej sytuacji - będę mogła do końca wlewu zostać z Carinką:) Babskie tematy do obgadania znajdują się zawsze:)A po godzinie znów telefon, czy nadal jestem na mieście bo tomograf już naprawiony i byłoby miło gdybym się zjawiła. No jasne, że się zjawię!!!!! - bo lekko poirytowały mnie te zawirowania, tym bardziej, że wiązałoby się to ze zmianą terminów naświetlań, a to jest równe dalszemu czekaniu!!!!Przepraszam, ale terminów całej tej "imprezki" wolałabym się jednak trzymać!!!Pożegnałam sią z Aneczką i ruszyłam po nowe wrażenia medyczne.... Zaczęło się od profilowania tzw. "łóżeczka", jakby styropianowo-piankowego odlewu górnej połowy ciała. Technik wykonujący to cudo był bardzo wylewny i rozmowny - tu się zaskoczyłam mile bo mogłam pytać o wszystko i zawsze otrzymałam konkretną odpowiedź. Profilowanie odbywa się tylko w bieliźnie, wycinane są kształty ciała ze styropianu, wszystko łączone razem, powstaje forma, oblekana folią i wypełniana specjalnym płynem coś ala herbata w wersji wyjściowej. Potem trzeba było położyć się na tak przygotowaną formę i zaczynała się najprzyjemniejsza część tej zabawy:)))) Nawet wesoło było, ponieważ z tej masy zaczęła rosnąć pianka wypełniająca formę. Po kilkunastu sekunadch czułam ogooooooomne cieplo i masę wypierającą mnie do góry:)))) Zaczęłam chichotać jak szalona a technik mówił, że to normalne....i tak 10 minut sobie rosła ta pianka. Porównać to można z jednym:normalnie jakby leżało się na świeżo wyrobionym cieście drożdżowym;D Na takie efekty to ja nie byłam przygotowana:) Potem już tylko CT szyi, jakieś znaki na klatce zrobione czarnym markerem:/...i wreszcie do domu paaaaakować się bo jutro upragniony, wyczekiwany wyjazd do Wafki na ZZlot Rodziny już w pełnym gronie:)))))
|
19.05.2005 | Od rana mam świetny humor!!! Już tylko dopakowanie reszty bagażu i o 14 wyruszam do stolicy:) Jak zwykle mam małe obawy co do samotnej podróży pociągiem - mija tydzień od ostatniej chemii i kondycja nie wróciła jeszcze w pełni:/ Ale motywację mam OGROMNĄ!!!
[Acha, kilka słów wyjaśnienia dla tych, którzy pytali o osoby ZZ-towej Rodzinki: Mamunia=Asica, Tatko=Baldi, Ciotunia=Wiola, Wujo=Misiek/Zoisyte...i wszystko jasne;)]
Nareszcie Rodzina będzie w komplecie!!!Szykuje się kilka wspaniałych dni:))) Tylko pogoda coś niebardzo się spisuje - u mnie pada... Ale co ja słyszę - Cioteczka zapewnia przez telefon, że w Wafce słonko zagościło na dobre:)) Zostawiam więc w swoim mieście beznadziejną aurę a zabieram ze sobą tylko dobry humor:) 3,5 godzinna podróż mijała baaardzo szybko. Chyba po raz pierwszy nie będę narzekać na PKP;) W trakcie jazdy nie zauważyłam, że rozpięła mi się bluzeczka i oczom pana z naprzeciwka ukazał się malowany wczoraj markerem przez technika na radioterapii 3cm krzyżyk na wysokości piersi. Pewnie gość zastanawiał się gdzie ja mam inne takie "cuda";) Dobrze, że zorientowałam się w porę i o mało nie zabiłam tego pana wzrokiem:/ Nie ma to jak życzyć Tatkowi z rana podróży bezpiecznej i bez ekscesów - własnie podesłał info, że padł mu w drodze autobus:/...ja już nie wnikam dalej ale wierzę tylko, że PKS stanie na wysokości zadania i dowiezie mi Ojca na miejsce przeznaczenia jeszcze dziś;) Wreszcie dotarłam:) Zgranie czasowe z ekipą przechwytującą (Wujostwo) godne podziwu. Jaaaaaaaaaaacie!!! Uściski, przytulanki, całuski - rozpływam się:) Wreszcie mogę poznać Wiolę i Misia!!!!!!I po raz kolejny wirtualność stała się realnością:) Czuję się fantastycznie!!!! mimo zmęczenia podróżą. W trakcie oczekiwania na Rodziców:) omawiamy szczegóły mojej jutrzejszej konsultacji w CO u lekarki prowadzącej Misia. To chyba jedyny element wizyty w stolicy, który mnie przeraża......Rozdzielamy się: ja z Wujkiem odbieramy Matkę:* a Ciotunia przechwytuje Ojca:* No nareszcieeee!!! WSZYSCY RAZEM!!! Upychamy się do autka - damska część rodu okupuje tyły a "reszta";) pilotuje...... I wreszcie wylądowaliśmy w przytulnym mieszkanku Wujków. A ja mam własny pokój!!!!:> Szybka "instalacja" w nowych kątach a potem jedzonko - mmmmm jakie pyszności, Ciocia rządzi w kuchni:* No i ciacho przywiezione przez Tatka:P W trakcie zapełniania brzuchów następuje wymiana prezentów - już wtedy wiem NA PEWNO, że mój bagaż będzie cięższy w drodze powrotnej:> ZeSnoopowana i zGarfieldowana oglądam inspirujący do kolejnych wkłuć prezent od Ojca - flesh tunnel 3mm:) No wreszcie będę mogła sprawdzić tą swoją odporność na ból nie związany w żaden sposób z medycyną;) Mimo wielu tematów do dyskusji kładziemy się jednak spać - w końcu jutro też jest dzień, który spędzimy razem:) Dla mnie bardzo ważny i stresujący to będzie dzionek - zasypiam niestety około 4, znów słuchając muzyki i pochłaniając najnowsze prasowe doniesienia gospodarcze.
|
20.05.2005 | Od rana wesoło w całym domu, ja trochę snuję się po kątach a dziwne myśli po mojej głowie. Co będzie jeśli w CO wydadzą inną opinię, niż tam gdzie moje leczenie jest już zaplanowane?:( Idealną byłaby zgodność obu wersji ale czy to możliwe??? Jakoś fartownych dni ostatnio miałam mało. Wyruszamy wcześnie rano, po drodze słucham muzycznych talentów Wuja i Tatunia:> Radość i dobry humor królują w samochodzie, mnie też się to częściwo udziela ale gdzieś w środku jestem przerażona....Na widok CO śniadanko staje w gardle a ręce się pocą. Wjeżdzamy na oddział nowotworów układu chłonnego i chwilę czekamy na panią doktor. Ja rozpadam się psychicznie...płaczę:'''( Wujo z Cioteczką non stop zagadują a w moim mózgu jakaś blokada. Może stąd uciec? W końcu nikomu nie opowiadałam, że jestem jakimś nadczłowiekiem. Boję się okropnie... Ale pojawia się lekarka i już nie ma odwrotu. Trafiam do gabinetu i na szczęście wrodzone gadulstwo od progu daje znać o sobie. Po chwili nawiązuje się nić porozumienia z tą fantastyczną osobą. Rozmawiamy jakąś godzinę chyba, i w tym czasie mój nastrój zmienia się o 180 stopni. Pytam o wszystkie wątpliwości i kwestie, które mnie dręczą, opowiadam swoją dotychczasową historię. Zrozumienie i sympatia, jaka płynie od pani doktor działaja kojąco, a konkretność odpowiedzi wzbudza mój wewnetrzny spokój...I o dziwo okazuje się, że ustalony w mojej klinice plan działania jest zupełnie prawidłowy!!! Wytknięte zostają dwa błędy przeszłości - ale po fakcie to juz można tylko gdybać. Dostaję dodatkowe zalecenia na przyszłość i prawie na skrzydłach frunę z gabinetu do Rodzinki:* Oddali mnie w ręce pani doktor z miną maksymalnego ponuraka a ujrzeli z powrotem w pozie człowieka z bananem na twarzy:) No cóż, nie pozostaje nic innego jak dobrze się zabawić po jak owocnym początku dnia!!! Wyruszamy na miasto:) Temperatura coraz wyższa - trochę odbiera to siły mojej tarczycy ale dziś nie zamierzam się tym przejmować!!!! Na początek japońska restauracja. Wiolusia z Misiem kompetentnie doradzają kulinarnie:) No i do tego dochodzi zabawa z pałeczkami. Kiedyś już raz próbowałam ale zraziłam się jakoś - głodny Polak woli jednak tradycyjne sztućce;) Ale Wujo-trener sprawnie pokazał jak opanować tą sztukę. A jedzonko na naszym stoliczku to kulinarne niebiosa!!!!MNIAAAM. Tylko czemu tego tak dużo?-ja poproszę na wynos:) I jeszcze deser - owoce liczi:P Po raz pierwszy od 2 m-cy spodnie nie spadają ze mnie przy każdym kroku:) Skoro żołądeczki już wypełnione, czas na jakąś rozrywkę ogólnorozwojową. W drodze na kręgielnię razem z Matką poddałyśmy się sennej atmosferze poobiedniej drzemki w samochodzie:)... Chwilkę potem jeszcze wylądowaliśmy w kawiarence:), gdzie Ojciec karmił mnie czekoladowymi frykasami a Matkę zaobrączkowałam srebrem na palec:)... Teraz dopiero rozpoczęła się zabawa!!!ZZ-towa Rodzinka rządzi na kręgielni!!! "Supermodne" butki wywołały pierwsze salwy śmiechu a potem......oj działo się działo...ostra rywalizacja;), dopracowywanie technik obchodzenia się z kulą i dobre rady dla każdego:) Niektórzy nawet nie rozstawali sie z ulubionym "sprzętem turlającym" (Mamunia:*)...a w trakcie zabawy sesja zdjęciowa. 2 godziny minęły w cudnym nastroju - już wiem, że jutro będę mieć zakwasy na brzuchu z tego ubawu po pachy:) Jakby tego było mało Cioteczka zaproponowała grę w cymbergaja. I wtedy zaczął się m.in. pojedynek z Mamunią:> Dopadła nas maksymalna głupawka czy można w to grać klęcząc i płacząc ze śmiechu- NO JAAAAAAAAAAAAAASNE!!!!, co nie Matka?:* Ale przynajmniej kalorie zostały spalone na 100%... Kiedyś jednak trzeba było zlądować do domu....na nocny wypoczynek poprzedzony oglądaniem filmidła:) Sen przyszedł szybko, tylko czy nie mógł być odrobinę weselszy???
|
21.05.2005 | Dziś dzionek spędzam pod opieką Wioli i Misia, bo Rodzice pojechali wcześniutko w poznańskie klimaty akademickie.....Po pierwsze - poranny sen drugiego rzutu był o niebo lepszy niż poprzedni i po drugie - zejście z łóżka graniczyło z nadludzkim wysiłkiem, buuuuuuuuuuu wszystko mnie boli, prawa łapka i lewy pośladek;) Się zaszalało to się teraz ma zakwasy;) Dziś przewidziany dzień sklepowo-zakupowy dla relaksu:) Chcieliśmy załapać się na Targi Książki ale kilkunastometrowa kolejka w ogromnym upale przed Pałacem ewidentnie nas odstraszyła:/ Co pozostało? Szaleństwo ciuszkowo-bucikowo-torebkowe, to przynajmniej nie męczy kobiet tak bardzo;)))...a Misio dzielnie i KOMPETENTNIE doradzał we wszystkim więc łowy można uznać za jak najbardziej udane!!! No tak teraz to moja torba już na pewno będzie za mała żeby zabrać wszystko ze sobą do domku:) Aleeee.... na wieczór szykuje się dopiero atrakcja!!!! Wcześniej drzemka, bo wieczór skończy się dziś późno:) Stwierdzam, że w dzień sypiam lepiej niż w nocy... chyba muszę plan dnia inaczej zhierarchizować;) Wyjeżdżamy około 20 do...kina - dzis premiera Star Wars Ep.III. W miejscu docelowym zostajemy z Ciotką razem i wyruszamy na mały sklepowy rekonesans a Wujo jedzie odebrać wracających Rodziców:) Seans na 21 a jeszcze należy rozdysponować bilety bo jak się okazało nasza grupa fanów SW liczy TYLKO;) około 60 osób-zrobiła się z tego MEGArodzinka:) Poza tym jeszcze jeden prezencik z Wiolą dostałysmy bo Tatko przywiózł nam pamiatkę z Poznania - ja jeszcze nie miałam na razie okazji zawitać do tego miasta więc koziołki przyjechały do mnie:)..... I wreszcie filmidło rozpoczęło się:) Ci, którzy dysponowali nieco dłuższymi niż przeciętne kończyny dolne mieli trochę problemów z ich zagospodarwoaniem przestrzennym;) w ciagu 3 godzin. G. Lucas stanął na wysokości zadania i dał świetny popis swym reżyserskim umiejetnościom w tym epizodzie, choć dwa razy zdarzyło mi się razem z Mamunią przyłożyć główkę do fotelika:) No i po północy zlądowaliśmy w domciu......Za przykładem Tatka dość szybko spotkałam sen, podczas gdy Matkowo-Ciotkowe rozmowy trwały nieco dłużej w kuchni:)
|
22.05.2005 | Mały smuteczek od rana:( dziś trzeba będzie się pożegnać i wracać do siebie:( i zacząć zasadniczą część leczenia..... Najpierw pakowanko - wiedziałam, że to będzie trudne, ale aż tak???? Ugniatanie wnętrza torby nogami było w planach;) jednak doświadczenia ze studenckich eskapad zrobiły swoje - ufff...ale bagaż wyglądający na podręczny waży chyba z 10kg;) Trafiło nam się świetne filmidło, zrobiło się ciut psychologicznie..... wreszcie nie musiałam myśleć o własnej psyche;) Potem wspólne gotowanko obiadu, wszyscy zaprzęgnieci do roboty....i jaki efekt wyszedł!!!!!! Paluszki lizzzzzać!!!! Mamunia dyrygowała sprawnie razem z Cioteczką, po prostu zgrana ekipa!!!! Nadeszły godziny popołudniowe i "time to go". Z ciężkim serduchem opuszczałam domek Wujków...a kiedy wysiedliśmy przed dworcem uświadomiłam sobie, że długo będę musiała czekać na kolejne drzemanki i pogadanki z Mamunią z tyłu samochodzika:( na kolejne podśpiewywanie Wujka z Ojcem:( i na przytulanki Cioteczki:( Troszkę oczy się spociły podczas pożegnania, udaliśmy się w swoje strony..... Wszysto co dobre jednak zawsze się kończy:(...ale kto powiedział, że nie można tego powtórzyć???!!!:)
DZIĘKUJĘ za WSZYSTKO!!!! Było fantastycznie, cudownie, radośnie, hiperpozytwnie, odjazdowo, jednym słowem zajefajnie!!!! Baldi, Hela, Zoisyte, Asica Wiola, Hela
|
26.05.2005 | Kolejne piegrzymkowanie po lekarzach - tym razem endokrynolog i tyreolog, trzeba dbać o sfiksowaną tarczycę:/ W dodatku dostanie ona małego kopniaka podczas naświetlań więc trzeba trzymać rękę na pulsie. Tylko czemu temperatura nadal rośnie?:/ Stapiam się z asfaltem, mam ochotę chodzić po mieście na boso i w bieliźnie...no tak ale jakby nie było to jest miejsce publiczne:> chyba się więc powstrzymam;) Oby do wieczora i wrócę do normy....
|
27.05.2005 | Nastroje zmienne od kilku dni, aklimatyzacja po wizycie w stolicy jakoś ciężko się odbywa. Dziś odwiedzam jak to zwykle rano bywa WS i co widzę??? JUUUUUUUPI!!!!!!!!!!! moj Wujek Misiek jest "numero uno" w galerii ozdrowieńców - spieszę z gratulacjami...o rany, jaka MEGARADOŚĆ mnie dopadła, chyba coś zaśpiewam!!!!! a może i zatańczę?:> TRA LA LA LA:))) W sumie 3 nowych ozdrowieńców, no Wojownicy jestem z Was dumna!!!!!!!!!!! Poza tym dzięki:* za te pokrzepiające komentarze moich zapisków z pola walki....
|
31.05.2005 | Dzis dzionek bardzo pracowity medycznie. W południe symulacja naświetlań bo jutro zaczynam "podpiekanie":) a potem komisja orzekająca o kwalifikacji do autoprzeszczepu.Wszystko jednak napięte godzinowo, bez prawa opóźnień gdziekolwiek.... Słowo symulacja ma wiele znaczeń więc jechałam całkowicie w nieznane...mimo,że podpytałam już paru ziarniaczków po "promyczkach" co i jak..ale każdy ośrodek ma inne praktyki...Starannie dbałam o pozostawiony na mojej klatce jakiś czas temu markerem ślad krzyżyka:> Czemu wcale nie zdziwiło mnie to, że symulacja opoźniała się już 15 minut i nikt nie raczył uprzedzić pacjentów o tej kwestii. Może reszta miała czas na czekanie, ale ja postanowiłam przedsiebiorczo wyegzekwować mój termin, ustalony zresztą przez lekarza prowadzącego, który zaplanował mi godzinowo ten cały napięty dzień. Jedynym kompetentnym (tak myślałam) źródłem informacji były panie z rejestracji. Pogadanka była "typowa": Ja:Czekam od 20 minut na symulację, za godz mam komisję w innej klinice, nie mogę się spoźnić. Rejestracja:A czy to moja wina? Ja: A czy to ja ustalałam taki zaporowy termin wizyty czy też to państwo zobowiązali się do wyboru takiej godziny bym mogła dojechać na kwalifikacje bezpośrednio po symulacji? Rejestracja: Czego pani ode mnie żąda? Ja: Niczego od pani nie żądam ale proszę wyjaśnić tą sytuację albo poprosić mojego prowadzącego radioterapeutę. Rejestracja:Proszę usiąść i poczekać. Ja: Dziękuję postoję:> Stałam kolejne 10 minut spacerując jak najęta, ale "na widoku":> żeby pani nie zapomniała o mnie:> Wreszcie wykonała telefon i zjawił się radioterapeuta wyjasniając rzeczowo, że jest 2godzinne opóźnienie więc bez żadnych przeszkód pozwolił jechać na kwalifikacje a na symulacje przyjechać jutro na 1,5 godz przed naświetlaniami. Serdecznie podziękowałam i wyleciałam z tego przybytku życzliwości. Nie ma to jak zacząć "efektownie" w nowym miejscu:/ Jak tak dalej pójdzie to pewnie za m-c będzie tu wisieć moje zdjęcie z napisem "tej pani nie obsługujemy":> W klinice oddałam dokumentację a ponieważ czasu było jeszcze sporo postanowiłam sprawdzić czy moja sympatyczna sąsiadka z separatki nadal leżaczkuje i jak poradziła sobie z uciążliwą - nową po moim wyjściu współlokatorką. Telefon na zewnątrz oddziału na szczęście nie był oblężony i po chwili już rozmawaiałam z Grażynką. Niestety jej leczenie potrwa jescze jakiś okres czasu ale mimo niezbyt dobrej kondycji fizycznej humor dopisywał baaaaaaaardzo:) i za ten optymizm bez względu na własne położenie właśnie polubiłam Grażynkę od jej pierwszego dnia pobytu w moim pokoiku klinicznym. A jej opowieści o cichej "wojnie podjazdowej":> z nową sąsiadką wywołały absolutnie szeroki uśmiech na mojej twarzy:) I po komisji....nic nowego nie wiadomo,mam leczyć się dalej przyjętym tokiem czyli wybrać naświetlania do końca a potem podjęte bedą dalsze decyzje z dużym prawdopodobieństwem znow kilku abvd jeśli objawy ogólne nie ustąpią i potem kolejna komisja:/
|
01.06.2001 | Po pierwsze Dzień Dziecka:)... zorientowałam się co to za okazja po smsie zaraz po północy od Tatka:* Po drugie zaczynam dziś przygodę z "solarium" innego typu:> zwanym przez niektórych pieszczotliwie radiotrapieniem lub radiodopalaniem:> Dziękuję Ewie, Kasi, Koot'owi i Agnieszce za wszelkie dobre rady i opisy możliwych reakcji organizmu:* A ja bywam strasznie dociekliwym zapytywaczem:> Jest 8 rano, oczy na przysłowiowych zapałkach po jakoś niedospanej nocy....jestem pierwszą "klientką" zakładu radioterapii tego dnia. Leżę sobie półnago na symulatorze a dwóch młodych panów maluje na mnie jakieś "przecudnej urody" znaki na ciele:> Wrażenia - raczej nieporównywalne z czymkolwiek innym....no może jednak ale tylko chyba z tatuażami z dzieciństwa, jakie robiłam razem z koleżanką - tylko, że wtedy były znacznie mniej rozległe:> Punkty napromieniania ustalono, rysuneczki dokończono i wreszcie mogłam wstać i obejrzeć rezultat..... HAHAHAHAHAHAHAHAHA - to pierwsza reakcja, HAHAHAHAHA - druga reakcja:> a potem hasło do "artystów" z radioterapii: "NO ładnie, wyglądam jak Ulrich von Jungingen pod Grunwaldem tylko, że on te Krzyże to miał na plecach i na płaszczu...;)". Teraz już tylko godzina czekania i pierwsze "promyczki" wylądują na mym ciele..... No nareszcie zaproszono mnie na seansik i kazano znów rozebrać się do pasa:> zaczynam mi ten ekshibicjonizm wchodzić w krew;)...a swoją drogą wszedzie ta golizna;) w anegdotkach, (które sa artykułem miesiąca na stronie Uli Jaworskiej!!!!!) czytałam, że komuś wycinano węzły nago:/....zastanawiające to.....czyżby jakieś nowe unijne standardy?;).....2 minutki minęły i po wszystkim...machina sporych rozmiarów-nawet się dokształciłam co to akcelerator liniowy:)...osobiście przypomina mi to trochę robienie zdjęcia rentgenowskiego:) Dziś dopiero 1-szy raz a gdzie do końca całej 15-stki seansów???? (chyba i tak mam farta bo obcięli mi 5 spotkań:)) Wieczorna gorączka to raczej efekt uboczny:(...i jeszcze te mdłości - podobno skutki nie uaktywaniaja się tak szybko, no ale chemię tez opisywano mi inaczej.....Najlepiej to przespać...
|
02.06.2005 | Znów poranne rozbieranko i naświetlanko...tylko czemu musiałam czekać aż 2 godziny???? bo oczywiście sprzęt się popsuł.... ja na prawdę nie powinnam pojawiać się w pobliżu urządzeń technicznych:> Wypudrowane po szyję talkiem ciało raczej ciężko ukryć w miejscah publicznych, więc swoje kontakty z otoczeniem ograniczam w upalne dni do siedzenia na balkonie....Dziś tylko przez godzinę:/ a podobno miało być lato a mnie znów po południu zabrali słońce. Z drugiej strony w taką chłodniejszą pogodę szalik na szyi nie będzie wyglądać jak "kwiatek przy kożuchu":) I znów ta gorączka, na szczęście minimalna.....
|
03.06.2005 | Dziś promyczki porą wieczorową ze względu na ograniczone możliwości sprzętu, jaki jest do dyspozycji po awarii jednego z urządzeń... Nadal uprawiam przesiadywanie na balkonie, odrabiam zaległości książkowe....I po raz pierwszy chyba się przyznam, że ciężko odkleić mnie od klawiatury komputera w każdej wolnej chwili - czy to nałóg?:> Rozmowy z Tatkiem , Mamunią i resztą Rodzinki mogłabym ciągnąć w nieskończoność - tylko jak oni to wytrzymują?;)
|
09.06.2005 | Chyba mogę już dziś powiedzieć, że prawie dobijam do półmetka naświetlań. 7 seansik zakończony. Coraz częściej odczuwam ogromne zmęczenie, senność po naświetlaniach, zaczyna przy dłuższej rozmowie brakować śliny, wypijam litry wody w ciągu dnia, do tego siemię lniane [ o matkooooooooo co za "gluty";)-innego określenia nie znajduję;) ], mam mdłości co jakiś czas..ale niemożność mycia jest zupełnie do zniesienia jak na razie;)...talk jest na wszystkich ubrankach i z niczym się nie ukryję w domu, wiadomo jakie okolice zwiedziłam bo to znaczy biały ślad na podłodze:> Najbardziej optymistycznym faktem, który zanotowałam jest wzrost apetytu o jakieś 300% - ja chyba nigdy tyle nie jadłam!!!!!:))) I zauważyłam, że częste podjadanie łagodzi mdłości...Może ja jednak przytyję w tym roku?:> Rodzinka jest w lekkim szoku co do ilości konsumowanych przez mnie posiłków, a wypowiadane co pół godziny hasło: "jestem głodna, idę jeść" nie dziwi już nikogo:)
|
10.06.2005 | Albo płaczę albo tępo patrzę przed siebie albo napastuję smsowo i internetowo te osoby, które jeszcze ze mną jakoś wytrzymują... Nie wiem co się ze mną dzieje:( Tylko czarne myśli w głowie...
|
13.06.2005 | Był weekend -> nie ma weekendu:( 2 dni wolności od naświetlań minęły... Dziś dawka nr 10, więc powoli zbliżam się do końca "poboru tej cudnej rentgenowskiej energii":> i chyba tyle pozytywów na dziś... Kontrolna morfologia zrobiona - "wampir" znów miał problemy - no ale temu nie powinnam się dziwić.. wyniki nienajgorsze lecz hematolog bardzo naciska aby uważać na słabą odporność. Mówiłam też o koszmarnych bólach głowy, ale zanim ktokolwiek wywnioskuje dlaczego się pojawiają każdy lekarz zdąży wygłosić własną teorię na temat nerwic i stanów lękowych w trakcie leczenia. Mam się ratować paracetamolem:/ Jakbym miała więcej siły to z pewnością wdałabym się - jak to zwykle bywa - w gadkę na temat traktowania pacjentów jak idiotów. Tym razem szkoda wątłego zdrówka, lepiej szybciej dotrzeć do domu i wreszcie coś zjeść bo nadal apetycik dopisuje:)
|
14.06.2005 | Totalny dołek psychiczny i tak od kilku dni huśtawka nastrojów... nic mi się nie chce... zero motywacji do czegokolwiek...wszystko jakieś szare, nijakie, zupełnie bez wyrazu... irytyje mnie większość ludzi, których spotykam - albo robię za biedną chorującą sierotkę albo za zbyt dobrze wyglądającą jak na nowotwór 25latkę:( Mam ochotę jak najszybciej kończyć rozmowę, żeby nie powiedzieć czegoś uszczypliwego... zaczyna się robić ze mnie etatowa wredota... czyja to wina? Pewnie moja, ale optymizm gdzieś mi się ostatnio zapodział i nie wiem gdzie go zostawiłam:( Cały tydzień nie oglądałam słoneczka bo ktoś je zabrał z moich okolic, dziś już coś świta prze okno...czuję sie tak, jakby nic nie działało na moją korzyść... chroniczne smutanie nie pozwala nawet logicznie myśleć... ehh moze po prostu tak POWINNAM czuć się w trakcie radioterapii... zmęczona, zniechęcona i pozbawiona sił na cokolwiek... (i ratująca się paracetamolem na te cholerne!!! bóle głowy,a jeszcze znów zaczyna mnie mdlić po porannym "solarium"). Zastanawia mnie jedno - czy to fakt ogólny czy tylko moja wyobraźnia płatająca mi figle - ale nawet gdy przyjeżdżam w zupełnie "normalnym" humorze i dobrej kondycji fizycznej na "promyczki" to zaraz po każdym seansie jestem wyczerpana jak po maksymalnym wysiłku:( W drodze powrotnej zawsze drzemię w samochodzie, co nigdy mi się nie zdarzało wcześniej... Pocieszam się jednym, za tydzień o tej porze to bedzie ostatnie naświetlanie!!!:) Wreszcie wróciła pogoda:) i można pomarzyć o realnym spacerku... no tak, ale trzeba zamaskować jakoś naświetlane części ciała - fajnie chodziło się w zeszłym tygodniu w szaliczku i sweterku, ale przy 30st ubrana trochę "zimowo" mogę wyglądać dziwnie na ulicy;) A zresztą co mnie to obchodzi:> byle było wygodnie:)
|
15.06.2005 | Schemat medyczny dnia praktycznie zachowany i o dziwo organizacyjnie radioterapia spisuje sie bardzo dobrze. Mam taką swoją strategię minimalizacji widoków szpitalnych, by przyjeżdżać na 5 minut przed wyznaczonym czasem... i to skutkuje:) Nie muszę integrować się z resztą pacjentów i słuchać dobrych rad w kwestii skutków ubocznych...po prostu wchodzę do szpitala, ekipa woła na "promyczki", rozbieranko, potem transfer mocy;), następnie ubieranko i heja do domciu. Wszystko rozgrywa się w ciągu 20 minut. Na szczęście urządzenia sprawują się przyzwoicie i porządek jest zachowany:) Dzisiaj jednak nie kończę medycznej pielgrzymki na "promyczkach", zamierzam póki kondycja pozwala, dotrzeć na "witaminki" Carinki. Klinika wywołuje odruch wymiotny ale uśmiechnięta twarzyczka Aneczki - jak przy każdym naszym spotkaniu - nie pozwala na pastwienie się nad własnymi odczuciami:) Po ostatnich zawirowaniach z liczbą leukocytów powitanie wygląda następująco: Carinka:- Zgadnij ile dzis leuko?:> Ja:- [Chwila zastanowienia z mojej strony:>].....może 6tys?.... Carinka:- HAHAHA... 6,4 tys!!!:) No pięknie się Kobita spisała:) wspomaganie pomogło więc efekty fantastyczne:))))A swoją drogą to chyba jakaś ziarnicza telepatia były;) Moje typowanie było najbliższe ideału:) Dzis środa więc może jakiś totolotek wypadałoby puścić..;) To, co mi w Carince imponuje to wieczny optymizm bo mnie zdarza się ostatnio narzekać coraz bardziej:| I jej wlewy należą chyba do tych nielicznych w klinice, gdzie całe towarzystwo śmiechem wypełnia pokój dziennych zabiegów chemioterapii:))) No i oczywiście pochwaliłam sie Ani moimi rysunkami radioterapeutycznymi na klatce;) widoki dość oryginalne;) ale przynajmniej Mała będzie mieć wizję tego, co ewentualnie będzie ją czekać pod względem plastycznym;)Jest jeszcze jedna rzecz, o której muszę wspomnieć... Ania to jak dla mnie mistrzyni świata w szybkości wlewania chemii, a zwłaszcza dakarbazyny... Jak widać możliwość skrócenia czasu przebywania w klinice bywa BARDZO motywująca:) Ale pogaduchy skończone, leki podane, możemy wracać do domów. Postanowienie na koniec - KONIECZNIE spotkanie za tydzień jeśli kondycja nam pozwoli i na pewno poza murami kliniki:)
|
16.06.2005 | Monotonnia radioterapii od rana... Przygotowuję sie do naświetlań i ku wielkiemu zdziwieniu zauważam garść włosów w kapturze bluzy:'''( Spinam włosy i nie mogę się powstrzymać od sprawdzenia kondycji tych z tyłu głowy:( Chyba loki idą w zapomnienie - myślę początkowo... po chwili upominam się sama w myślach: "Helka nie bądź głupia!!!! to tylko włosy, zresztą to normalny objaw, że wypadają z tyłu głowy a obecna ich ilośc starczyłaby i tak na 2 osoby" Ale typ ze mnie ciężko ostatnio myślący i poranny dobry humor znów gdzieś się traci... Jedynym pocieszającym faktem jest to, że dostałam piękne bandamki od Asi:* Zmieniam image:)))) Po powrocie do domu zaczynam kombinować czym by tu zająć znów durnie myślącą głowę... Ostatnie nabytki muzyczne sprezentowane przez Wojtka:* pobudzają główkę na tyle by wreszcie zainstalować prezent z Wafki. Jest godzina 12... Hmmm ciekawe jak długo to potrwa, czy mam na tyle silnej woli i jak bardzo jestem odporna na ból niemedyczny:>... [przyznaję się, że to 3 podejście, 2 poprzednie skończyły sie równie szybko jak zaczęły;)] Godzina 17 i po wszystkim!!!!:) Było ciężko, ale w międzyczasie odrobiłam zaległości korespondencyjne i blogowe;) "Gwóźdź" w uchu wyglada nieziemsko:) jeszcze parę dni gojenia się i założę tunelik:) Po raz kolejny stwierdzam, że strach ma na prawdę wielkie oczy:) No to jest 3 ziarniak "stunelowany":> A może znajdzie się kolejny/a chętny/a???????????????? Po wskazówki proszę zgłaszać się do Baldiego (EXPERT):>
|
18.06.2005 | Ślub koleżanki...Państwo Młodzi przyjechali pod kościół TIRem:))) - na szczęście bez naczepy:) a świadkowie wybrali środek lokomocji w postaci... także TIRa:))) Kreatywność ponad wszystko:))) Pod koniec dnia pełnego wrażeń przeglądam zdjęcia z zeszłorocznych wakacji... MORZE kochane na nich... żeby ten szum móc usłyszeć... Wyruszam na koncert na mieście, może humor znajdę po drodze...Szukam i szukam ale wieczorne klimaty muzyczne jakoś tego nie ułatwiły... Sen też jakoś nie chciał szybko nadejść...
|
19.06.2005 | Snuje się bez celu od rana... Nuuuuuuuuuuda:( I nagle... Pozytywny szok telefoniczny...Ewa z Kasią dzwonią do mnie ze spaceru plażą...Kurcze to na prawdę jakaś telepatia!!!! Wczoraj morskie wspomnienia a dziś radosne głosy laseczek w słuchawce i ten fantasytczny szum mooooooorza:)))) Luuuuuuuuuuudzie jestem zaskoczona!!! Co za cudny prezent!!! Poza tym już wiem, jakie plany medyczne ustalono dla Kasi - wreszcie konkret i to nas bardzo cieszy!!! Bo przecież Wojowniczki jesteśmy i założenia taktyczne realizujemy dokładnie!!! <a w uszach wciąż odgłosy nadmorskie;)> Dziewczyny DZIĘKUJĘ!!!:*:*
|
20.06.2005 | Lekki stresik bo dziś przedostanie naświetlania:) Mam tylko nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy dołożyć mi seansów!!! Kończymy jutro tą imprezkę... Oj końcówka chyba nie przejdzie bez echa:( integruje się z miską:( Oby do jutra...No nieeeeeeeeeeeee - telefon z radioterapii i co? standard... popsuł się aparat a już pochwaliłam zgranie organizacyjne:( Więc ostatnie promyczki nie rano a po południu...
|
21.06.2005 | Od rana mam dobry humor:)))) Mimo, że obudziłam się już zmęczona wczorajszymi ekscesami.Jakoś nie mogę znaleźć sobie miejsca, o tej porze byłabym już po "promyczkach" a dziś zaczynam się stresować na własne żądanie... Wreszcie jadę... Wiedziałam, że dzis tutaj po raz ostatni wchodzę do szpitala, ekipa woła na "promyczki", rozbieranko, potem transfer mocy;), następnie ubieranko i ....na koniec nie mogłam się powstrzymać od komentarza: "Obym nie musiała już Państwa spotykać;)" Jeszcze tylko lekarska kontrola i lekarza za m-c celem sprawdzenia tego "czy jakiejś krzywdy nie zrobiliśmy Pani:)".. Próbowałam się wykręcić, no ale złożyłam obietnicę, ze choć towarzysko wstąpię się pokazać;) Wessałam 30Gy energii i na więcej nie mam ochoty;) WOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOLNOŚĆ!!!!!! tzn. czasowa, ale to zawsze wolność:) Dziś mnie nic więcej nie interesuje, nie myślę co dalej.. to się okaże w czwartek na hematologii... A na razie oddam się słodkiemu błogiemu lenistwu;)
|
22.06.2005 | No tak słodkie błogie lenistwo...tylko jak długo można się byczyć??? Psychika znów pracuje bo przecież trzeba robić coś dalej ze złośnicą:| Jutro do kliniki po kolejne zalecenia, ale i tak jestem poirytowana faktem, że hospitalizację mam dopiero 1 sierpnia - niestety części badań nie można wykonać w trybie ambulatoryjnym:| a że pacjentów oczekujących jest mnóstwo, perspektywa miesięcznego "nic nierobienia" wkurza mnie maksymalnie...Nic nie poradzę na to, że niecierpliwy ze mnie pacjent;)
|
23.06.2005 | Od samego ranka zaliczam jazdę komunikacją miejską w celach medycznych...Lekki stresik jakoś mnie dopadł i to nie bynajmniej z powodu wielce prawdopodobnych potyczek medycznych;) KTOŚ dostanie dziś ode mnie przesłykę i mam nadzieję, że wpłynie ona zdecydowanie pozytywnie na humorek Adresata;) Dotarłam do kliniki - okazuje się, że lekarz, który miał się zająć mną po radioterapii jest na urlopie!!!!! No chyba zwariuję!!!! Trudno jakoś trzeba się ratować - uderzam do poradni przyklinicznej a tam kolejny "znajomy" lekarz, z którym miałam styczność w okresie kontroli gdy byłam w mojej krótkiej remisji...wyjaśniam o co chodzi i bez najmniejszych problemów zostaję przyjęta na wizytę:) Całkiem pozytywnie się zaskakuję:) Czyżby tym razem nikomu nie trzeba było wyjaśniać po raz n-ty swoich racji?:> Lekarz przegląda historię choroby i jedyne, co zapamiętuje z jego wypowiedzi to tyle: "Pani przypadek jest właściwe teoretycznie niemożliwy ale biologia to nie teoria" Tylko własnemu organizmowi mogę zawdzięczać miejscowy nawrót ziarnicy...Mimo wszystko wnioski po wizycie bardzo optymistyczne...Mam się nie zamartwiać odległym terminem hospitalizacji bo radioterapia będzie działać jeszcze jakiś czas. Przed samym leżaczkowaniem mam zrobić CT szyi i klatki i z tymi wynikami wrócić 1 sierpnia w kliniczne klimaty celem ustalenia co dalej... A na razie mam m-c zasłużonego urlopu:> w trakcie, którego mam sobie odpocząć porządnie czyli unikać stresów i bawić się dobrze:> Chyba już wiem jak to zrealizuję:> Z tym medycznym błogosławieństwem i skierowaniami na CT wyfrunęłam z kliniki od razu dzwoniąc do Asicy i meldując, że jej zaproszenie do Białegostoku wykorzystuję od razu bo przyjeżdzam jutrooooooo!!!!!!!!!!! Nic tak nie poprawia humoru, jak perspektywa spotkania się z Matką:* Ojciec-Baldi też się zapowiedział:) Jedyne czego się obawiam, to samej jednak dłuuugiej podróży w tym koszmarnym upale:| Dostaje smska od mojego ziarniczego Tatka:))) Tej treści długo nie zapomnę:)))HAHAHAHAHA - moja reakcja pewnie też zdziwiła ludzi na ulicy:))) Chyba jednak prezent na Dzień Ojca mu się spodobał Oj, jak ja lubię zaskakiwać pozytywnie:)))) YESSSSSSSSSSSSSSSS:)))) Teraz jeszcze pobiegam po sklepikach na mieście a potem znów wracam na kontrolę u gastrologa... Jestem już zmęczona, za dużo wrażeń jak na jeden dzień...no i za dużo tego słoneczka, komu by je podesłać?:> Na szczęście wracam już do domku... Powoli probuję się spakować ale chyba zostawię to już na jutro...trochę snu jednak przed podróżą się przyda:))
|
24.06.2005 | Od rana urwanie głowy...prognozę pogody sprawdziłam już wczoraj w internecie na wszelkich możliwych stronkach - czemu rozbieżności są aż tak duże?:| Pojawia się zasadniczy kobiecy problem - w co ja się ubiorę, jakie ciuszki zabrać?:| Pierwsze pakowanie już za mną ALE...hmmm...jednak potrzebuję większej torby...Zaczynamy od nowa, a już tylko 2 godzinki do wyjazdu...chyba muszę się bardziej sprężyć...Ostatnia selekcja i upychanie zakończone po 20 minutach:) Ale się zmęczyłam, upał nieznośny a nie ma jeszcze godziny 11. Żeby było "śmieszniej" od rana awaria osiedlowej sieci internetowej. Jeszcze wymykam się z domu zapłacić rachunki obiecane rodzicom i czemu mnie nie dziwi to, że w banku też awaria komputerów...Stanie w kolejce ponad 50 minut daje jednak czas na myślenie czy aby czegoś nie zapomniałam;) Rewolucyjnie "okrzyki" tłumu kolejkowego wytrącają mnie z jakiegoś letargu i nie wiadomo czemu orietnuję się, że nie spakowałam bucików;) Ach ta moja główka;) Wreszcie wszystkie sprawy załatwione, sprawdzam jeszcze internet - oooooo już po awarii. Wchodzę na Wielka Stopę w pośpiechu sprawdzić czy cos nowego się wydarzyło i co widzę???????? Zmiany w blogu Ojca:> No nieeeeeeeeeeeeeeee:)....hahahahaha...prawie wpadłam pod biurko widząc co On tam zamieścił:)))...To jednak nie było moje najlepsze zdjęcie;) ale z koszulki jestem dumna:) A komentarz prawie jak ten sms, który wczoraj dostałam:) Melduję jeszcze ZZ-towym Rodzicom swój odjazd i teraz już w świetnym humorze zabieram bagaż i wyruszam autobusikiem na dworzec... Ooooo kuuuuuuurcze!!! Mam ochotę zostawić torbę w połowie drogi na pociąg - matko co ja tam napchałam????????:| Dobrze, że mam tylko 1 przesiadkę na samym początku podróży... Wreszcie ulokowałam się w przedziale, jak się po chwili okazało ze studentami politechniki jadącymi na egzamin z matematyki:) Moje wrodzone gadulstwo musiało wyjść w trakcie ich kilkukrotnie nieudanej próby rozwiązania zadania z algebry macierzy:) Wspólnymi siłami umysłowymi:) wynik prawidłowy został osiągniety a ja zyskałam pomoc przy przenoszeniu bagażu na inny peron w trakcie przesiadki:) W życiu nie pomyślałabym, że można robić takie interesy w pociągu;) Teraz zaczęła się ponad 7 godzinna podróż do celu:) Szkoda tylko, że nikt nie jest w stanie obniżyć temperatury powietrza. Przedział wyglądał jak skład wody mineralnej...Wiedziałam, że powinnam unikać przeciągów ale przy takim skwarze nie było to możliwe, liczył się tylko dojazd w jako takiej kondycji na miejsce przeznaczenia. Współpasażerowie zapadli w drzemkę więc i ja poszłam po 2 godzinach jazdy za ich przykładem. Obudziłam się już w trakcie dojazdu do Wafki i do tej pory dość pusty przedział zaczął się zapełniać. Na szczęście nie było żadnego opóźnienia więc poinformowałam Asicę, że może po 22 przybywać na dworzec po Córę;) Dzionek już dawno ustąpił miejsca późnemu wieczorkowi więc i jazda stała się znośniejsza...zaopatrzona w książkę i muzyczkę powoli kończyłam podróż:) Noooo nareszcieeee!!!! Jestem w Białymstoku:) Jakoś wyciągnęłam samodzielnie:> bagaż na peron. A tu ciemnoooo i gdzie moja Matka?:) Wiedziałam, że mam szukać w tłumie jej nowego multi-warkoczykowego image'u:)))) Jeeeeeeeeeest!!!!! Uściski, buziaczki na powitanie i moje wielkie WOW na widok 176 warkoczyków do pasa!!! Tak to robi WRAŻENIE!!!! Ludzie no po prostu SUPER!!!!:))) Maksymalnie zmęczona pakuję się do samochodu marząc tylko o prysznicu, o który błagałam już we wcześniejszych smsach:) Godzina około 23 i zapominam o jakimkolwiek prysznicu, przecież jest tyle tematów do obgadania. Poza tym muszę poznać mieszkanko Mamuni, przecież to tu spędzę mój urlopik:) Znów jestem pod WIELKIM wrażeniem:)))mimo, że urządzanie go trwa nadal, już mi się BARDZO podoba:) Lądujemy na balkoniku i o godzinie 4 stwierdzamy, że jednak wypadałoby złapać trochę snu:) Nawet nie pamiętam wieczornego/porannego?:) pluskania, zresztą i tak nadal nie mogę myć naświetlanych miejsc więc było szybciutko i potem usnęłam w locie na poduszkę:)
|
25.06.2005 | Która to już godzina?:> Zasypiałam o wschodzie słońca:) Nawet nie pamiętam co mi się śniło;)...grunt, że obudziłam się wypoczęta:) No i moje pierwsze śniadanko w nowych rejonach Polski:) Nigdy tu wcześniej nie byłam więc tym bardziej ciągnęło mnie nieziemsko w tą podróż:) Poza tym najbardziej niesamowite jest dla mnie nadal to, że ziarnica pozwoliła mi poznać kilku świetnych i wyjątkowych dla mnie ludzi. Znamy się od nawrotu mojej choroby czyli ponad 3 miesiące a mimo dzielącej nas odległości to już nasze 3 spotkanie. To tylko jest dowodem na to, że nie liczy się żadna bariera przestrzenna bo jeśli tylko bardzo nam na czymś zależy zawsze można próbowac to osiagnąć. A nam jak na razie udaje się spotykać w bardzo różnych rejonach kraju:) Oby tak mogło bywać nadal bez względu na częstotliwość tych ZZjazdów:) Na dzisiejszy późny wieczór swój przyjazd zapowiedział Ojciec Rodziny;) W południe jednak w pełnej konspiracji Córkowo-Ojcowej okazało się, że będzie czasowa niespodzianka dla gospodyni imprezki:) Ale miało być cicho-sza;) Popołudniowe zakupy mijały zupełnie spokojnie...wpuścić dwie kobiety do jakiegokolwiek sklepu to ciężko przewidywalna godzinowo czarna dziura:) No ale jeden telefon spowodował, że pomknęłyśmy stamtąd jak burza na dworzec:) Taaaak Ojciec przybył wczesniej i wcale nie sterroryzował w tym celu maszynisty pociągu:)..... A ja dostałam WIELKIEGO zółtego tulipanaaaaa!!!:) i kolejna dawkę nowej muzyczki:) Wieczorek zapowiadał się wesoło i to jeszcze w gronie powiększonym o "realną rodzinkę" Asicy:) Wcześniej jednak mielismy popis jej kulinarnych umiejętności...Tego się nie da opisać...to trzeba spróbować:> Co prawda już dawno nie jadałam tak ostro ale brawo WIELKIE dla mojej Matki za pomysłowość i wykonanie:)) Na takim jedzonku to ja może wreszcie i przytyję:> Pogaduchy czyli po śląsku "klachy" trwały do późna:)....
|
26.06.2005 | O której to wstaliśmy?:> a kogo by to interesowało:) Grunt, że humory nam dopisują:)) Żeby jeszcze moja skóra na szyi i klatce po "promyczkach" tak nie swędziała byłoby idealnie...No ale nie można mieć wszystkiego. Jeszcze ponad tydzień do kompleksowej kąpieli - buuuuuuuuuuu;(((a widok pudru przyprawia mnie już o gęsią skórkę. Nadal piję jak szalona, siemię lniane też aplikuję 2 razy dzienie:| bo śliny brakuje:( Cały czas powtarzam sobie, że mogło być gorzej a wszystkie skutki są odwracalne, tylko wymaga to ode mnie cierpliwości!!!! No tak jest jedno ale...ja i cierpliwość niewiele mamy ze sobą chyba wspólnego;) Polubiłam przesiadywanie na balkonie, zresztą u siebie też to często robię...oby obserowanie ludzi nie stało się moim nałogiem. Jednak jakoś w tym miejscu dobrze mi się myśli...a obiecywałam sobie na urlopiku jak najmniej ziarniczych wspominków no ale czasem ciężko dotrzymać obietnicy sobie samemu...Na głupie myśli najlepsza dobra książka:) A wieczorkiem.....wybieramy się obejrzeć fontanny. Dotarliśmy ale okazało się, że trwają Dni Białegostoku i trafiliśmy akurat na pokaz filmu niemego z całkiem sympatyczną muzyczką "na żywo". Jeszcze jednym miejscem, które odwiedziliśmy była jednostka straży pożarnej w Białymstoku, a tam krótkie spotkanko z też byłym-ziarniakiem Dominikiem. Baldi i Asica poznali go już wcześniej, ja miałam tylko kontakt internetowy. Chyba dorwaliśmy go w trochę "gorącym" momencie po interwencji wyjazdowej:))) Grunt, że zaplanowaliśmy "pełnometrażowe" spotkanie na neutralnym gruncie - zdecydowanie niezawodowym;)
|
27.06.2005 | Wstałam najwcześniej...tylko po co? Zabrałam książkę i muzyczkę na balkon. Tu piękne słoneczko od rana dawało popis swych umiejętności..i...przysnęło mi się słodko:) Nie wiem po jakim czasie reszta też powitała dzionek ale chyba mieli niezły ubaw przyglądając mi się w trakcie drzemki:> Na szczęście człowiek ma w sobie jakiś dziwny zmysł reagujący na obserwację własnej osoby przez kogokolwiek. O mało nie wyskoczyłam za barierkę balkonową otwierając lekko oczy i widząc Ojca w roli rasowego paparazzi;) Inaczej miałabym jakieś dziwne:> zdjęcie w pozycji ala śpiący dzięcioł pewnie;)..... Dziś wycieczka do Augustowa:) W planach mamy zahaczenie o jakiś większy zbiornik wodny!!!! Jak ja kocham wodę!!! A zwłaszcza w nieograniczonych ilościach!!! Szkoda tylko, że nadal nie mogę się moczyć całkowicie, no i ze słońcem też muszę uważać. Skóra na szyi nie wygląda najlepiej - wciąz się drapię:| Znów przyspiam w trakcie podróży:| No ale widoczki po przyjeździe jak dla mnie niesamowite:))))) WODAAAAAAAA:) Nic innego nie mogłam zrobić: ściągnęłam klapeczki, podwinęłam nogawki spodenek i już buszowałam w jeziorku:) Woda jak dla mnie wcale nie aż taka zimna;) a po kilku minutach miałam wielką ochotę zanurzyć się w całości. Dobrze, że całkiem mi rozumu nie odebrało w tym upale i jakaś tam kontrolę nad sobą miałam;) Wylegiwanie na kocyku też ma swoje uroki, do tego nieustające gadki i kosmetyka Matkowych warkoczyków:) i tak czas powoli upływał. Wpadliśmy jeszcze na słodki deserek i kolację do miasta.Powrót już nocą...
|
28.06.2005 | I z ranka wczesnego grono rodzinne się pomniejszyło:( Wojtek musiał wracać...nowa praca i nowe obowiązki wezwały...
|
29.06.2005 | Pobudka dosyć późna:) I standardowo wylądowałam po śniadanku;) na balkoniku:) Podobno najlepiej kobietom rozmawia się w kuchni;)...W tym wypadku jednak odsępstwo od tej reguły było ewidentne... Po kolejnym CUDOWNYM obiadku [chyba mogę powiedzieć, że tu dowiedziałam się tak naprawdę do czego służy cynamon!!!:)] czekał nas spacerek do Aśki domku rodzinnego...Ale to nie był zwyczajny spacer:> Pochłonięte kalorie gdzieś trzeba było spalić;) Skróty poprzez łąki i pola świetnie robią na obżarstwo:) Nie straszne były nam przeszkody w postaci płynącej rzeczki - od czego są biegnące rury kanalizacyjne:) Zwinne kobiety dadzą sobie radę w każdej sytuacji i w każdych warunkach;)
|
30.06.2005 | Pogoda nadal dopisuje:) Wybrałyśmy się do parku karmić kaczki:) i przy okazji spotkać się z Dominikiem:) Ubaw z powodu napastujących nas też o jedzenie gołębi był nieziemski:))) Potem kawka cynamonowa:) w wykonaniu Matki i popołudniowa sjesta:) Dziś jeszcze obiecałyśmy sobie polowanie na polne rumianki, które zauważyłyśmy podczas naszego ostatniego spaceru. Pięknie będą wyglądać w wazonie:) Ale dzień na tym się nie skończył...Opcje były dwie: albo zrzucamy spożyte kalorie na spacerku albo poskaczemy trochę na dyskotece:) Moja kondycja po radio jakoś trochę jeszcze mnie przerażała ale co tam:)))) Trzeba być twardym a nie miętkim-jak ktoś to powiedział;) Warkoczyki Asicy mają tą zdecydowanie istotną zaletę w tłumie, że machnięcie nimi energicznie kilka razy od razu powiększa dostępną wolną przestrzeń:) I znalazł się też Portugalczyk chętny pogadać o rastafarianach w Białymstoku:))))) Zdecydowanie wesoły dzionek i nocka:))))
|
01.07.2005 | To, że dziś Haliny i mam imieniny dowiedziałam się telefonicznie od Wioli i Zoisyte:))) Jakby się ich życzenia spełniły to już nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba:) A swoją drogą tak przyzwyczaiłam się już przez 5 lat do mojego studenckiego pseudo, że nawet w domu wołają do mnie Hela:) Na wieczorek szykuje się imprezka z kuzynostwem Asicy... Nigdy nie spodziewałabym się powiększenia grona "stunelowanych" osobników w ciągu tak krótkiego czasu. Siostra cioteczna Aśki po lustracji naszych tuneli bez zbędnych namysłów zażyczyła sobie takiego "sprzętu" jak i my mamy w uszach:) Po 2 godzinach było po wszytkim. Razem z Matką miałyśmy ochotę usiąść i rozpłakać się;) - my czasowo przy instalacji naszych tunelików wypadłyśmy ZNACZNIE gorzej:| Chyba jeszcze nigdy na imieniny nikt nie śpiewał mi tak głośno STO LAT!!!! i pare innych piosneczek;) Na pewno tego nie zapomnę:) DZIĘKI:*
|
03.07.2005 | Dziś pobiłyśmy rekord we wstawaniu..5 rano!!!:) No ale cel jest konkretny - pociąg do Olsztyna:) i zaplanowana niedzielka znów w pełnym gronie rodzinnym:) Połowa podróży przespana w pustym na szczęście;) przedziale w BARDZO wygodnej pozycji - konduktor nawet nie budził żeby sprawdzić bilecik..po prostu przybłąkał się ponownie jak słodki sen minął:) Pierwszy pozytywny szok dnia dzisiejszego - ujrzałam Mamry z pociągu - robią DUŻE WRAŻENIE:) Zdecydowanie przebudziłam się już na dobre;)) No ale człowiek, który kocha wodę ma już w naturze dziwne reakcje na widok jeziorek:) Już jesteśmy na miejscu - Wojtek czekał i podjął się roli przewodnika:) Miasto bardzo sympatyczne, pogoda jak najbardziej spacerkowa:) a spacerki to ja uwielbiam!!! Nogi poniosły nas nad...jakżeby inaczej...wode:) Troche znów mi było żal, że jednak nie mogę się popluskać:| Znów tylko nogaweczki podwinięte i brodzenie po jeziorku mi zostało...Lepsze to niż nic;) Ojciec utrwalił to na fotce;) żeby potem nie było, że się w na Mazurach nie kąpałam w jeziorze;) Upał jednak zaczął mi dokuczać więc chustka na głowę obowiązkowo! W godzinach popołudniowych zapełnianiem naszych żołądków zajęła się ciotka Asicy. Po obiadku dopadła mnie drzemka:) Jak miło tak spędzać sjestę... Ale wszystko co dobre, szybko się kończy...Zapakowane w pociąg wracamy do domu...ALE jeszcze w podróży wyciągnełam prezent imieninowy od Tatka:))) Hahaha to jest świstak!!!! on gwiżdże!!!:)))) Lekka głupawka dopadła nas z Asicą w pociągu:) W domu usypiam BARDZO szybko, dzionek pełen wrażeń wykończył mnie niesamowicie, zresztą jutro znów będę korzystać z usług PKP:(
|
04.07.2005 | Jakoś humor mnie opuścił. Dzis powrót do domku. Nie wiem kiedy znów się zobaczę z Asią:| Wrócimy do naszych poGGaduszek...A teraz pakowanie - oby torba była lżejsza niż ta jej wersja, z którą tu przyjechałam;) A zresztą dopychanie prawie nogami już mam opracowane po ZZlocie w Wafce;) A na dworcu w Białymstoku kolejka przyprawiająca mnie już o lekki stres - ale mam za swoje, w końcu bilet można było kupić niekoniecznie na 10 minut przed odjazdem:> W zaludnionym pociągu miejsce na szczęście siedzące w przedziale znalazłam. Znów mi smutno:( Jak ja nie lubię pożegnań!!!!!:( Jeszcze jako bonus:| trafiła mi się przesiadka z tymi tobołami w Warszawie:| Podróż nudna i monotonna:| Nawet czytać mi się nie chce...tępo wpatruję się w obrazki umykające za oknem...znów ten upał:| Współpasażerowie drzemią a ja myślę o niczym - nawet nie wiem czy to fizycznie wykonalne:| Po prostu dziwna pustka w głowie:| W Warszawie trochę odżyłam bo jednak rozsądnie byłoby pilnować samej siebie. Na szczęście pociąg w wersji zdecydownie exclusive:) podstawiono bardzo wcześnie i mogłam bez pośpiechu i napierającego tłumu zająć miejsce. Wieczorna jazda jednak potrafi przysporzyć kilku zaskakujących momentów. Najpierw pani w średnim wieku widząc wolne miejsce obok mnie, ulokowała tam swoją nastoletnią córkę a potem poprosiła o "trzymanie na oku" młodej osóbki i dostarczenie jej w określone miejsce na PKP w Katowicach. O kurcze - czy ja wyglądam na aż tak odpowiedzialną osobę?;) Przynajmniej podróż minie w młodym towarzystwie. Ja-gaduła powinnam być zadowolona:) Już na wstępie zaskoczyła mnie informacja, że można spędzać interesujące wakacje w moich rodzinnych okolicach. czyżby potwierdzało się powiedzenie: "Cudzie chwalicie, swego nie znacie?";) Ale największą "furorę" wsród pasażerów wzbudził konduktor - dośc specyficzna osoba trenująca umoralnianie na co drugim pasażerze:) Ta część podróży minęła zaskakująco szybko, młodą osóbkę przechwyciła wdzięczna rodzinka:) A ja mogłam już udać się ostatnim środkiem komunikacji do domu... ASIU DZIĘKI SERDECZNE:* ZA TE 11 DZIONKÓW U CIEBIE!!!!! BYŁO FANTASTYCZNIE!!!! KAŻDEMU ZYCZĘ TAAAAAAAAAAAAKIEGO RELAKSU!!!!:)))
|
05.07.2005 | Rzecz dziwna - nie wyspałam się we własnym łóżku:| Smutno mi:( Wczoraj jeszcze z Asicą a dziś u siebie z wizją kolejnych medycznych pielgrzymek od końca lipca:( Jestem zmęczona..próbuje coś czytać i zasypiam na siedząco:| No tak wczorajsza podróż zrobiła swoje. Skrzynka mailowa zapchana - wiem, że powinanm zacząć odrabiać zaległości ale jakoś nic mi się nie chce...Aklimatyzacja potrwa do kilku dni i wszystko wróci do normy... Jedyne czym się pocieszam od porannych wiadomości w tv to fakt, że przewidując oblężenie stolicy Śląska przez fanów U2 wróciłam jeden dzionek wcześniej...Dziś byłby to już technicznie skomplikowane do wykonania;)
|
06.07.2005 | Wstałam, zjadłam i znów poszłam spać:| Co się ze mną dzieje??? Temperatura ciała 35,9st. C. Nie mam nawet motywacji by wyjść na popołudniowy spacer:| Znów idę spać...to bedzie już 16 godzina snu:| Zaczynam się stresować dlaczego znów moje ciało się buntuje...Główkuję i kombinuję, że to jednak skutek uboczny naświetlań i tarczyca przypomina o sobie:(((( Czemu zawsze jest tak, że jak już jest dobrze, to nigdy nie może być lepiej a tylko gorzej:((( Miotam się pomiędzy sprzecznymi myślami:( I znów zaczynam narzekać, coraz ciężej się ze mna dogadać. Wieczorem siadam w kącie pustego pokoju i wyję;''''( Ale to też typowe przy niewyrównanej pracy tarczycy. Już nawet wróżka mi żadna niepotrzebna bo wiem co się będzie działo dalej:(((( Dobrze, że na jutro mam termin kontrolnych badań endokrynologicznych... Wieczorkiem koleżanka pocieszyła mnie jednym faktem: "Hela! zobacz, przynajmniej sypiasz bez zarzutu, a jeszcze kilka tygodni temu nie było to możlwie". No fakt, tylko żadna skrajność nie jest dobra...
|
07.07.2005 | Ha, skąd wiedziałam już jadąc rano na badania, że znów pojawią się jakiaś potrzeba negocjacji:> Pani z rejestracji laboratorium poinformowała mnie, iż jeden z wyników będzie do odebrania w drugiej połowie sierpnia bo już zamknięto listę limitową!!! Nieeeee noooooo, chyba będę się tarzać ze śmiechu...Przed wyjazdem do Białegostoku specjalnie upewniałam się telefonicznie co do terminu, w jakim powinnam się zgłosić. Zaporowo był to 11 lipca a tu TAKIE jaja!!! No chwilunia ale jechałam tu 1,5 godz koszmarną miejską komunikacją i tak się nie dam urabiać:> Wampir wyssał co było zaplanowane, wyludniło się w rejestracji, 3 głebokie wdechy i przystąpiłam do "wyszarpywania" wyniku na znacznie bardziej rozsądną dla mojego lekarza porę. Trochę to trwało ale po 20 minutach pani poinformowała mnie po konsultacji z kierwnikiem laboratorium, że dla jednej osoby mogą zrobić wyjątek. Dobrze, że miałam przy sobie wypisy z radioterapii i poświadczoną datę kontrolnej wizyty za kilka dni:) Czasem warto wozić ze sobą ta medyczną dokumentację:) Dzis ważny wieczór;) KĄPIĘ się w całóści:)))) Tego po prostu nie da sie opisać;) Jakim cudem ja tak długo wytrzymałam?!:) NARESZCIE!!!:)
|
12.07.2005 | Ostatnich kilka dni do wycięcia. Jestem zdecydowanie na NIE:( Nic mi się nie podoba, na nic nie mam ochoty:( 2 dni już nie wychodziłam z domu, nadal sypiam DUŻO, ale zmodyfikowałam minimanie dawke hormonu tarczycy i powoli zaczynam funkcjonować jak człowiek. Niedoczynność, która próbowała sie wkraść jest przekletym przeze mnie stanem:( Jutro dzionek wyjazdowy...
|
13.07.2005 | Wybyłam o 7 rano w celach medycznych. Trochę wizyta u endokrynologa się przeciągnęła. Ale mogę wreszcie odetchnąć i swoje kroczki skierować do "kochanej" kliniki. Dzis środa więc znów zobaczę ten SUPER uśmiech na twarzy Carinki:) A dziś to koniec 6 abvd!!!!!! Tylko szkoda, że jej lekarz prowadzący wybył na urlop i dopiero za 2 tyg będziemy wiedzieć co dalej. W sumie będzie to czas jakichś rozstrzygnięć dla nas obu bo mnie czeka leżaczkowanie poradioterapeutyczne. Mam więc jeszcze 2 tygodnie wolności - oby ciało się juz nie buntowało:| Niestety w klinice awaria w laboatorium i pacjenci do godz 12 czekali na podpięcie chemii - to irytuje maksymalnie. Rozmawiamy z Aneczką o możliwych scenariuszach - "co dalej" - tylko, czy właściwie to nasze gdybanie ma sens??? Na szczęście leczenie to nie jedyny temat do obgadania:) Zauważyłam coś jeszcze...chyba klimaty kliniczne juz tak mnie nie drażnią ostatnio, bez specjalnej odrazy weszłam dziś tutaj...hmmm...Podobno do wszytkiego można się przywyczaić;) Dzień całkowicie ziarniczy;) bo spod kliniki zgrania mnie Beti - już od jakiegoś czasu w galerii ozdrowieńców:) I pomyśleć, że to tu po raz pierwszy spotkałysmy sie na prawie 2 lata temu na naszych wlewach. Szkoda tylko, że mnie nadal tu coś trzyma...Ale, poczucie humoru Beaty i jej Rysia powaliłoby na ziemię każdego smutasa!!!! Zdecydowany kilkugodzinny trening mięśni brzucha:)))))) No ale do domu na noc jednak wrócić trzeba:) I właśnie noc....Od kilku dni, znów dopadają mnie jakieś poty:| sama nie wiem co myśleć - tzn. najlepiej nie myśleć...tylko, że ja tak nie potrafię!!!!!:((((
|
15.07.2005 | Dziś urodzinki Carinki:) STO LAT!!! STO LAT!!! A życzenia najważniejsze: zdrowia, zdrówka i zdróweczka!!!! Ja co prawda nie mam dziś urodzin:> ale prezent też mi się trafił:) Wybywam jednak w nadmorskie rejony wykorzystać jeszcze tydzień przerwy medycznej!!!!!!!!!!!!!! "Morza szum....ptaków śpiew..." JUŻ OD NIEDZIELI!!!!!!!
|
17.07.2005 | Dzionek zaczął się dość wcześnie;)...czyli pobudka o 3 rano - czy ja wogóle spałam?:) A no tak...ostatnia godzina, jaką pamietam to 01:09 czyli raczej w fazę REM snu nie weszłam;) Dotarłam na dworzec po godzinie 4 i podtrzymując powieki na przysłowiowych zapałkach z wielkim bagażem usadowiłam się tylko chwilowo w przedziale..Jedna szybka przesiadka i już mogłam nadrabiać "senne" zaległości w pociągu do Gdańska;) Czy ja już kiedyś mówiłam jak lubię podróżować PKP...można spotkać taką masę orginalnych ludzi;) a już adrenalinę na podwyższonym poziomie ma się wliczoną w cenę biletu:> Do Łodzi mogłam wyłożyć swe niedospane ciało bez problemów w przedziale...potem zaszczyciła mnie swą obecnością grupa kibiców Widzewa - jak się okazało:| Ja nie wiem jak to jest, ale zawsze mam jakieś podróże z ekscesami...Gdyby nie fakt, że byłam cholernie zmęczona to na pewno uciekłabym stamtąd - ale dosiadła się jeszcze młoda matka z dzieckiem więc stwierdziłam, że nie ma co panikować - zwłaszcza, że bobas zawładnął bezgranicznie uwagą kibiców, obsypujących go dobrymi radami jak zostać pierwszoligowym piłkarzem na przyszłość;)...hmmm...ciekawe co myślał sobie ten 3 latek przyglądając non stop zagadującym do niego panom ubranym w te same koszulki:> Podróż mijała mimo wszystko w dość pozytywnej atmosferze...Stacja Bydgoszcz-Fordon chyba już zawsze będzie mi się kojarzyć z badaniem, o które najdłużej walczyłam czyli z PETem... No to zlądowałam w Gdańsku:) Czekam sobie na moją morską dziewczynę nr 1:) Stres mam lekki bo kobitka porusza sie z dużym jak na moje gusta psem - hmmmm mam spedzić równiez w jego towarzystwie tydzień więc wypadałoby żeby mnie chyba polubił (a dokładniej polubiła;)) od początku;)..... Hahahaha....i wreszcie długo wyczekiwane spotkanie:) Uściski, uściski i jeszcze raz uściski oczywiście z Ewcią:) bo Mia została wytagrana za uszka:)...Taaa tresowane owczarki to ja lubię i mogą być wtedy niewiadomo jak wielkie:))))) Właściwie to powinnam tak naprawdę jechać pociągiem do Koszalina...no ale to nie była pomyłka ten pociąg do Gdańska...Jeszcze najistotniejszy punkt programu dnia - odwiedziny u Kasi, w klinice hematologii...Trochę jestem niepocieszona, że akurat wlew DHAPa przypadł jej ponad tydzień temu ale nadal musi leżaczkować ze względu na niższe wyniki...Oczywiście odrzut zapachowy na wejście musiał być:|ale... Hehehehe....i znów uściski i uściski:) No i komentarz Kasi:hmmm jesteś faktycznie większa niż na zdjęciach;) hihihi -tego nie da sie jednak ukryć;) 181cm wzrostu bywa zauważalne;) Ale jaki komfort rozmowy miałyśmy - wszyscy goście poupychani w salach albo na korytarzu - a my w oddziałowej bibliotece:D Cisza i spokój, i herbatka na rozluźnienie...Czas płynął wręcz niezauważalnie, no ale czego można się spodziewać po 3 bardzoooo wygadanych kobietach z z ogrooomnym poczuciem humoru;) Niestety było coraz później a nas z Ewą czekała jeszcze podróz 200km do domu, trzeba było się pożegnać i zmotywować Kasię by szybko wyniki szły w górę i puszczali ją do domu:D No to zawitałyśmy do domku:))) ale oczywiście bedąc te pare kilometrów od morza nie sposób było sobie darować nawet o już dość później porze i bardzo wcześnie rozpoczętym przez mnie dzionku tych widoków, na które dokładnie cały rok czekałam:)))) Plaaaaaażaaaaa:)))))))) morze:)))))))))) duuuużo wody:D:D:D:D i ten niesamowity szum...To ja tu juz na noc zostaję;) Po prostu mogę siedzieć na piasku, wsłuchiwać się w cudne dźwięki, spogladać na horyzont i mewy trzepoczące gdzies w pobliżu swymi skrzydłami... Odpływam na luzie... Niby pustka w głowie ale jak mi teraz dobrze...Siedzieć i przesypywać w palcach piasek albo bosymi stopami zmierzać w obojetnie którą stronę...Kocham morskie klimaty jak nic innego - czuję się tu takim małym trybikiem w jakiejś wielkiej machinie tego, co mnie otacza...A teraz juz tylko spaaaaać....
|
18.07.2005 | No to wstałam...Chyba południe już mamy więc coniektórzy zdążyli już pół dniówki w pracy odrobić:) W sumie to pospałabym i dłużej ale pies też człowiek;) i chyba Mia chciałaby pojść na spacer...Jej spojrzenie było baaaardzo wymowne a reakcja na hasło "pójdziemy na dwór" nie pozostawiła żadnych wątpliwości:) Po zrobieniu się na człowieka wreszcie wyszłam na słoneczko skąpe dziś trochę w ilości rzucanych promyczków;) No i 2 godziny umknęły praktycznie niezauważalnie na zwiedzaniu okolicy...Morska rybka na obiad - mniaaaaam:) i coraz więcej ciepła na termometrze:))) Jedziemy tym razem na inną plażę i mijamy dość zaskakującą przyrodniczą osobliwość podczas podróży...Jezioro Jamno po jednej stronie a po drugiej morze:) Nie mam żadnych pytań:))) Dla człowieka kochającego wodę tak jak ja, chyba nie ma nic co mogłoby bardziej zadowolić wodne gusta;) A słońce się jednak na nas nie obraziłoooo:))) Wreszcie dojechałyśmy do Mielna ale na tą mniej zaludniona częśc plazy:) I standardowo Helka podwinęła spodnie i uderzyła prosto do morza:) Tak naprawde największym niefartem dla mnie jest to, że po radioterapii mam jeszcze odczyn na skórze i nie mogę zanurzać się w słonej i już trochę zimnej wodzie:( Zostaje więc tylko standardowe brodzenie po uda...No tak to mialo byc brodzenie a niekoniecznie pakowanie się w największe fale przy brzegu...Skutek: hmmm chyba muszę się lekko podsuszyć bo inaczej bede znaczyć śladem swoją powrotną drogę do samochodu;) Widok połączenia jeziora z morzem wywarł ogromne wrażenie - czemu ja nie mogę sobie popływać!!!!!!:((((( I jeszcze jedna niespodziewankę wymysłiłam chlupiąc się niczym dziecko w wodzie...Ojciec mój ziarniczy dostał telefoniczną mp3 live z szumem morza:D No ale słońce zaczęło chylić się ku zachodowi i widoki nieziemskie ukazały sie naszym oczom...Jak ja Ewci i Kasi zazdroszczę położenia geograficznego domu:D Potem juz tylko sprawdzalysmy jak życie rozrywkowe płynie w samym Mielnie...Deserek i fotka z pewnym gościem z tv - ciekaweeeeee kto mnie na to namówił?:> Dzień pełen wrażeń, zresztą nad morzem chyba inne się nie zdarzaja;)
|
19.07.2005 | No dobra, wstałam ciut wcześniej niż wczoraj;) Czyżbym znów lepiej sypiała? A może tutaj sny mam piękniejsze niż na Śląsku?...... Mocne postanowienie krótkiej podróży do Koszalina chyba jednak zrealizuję...Pogodowo jest raczej dziwnie:| Hmmmm...no to jestem na mieście, ale jakoś za dużo tu hałasu, od którego przecież uciekłam...Po 3-godzinnym spacerku po parku i potem głównej ulicy miałam już dość więc oklapnięta zupełnie czekałam na autobus...No i oczywiście bez kolejnej historii się nie obeszło...Po kilku minutach dosiadł się starszy pan zagadując czy wiem, że w przyrodzie rządzi zasada występowania wszystkiego po 4 sztuki:> i Zaczęło się wykładanie teorii;) Ja chyba wygladąm na jakąś inną...bo albo gdy do autobusu wsiada jakiś facet wskazujący ruchami swymi na spożycie ponad normę wyskokowych napojów to dosiada się właśnie do mnie i wylewa żale małżeńskie albo siedząc w jakimkolwiek miejscu w samotności - najczęściej w parku dosiadają się starsi panowie próbujący rozmowy dłuższej niż standardowo o pogodzie:> Jak ja lubię się integrować ze społecznościa lokalną;) Praktycznie rzutem na taśme zdążyłam przed burzą...Deszczyk drobny to ja lubią jak bębni o parapet, ale jak mogę sobie siedzieć w domu wsłuchując się w jego odgłosy...te pioruny może niekoniecznie uwielbiam:|
|
20.07.2005 | Od ranka spacer z Mią zdecydowanie wpływający na kondycję:) Po pierwsze zawsze chciałam mieć psa, a po drugie ostatnio mało ruchu miałam więc bieganina po łączce zupełnie rozgrzała lekko zziębnięte z rana ciało:)))) Ten pies jest niesamowity:) Słucha zupełnie właściwie obcego mu człowieka bez jakichkolwiek zastrzeżeń..a te oczęta kochane i pysk są po prostu jedyne w swoim rodzaju:) Dziś wczesniej postanowiłam zawitać do Mielna żeby móc wygrzać się choć trochę na plaży z książką...To dla mnie relaks w czystej postaci:))) Nawet drzemka mnie zaczęła dopadać po 3 godzinach...Morze - niby tylko duzo wody ale jak inne w każdej sekundzie...Ale...w tej chwili inne to się zaczęło niebo robić...uuuuuuu...chyba wracam do domu:| Jeszcze telefon od Ewci, że zobaczymy się wieczorem bo przywozi Kasię z Gdańska!!!!!!!!! JUUUUPI:))) no jednak kilka dni spędzimy razem;) Nie zdążyłam na przytanek dojść a tu oberwanie chmury i tłumy turystów czekających na przystanku..hmmmm...w ten tłok pakować się nie bedę...Dorwałam jakąś kafejkę internetową to przynajmniej sprawdzę co na mojej poczcie słychać....Po kolejnej godzinie wróciłam jednak na przystanek a tam słyszę grupkę Hiszpanów i tak tylko się zastanwiam co oni robią nad PODOBNO zimnym Polskim morzem;) mając swoje Costa Brava;) Godzina już późna ale nareszcie jeeeeest:) Kaśka w domu:D Radość ogromna a pies wyraził to chyba najdobitniej powalając prawie swoją panią;)
|
22.07.2005 | Od rana mam dziwne uczucie na skórze w miejscach, gdzie była naświetlana...Boli mnie przy jakimkolwiek dotyku:(((( Ciekawe co tym razem się do mnie przypląta bo ja to już nigdy spokojnego urlopu nie mogę mieć:((( Dzionek popoludniowo spędzamy na rozrywce, którą uwilebiam:) czyli kręglujemy:) A to już od początku głupawka maksymalna:)))) Ewcia i Kasia to godne przeciwniczki:)))) techniki obchodzenia się z kula i skuteczność też bywały różne:D Grunt, że poziom humoru sięgał BARDZO wysoko:D A głośność i żywiołowść reakcji na pewno była zauważalna dookoła:) hehehe:))) Potem jeszcze rajd po sklepikach z ciuszkami:) No 3 kobitki zebrane razem, takiej okazji raczej nie mogły sobie odmowić;) Godziną już wieczorną zawiatłysmy do fryzjera męskiego... celem... zmiany fryzury Kasi:) Ja zawsze wiedziałam, że dobry fryzjer musi mieć w sobie to COŚ;) Fachowiec;) który tworzył nowy image Kasi miał niezły ubaw gdy w trakcie strzyżenia młodego chłopaka weszły 3 kobiety wygodnie rozsiadając się w fotelach;) Okazało się jednak, ze Kasia była tam juz znana jako wcześniejsza klientka;) Nooo nieeeeeźleeeeee...kurcze nie myślałam, że po skróceniu wlosów na jakieś 3mm można wygladąć tak świetnie!!!! Ładna głowka prezentowala sie super:D...Powiedziałam Ewie, że w tym dzisiejszym upale to szczerze zazdroszczę Kasi tej przemiany:) Cóż innego nam pozostało? hehehe wieczorny spacer plaża i wygłupy:)))) BO przeciez ziarniaki to nie żadne smutasy;)
|
23.07.2005 | Skóra coraz bardziej staje się drażliwa:( No kurcze co się dzieje??? Staram się o tym nie myśleć ale się nia da, jak każdy fragment bluzki dotykający ciało po prostu powoduje ból:(((( I znów po powrocie do domu cholera jasna trzeba będzie medycznie popielgrzymkować:( Dziś czeka nas dalsza podróż...jedziemy do Kołobrzegu:) Miasteczko bardzo przyjemne wyglądowo...Gdzie się uderza standardowo w każdym porcie?:>...Na latarnie oczywiście:))) Na samym szczycie huragan chyba jakiś bo zżeralam wlasne loki cisnace się do ryjka;) i znów wyszła kolejna zaleta fryzury Kasi:)...ale...teraz zaczęło dziać się najlepsze:))) To, że ziarniaki mają odjechane pomysły to ja już dawno wiedziałam ale, że tak odważną kobitkę spotkam, to się nie spodziewałam...hmmm...mnie na sam widok tego, co chciała zrobić Kasia adrenalina się podniosła:) A ona po prostu postanwiła zjechać sobie po linie zamocowanej z jednej strony na latarni i mającej swój koniec umocowany na plaży....No dobra, ja mam gęsią skórkę;) a Kaśka co?? Po prostu została ubrana w całość zabiezpieczeń i sprzętu przez ratownika górskiego, który czuwał nad tym zjazdem...Ja na wszystko patrzyłam z miejsca, gdzie Kasia zaczeła się dobrze bawić...no i pofruuuuuuneeeeeeła:D:D:D dzielna dziewczynka:) Hmmm...paru facetów stało koło mnie i miało miny pełne podziwu bo Kasia nie omieszkała poprosić o dostosowanie tempa jazdy do maksymalnej możliwej prędkości:D hehehehe W ramach dalszych rozrywek juz zdecydowanie spokojniejszych był spacerek po kołobrzeskim molo...Zapatrzeć się w morze to ostatnio moje ulubione zajęcie...Mogę oddawać się mu bez reszty...
|
24.07.2005 | Wstałam ze smutną miną:( Dziś powrót do domu...Cholernie boli mnie ta skóra, mam tylko cichą nadzieję, że nie załapałam połpaśca:(... Wszystko co zakładam mnie drażni...A jeszcze taka długa podróz:( hmmmm... znów wracam dość wysokostanadardowym pociagiem do domu - czary jakieś czy co?:> Ja jestem z tych obywateli co nie w zwyczaju mają chwalenie PKP za jakość usług no ale...znów się zaskoczyłam...Po zapakowaniu bagaży do przedziału pozostałym pasażerom ukazał się dość wylewny widoczek;) Pożegnanie ziarnicze było glośne, widoczne i przepełnione emocjami i wieszaniem się sobie na szyjach:D hehehe tak wyglądają szczęśliwe osóbki chyba;) Ale jechać już pora:((((( W pociągu nuuuuuuuuuda i spanie, i nuda, i spanie...monotonnie dosc:| I jeszcze to spalające słonce - jakby nie mogło być go więcej wtedy jak ja na plaży leżeć chciałam i byczyć się!!!! Nocka nastała jak dotarłam w domowe klimaty wykończona zupełnie z siłami tylko na prysznic i sen ogarniający już w locie na poduszke.... MOJE NADMORSKIE DZIEWCZYNY!!! TERAZ MORZE MA DLA MNIE DUŻO PEŁNIEJSZY I JESZCZE RADOŚNIEJSZY WYMIAR ODKĄD POZNAŁAM WAS:* DZIĘKUJĘ...
|
26.07.2005 | Hmmm...stres już mam:( Jutro CT klatki a w pt CT szyi...w sumie to nie wiem czemu mam jechać do Chorzowa 2 razy...Takie podobno procedury...Probowałam namawiać dość długo telefonicznie personel pracowni CT na moją jednorazową wizytę...Bo jak mam ten kontrast dwa razy czuć w swoim ciele to robi mi się niedobrze...No trudno...Będę pielgrzymkować dwukrotnie...Wyniki też w piątek...A tak naprawdę to moje najważniejsze badania - bedzie wiadomo jak po ponad m-cu wyglądają skutki radioterapii. Poza tym dzien 27.07. jest najgorszy dla mnie w całym roku ..i tak już od 2 lat..:"""""(
|
27.07.2005 | Odeszłaś tak nagle i niespodziewanie Moja Kochana Przyjaciółko Joasiu [*] Byłaś zawsze odkąd pamietam i myślałam, że będziesz zawsze... Że zawsze bedą te Twoje usmiechnięte oczy, te wspólne babskie wieczorki, te głupawki jakie ogarniały nas gdy tylko się widziałyśmy, i te rozmowy od serca bez żadnych graniczeń... ale..ktoś odebrał mi to uczucie;""""""""((((( To już drugi ciężki rok bez Ciebie Mój Aniołku:""""((((...Zawsze będę Cię KOCHAĆ...Tak mi Ciebie brak:""""((((
"Gdzie modra rzeka niesie wody swe, tam słońca blask ujrzałem pierwszy raz, nad brzegiem jej spędziłem tyle chwil, że dziś bez rzeki smutno mi, tam każdy dzień to skarb dziś mój jedyny skarb.
Choć czas jak rzeka jak rzeka płynie, unosząc w przeszłość tamte dni, choć czas jak rzeka jak rzeka płynie, unosząc w przeszłość tamte dni.
Do dni dzieciństwa wraca moja myśl, w marzeniach moich żyje rzeka ta, tak bardzo chciałbym być nad brzegiem jej więc niech wspomnienie dalej trwa tam każdy dzień to skarb dziś mój jedyny skarb. " [Czas jak rzeka - Czesław Niemen]
Dziś mogę zapalić też jeszcze jedną świeczke...na torcie urodzinowym ziarnicy...Pamiętam jakby to było wczoraj gdy odebrałam wynik histpatu z usuniętych węzłów i pierwszy raz usłyszałam zupełnie dziwnie brzmiące: LYMPHOGRANULOMATHOSIS MALIGNA...I ten mój ironiczny wyraz twarzy...ale o co tu kurcze chodzi? I te słowa endokrynologa, do którego podbiegłam natychmiast z chirurgii bo tu nikt ze mna nie chciał rozmawiać bo podobno nikogo kompetentnego nie było...NOWOTWOR->CHEMIA...Nie mogłam ogarnąć tego swoim optymistycznie nastawionym przez całe dotychczasowe życie możdżkiem...TO przecież nie mogło zdarzyć się mnie...Przecież ja nigdy nie chorowałam...Miałam 23 lata, kolorowe życie studenckie i ambitne plany... A miały być wtedy wakacje nad Solina Joasiu, pamietasz???...A przyszedł ból swojego istnienia i istnienia, ktore tego dnia się skonczyło:"""""(((( Tak mi dziś źle... A jeszcze ta durna tomografia, na którą muszę dotrzeć znienawidzoną przez mnie komunikacją miejską:| Na szczęście wszystko zaczęło się punktualnie...Ha... ale po mnie następni to już na pewno będą mieli poślizg czasowy bo ZNÓW są problemy z żyłami...Dwie kobitki załamały ręce no ale po 5 wkłuciu chyba wreszcie welflonik siedział w dłoni...Potem już tylko kontraścik, blehhhh...ale nie było tak źle...Chyba w tomografii tak najbardziej nienawidzę tej względnej ciszy, delikatnego szumu urządzenia i pozostawania sam na sam z myślami co tym razem wyjdzie...Wreszcie mogłam opuścić te szpitalne klimaty i wrócić do domu na spacer wspomnień...
|
29.07.2005 | Dziś wcześnie rano uderzam na CT..jestem pierwszą pacjentką w pracowni...Na szczęście za kilkanascie minut wreszcie pozbędę się tego uciążliwego welflonu z wierzchu dłoni...I co najważniejsze, bede miec wyniki... oddychac->nie oddychac...już mam to na pamięć wytrenowane... Matko jaka nudaaa to czekanie, bo o stresie juz nie wspomnę...książke mam ze sobą ale hmmm nawet nie wiem co czytam... MAM OBA WYNIKI...aż się boję spojrzeć...ale siostra mi je przekazujaca widząc bladośc na mojej twarzy powiedziała GRATULACJE z takim miłym uśmiechem... ufffffffffffffffff..... taaaaaaaaaaaak:))))))))))))))))))))) czy ja mogę sobie zatańczyć?!!!!!:)))) CZYSTO WSZĘDZIE!!!!! Nawet zwłóknien z poprzedniego leczenia nie maaaaaaaaa!!!! Słowa to za mało by wyraźić radość, ulgę, nadzieję i cały ten MEGAzbiór emocji, jakie mi się wtedy przyplątały:) Usiadłam w przyszpitalnym parku i od razu maraton smsowy się rozpoczal:) i pierwszy do...TY wiesz, że do Ciebie:))) Trochę czasu upłyneło na treningu dla kciuków:) Skoro już wszystko jest ok to może po kilku dniach leżaczkowania kontrolnego na hematologii okaze się, że to finisz moich ziarniczych zmagań po raz drugi:D
|
01.08.2005 | Nauczona ostatnim doświadczeniem dziś pojawiłam się na izbie przyjęć zdecydowanie wyspana. Zresztą i tak wiedziałam, że to tylko kilkudniowe leżenie.Obiecałam Komuś, że wybywam stąd szybko bo trzeba imprezową strategię przeszczepową polepszania humoru przygotować!!!:) W końcu pakt został zawarty:D Ale i tak czekanie nie ominęło większości pacjentów bo padła sieć komputerowa!!!! Po jakimś czasie wreszcie rejestracja powiodła się i wylądowałam....ZNÓW na oddziale separatkowym!!! Tylko tam było wolne miejsce:| Zaczyna się imprezka z powtórką z przeszłości czyli zero odwiedzin i spacerków po oddziale. Nie ma to jak w poniedziałek rano popsuć sobie humor. Tradycyjnie trafiłam już do pokoju 3 osobowego. Średnia wieku lat chyba 65. Pierwsza załamka dziś...Ciekawe co będzie dalej... No ale okazało się, że "klientki" stały sie bardzo rozmowne po chwili myśląc, że ja tam pierwszy raz ląduję i próbowały mnie uświadamiać w kwestiach organizacyjnych:))) Ale tak to już jest, jak trafia tam człowiek z włosami:|Ja na to, że swój 3 rok znajomości z kliniką zaczynam już:) Godzinka nie minęła a już wiedziałam "wszystko" o "wszystkich":) Wampir przyssał się w międzyczasie zmniejszając ilościowo i jakościowo stan posiadania moich CAŁYCH żyłek. Z czasem okazało się, że wiekowe panie to niezłe "aparatki". Choć zdolność jednej z nich do rozmowy non stop po kilku godzinach stawała się uciążliwa. Ale zaopiekowały się mną sierotką;) jak wnuczką:> Patrzyły ile zjadłam, czy aby na pewno mam herbatkę...no nieeeeeeeeeee...klimaty domowe!!!:)))) I jeszcze jedna niespodzianka, koleżanka Grażynka z majowego leżaczkowania okupuje salę naprzeciwko:D hehehe...jakoś naprawdę rodzinnie zaczyna się robić;) Wreszcie dopadł mnie już znajomy lekarz i stwierdził patrząc na kartę szpitalną: Halina Ty przytyłaś!!!:> W maju 64 kg a dziś 65,3kg ;) Ale jakby nie liczyć postęp jest. Był zadowolony z wyników obu CT, i właściwie pozostało czekać na wyniki krwi i usg brzucha. Tak sobie mijał BAAARDZO powoli pierwszy dzionek szpitalny...Jeszcze 2 dni leżaczkowania i zdrowa Helka wraca do domu:)))) Jak ja lubię te nocne kobiece rozmowy o życiu;) W środę zaczęłam swój 3 rok z kliniką a dopiero dziś dowiedziałam się co to "ligninoterapia":D Jakoś na myśl przychodzi mi jedno hasło: a świstak siedzi i zawija...;D
|
02.08.2005 | Dzionek wcześnie zaczęty medycznie...Jedna zmiana personalna w sali - zdecydowanie na korzyść:) Po raz pierwszy spotykam tu Anię, a praktycznie od razu okazuje się, że mamy wspólne znajome:) Czyli będzie z kim pogadać:) Damy tylko trochę czasu lekarzom na odrobienie ich pracy a potem oddamy się rozmowom o wszystkim:) Mimo, że jakoś od wczoraj dopadł mnie dołek emocjonalny, Ktoś nie daje mi myśleć o negatywnych sprawach. "Podobno" mnie dręczy;) - ja tam nic o tym nie wiem;) Zaplątać się w gąszczu własnych myśli to raczej niezbyt przyjemna "zabawa":| Wszystkie wyniki mam OK :D:D:D Tra lalalalalalala jestem w REMISJI!!!!!!!!!!!!!!!!!! UUUUU jejejeje:D:D Mój humor udziela się "siostrom niedoli":)))) Przyszedł lekarz i mówi, że dziś wtorek i jak w każdy, zbiera się komisja kwalifikująca na przeszczepy. Więc zostanę wysłana po południu na "kominek" celem ostatecznego rozstrzygnięcia konieczności lub nie, autotransplantacji...Znów zaczynam sobie nabijać główkę masą niepotrzebnych pytań...Ania swoimi żartami trochę rozładowuje sytuację...Jakby nie patrzeć jest wiele osób, które chciałyby mieć przeszczep a nie mogą z różnych powodow...Staram się sobie wmówić, że będe rozmyślać po kwalifikacjach. Teraz nie... no tak ALE ja już myślałam, że miało się obyć bez tego...to tylko wznowa miejscowa...A zresztą czym ja się przejmuję, na pewno trafią się "bardziej potrzebujący", poza tym limit przeszczepowy nie jest pewnie znowu taki nieograniczony;) Siedzę i czekam, upał niemiłosierny ALE mogłam się na 2 godziny wyrwać z tego septycznego zamknięcia:))))) hmmmmm.....hmmmm..... No i po "kominku"...Weszłam, usiadłam z szerokim uśmiechem (własciwie to z czego ja się tak cieszyłam?!:|) pod obstrzałem prawie 20 par oczu i usłyszałam jedno zdanie: "Podjęliśmy pozytywną decyzję o dalszym leczeniu"... Tzn.CO????????? Może jakiś załącznik to tego, jakże wylewnego sformułowania poproszę:| Lekka dezorientacja i wreszcie dawna lekarka prowadząca zauważyła moje zdziwienie i podpowiedziała: BĘDZIE PRZESZCZEP. Zatkało mnie ewidentnie...Moja głowa świeciła chyba po raz pierwszy w życiu taką pustką. Wydusiłam z siebie DZIĘKUJĘ. Zapytano czy mam jakieś pytania...a ja...że NIE. I wyszłam. Usiadłam za drzwiami oszołomiona maksymalnie... Boże, w życiu nie było nigdy tak żebym nie zadała żadnego pytania ale po prostu mowę mi odjęło. Z ręka na sercu moge powiedzieć, że nie sądziłam iż decyzja bedzie własnie taka. Cały syf po dwóch doatkowych wlewach i radio ładnie zszedł, badania czyste...A jednak...Cholera jasna w łeb dały wszytkie moje plany!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Niestety wznowa była dość szybka po leczeniu pierwotnym i chyba cały ten czas tylko się łudziłam, że przeszczep mnie ominie, a przecież uprzedzali od początku, że tak może być.... Gadulstwo odezwało się dopiero gdy z lekarzem prowadzącym wracałam na oddział...Pytań masa a w głowie mętlik okropny...Pocieszające jest to, że będę mieć jeszcze wakacje do końca września...i dopiero wtedy wrócę do kliniki na dłużej... Po powrocie na oddział cały mój pokój wyrażał ogólną radość tylko czemu nie ja????? Chyba to spadło na mnie zbyt szybko, tzn. zbyt mocno uwierzyłam w to, że wznowa miejscowa nie musi kwalifikować do przeszczepu. Wybór był...nie musiałam się zgadzać na przeszczep...tylko w sumie co potem....Decyzja już podjęta więc nie ma odwrotu...Pocieszałam się nadal, że będę mieć jeszcze czas wolny do końca września bo taki wyznaczono termin przyjęcia i rozpoczęcia procedur okołoprzesczepowych. Pewnie jeszcze niedawno cieszyłabym się z tego faktu no ale dziś jakoś nie porafię wykrzesać z siebie iskierki radości:|
|
03.08.2005 | Tra lalala, dziś pewnie pójdę do domu:))) I wykorzystam wolny do przeszczepu czas na dalsze wakacjowanie:) Przyszedł lekarz z taką dziwną minką:> Standardowe pytanie: Jak się czujemy???:) Ja na to: Zdecydowanie zdrowo, skóra nadal boli ale da się już coraz normalniej funkcjonować:) i od razu moje zapytanie zadane z durnym szerokim uśmiechem na twarzy: To kiedy do domciu? dziś czy jutro? I tu największe zdziwienie dnia dzisiejszego...Słowa lekarza: A co by pani powiedziała gdybyśmy wszystko zaczęli już teraz. Ta przerwa prawie 2 miesięczna jest zbędna, jest już pani hospitalizowana więc można od razu przystąpić do spraw zasadniczych czyli zostałaby pani u nas na jakieś 3-4 tygodnie. SZOK, SZOK, SZOK...itd... Szczęka opadła maksymalnie, znów mnie przyblokowało. Pomyślałam, że oni tu chyba prowadzą terapię szokową:| Po chwili mojego milczenia i wpatrywania sie w łóżko lekarz zapytał, jaka jest moja decyzja. Ehh a jaka może być, właściwie nie ma żadnego racjonalnego powodu aby tu nie zostać i nie zacząć "imprezowania" już teraz. Oczywiście zostałabym przeniesiona na jeszcze bardziej rygorystyczny oddział.Buuuuuuuuu, a ja juz sobie bratnią duszę w moim wieku znalazłam i dobrze nam się razem plotkowało:) No świetnie:| Ciekawe czym mnie jeszcze dziś zaskoczą?:/ Ha, i już wiadomo gdzie trafiam. Na tamtym oddziale jeszcze mnie nie było:> Sąsiadki, wcale niedyskretnie mnie poinformowały: "o raaaaaaany...tam to jak w więzieniu...dyscyplina surowa". Hmmmm.... to mam się cieszyć czy nie?:> Jakieś takie delikatne współczucie wyczuwam;) Przyszedł "rozkaz" by się pakować - przeprowadzka;) Auć, auć, auć...Co to ma być?:| Na wstępie wszystko wyciagnąć miałam z torby celem selekcji rzeczy mi PODOBNO zupełnie niepotrzebnych oraz tych zakazanych (oczywiscie najczśćciej z zakresu żywnosci;>) Potem reszta pakunków wylądowała pod lampą zabijającą zarazki a ja musiałam się przebrać w szpitalną piżamkę:> Proszę się teraz nie smiać:>.....dostałam ZDECYDOWANIE męska wersję pasiaka;) Ale chwała, że to tylko do czasu gdy moja piżamka z ukochanym osiołkiem się naświetli:> Od razu po przejściu przez śluzę mogłam pożegnać się z uroczą wolnością spacerowania po korytarzyku jak na poprzednim miejscu leżaczkowania:| Wyglądało to prawie jak wejście w inny wymiar:> Cisza i spokój...yyyyy...już mi sie nie podoba:| Czy ja już dziś mówiłam, że CHCĘ DO DOMU!!!!!! Zostałam poinformowana, że na 2 dni będę w sali 3osobowej a potem już izolatka. Ale i tak chodzić mogę tylko do WC i nigdzie więcej. Taaa oszałamiająco długi 3m spacer jako rozrywka dnia:| Sąsiadki wiekowo znów zawyżone...ale moje łóżko stoi akurat nad Ani legowiskiem pietro niżej...Już zdążyłyśmy się porozumieć wewnętrzną linią telefoniczną, jaką tu mamy:) Hehehe...przynajmniej nasze gadki bedą miały swoją kontynuację...Na noc pozostaja nam smsy;) Auć po raz kolejny...jakoś siostra oddziałowa mnie przeraża:> zasadniczością swych wypowiedzi. Trzeba będzie zostać grzecznym pacjentem:| O mamuniu i tak przez 3 tygodnie??????? A, no i główne pytanie gdzie tu jest gniazdeczko do neta bo coś mi sie wydaje, ze długie nocne poGGaduszki sie szykują;) I figa z makiem, ten oddział nie jest podłaczony do sieci w całości, tylko pokój lekarzy...Zaczęło się kombinowanie...Hehehe jak to dobrze mieć przeszczepa-informatyka:D Ali zapoznał się ze szczegółami technicznymi telefonicznie a ja zgłosiłam swoja prośbę udostępniania gniazdka po godzinach pracy personelu...Jeszcze tylko mieć własny kabelek przełoooooooooogromnej długości bo trafiła mi się sala najbardziej oddalona i bedzie OK. Wytyczne co do kabla mialam dostać już jutro aby rodzinka mogła zająć się zaopatrzeniem. Minęło jakoś sennie popołudnie...na sali cisza...obie panie w zdecydowanie gorszym stanie zdrowotnym:( Chyba zaczynam łapać doła:( Ja naprawde chcę już stąd wyjść:( Wieczór jakoś bardziej optymistycznie się nie zapowiadał:| Dobrze, że choć płytek z muzyką i książek wzięłam w ilościch na tony prawie... Miałam ochotę wyć do księżyca ale...moja ziarnicza ratowniczka przyjechała ze swoja Połóweczka:) Beti i Rysio to ...hmmm...tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć, jak oni są w stanie zaaplikować człowiekowi oszałamiającą dawkę humoru;) A mnie do głupawki niewiele potrzeba;) Zdążyłam się zaprezentować przed kamerą w swym męskim pasiaczku;) bo ośla piżamka nadal nie dotarła:| Komentarzy nie będę cytowac a wogole co ja będę opisywać, co tam na korytarzu przed wejściem na oddział się działo..Niech na ich zdecydowaną korzyść;) świadczy fakt, że prawie się popłakałam ze śmiechu;) Moje dwa Kochane Robaczki z taką dawka optymizmu, że smutającą Helkę ubawili bezgranicznie przed snem...Gdyby ktoś kiedyś chciał otworzyć gabinet grupowej terapii śmiechem to ja wiem kogo należałoby tam zatrudnić;) Kiedy zostałam sama to pomyślałam, że to już też drugi rok mija odkąd poznałam Beti - osobę, z którą spedziłąm pierwszą moją chemię, na której nie było uwalniania pawi:> Godzina chyba cos około 21, deszcz leje niesamowicie...Próbuje coś czytać siedząc w dziwnej pozycji na łóżku...Coraz bardziej przeraża mnie niestabilny stan jedenej z sąsiadek:( Nagle wchodzi siostra i podaje mi coś zawinięte w folię... a ja: "yyyyyyyyy....a przepraszam co to jest????" siostra: " ktoś kazał to pani oddać:)" ja: "a jest siostra pewna, że na 100% mnie?... przecież nie było dziś nikogo z rodziny czy znajomych z jakąś przesyłką do mnie:|" siostra: " ja to tylko miałam oddac pani:)" ...<i znów ten jej dziwny uśmiech na twarzy>..."niech pani lepiej zajrzy co tam jest":) hmmmmm....tu sie dzieje cos dziwnego:>... hahahaha:)))) no to ja już wiem kto tu był:> Mnie w tym roku i to w sierpniu Tajemniczy Ziarniczy Mikolaj-Kombinator z Żoną odwiedził (tylko fretki do kompletu brakowało;))i do Katowic z Krakowa zamkniętej w klinice kobicie;) kabelek do neta wymaganej długości przełogromneeeeej przywiózł w tempie expresowym:) szok POZYTYWNY trwa do nadal...:) Jak powiem DZIĘKUJĘ to i tak będzie za mało...
|
04.08.2005 | Nuuuuuuuuuuda;) Znów kilkakrotne wkłuwanie celem pobrania morfologii..właściwie powinnam się przywyczaić ale jakoś nie mogę:| Choć jeszcze twarzy nie odracam na widok igły..ja jednak wolę widzieć co się dzieje na mym ciele;) Na wieczór dopiero szykuje się założenie dojścia centralnego...Zdążyłam już Anię wypytać jako starą weteranke w tej kwesii co i jak bedzie się działo i na co mam się nastwić...Oczywiście była to najgłupsza rzecz, jaką mogłam zrobić...Nie powiem - lekko wystraszona byłam...Jeść cały dzień mi się nie chciało:| i tylko jedna myśl..żeby założyli to badziewie za 1 razem i żeby nie było założone na szyi:| No i nadszedł wieczorek...Po godzinie 19 zjawiła się pani anestezjolog...Bardzo sympatyczna i od razu zapowiedziała, że będzie mówić po kolei co będzie się działo...hmmm...tylko czy ja aby na pewno chcę wiedzieć;) Rozebrałam się do pasa, położyłam tak jak kazała i zaczęło się ... Wesoło jednak nie jest...Za pierwszym razem nici...FUCK!!! Za drugim też...o mamo tylko, nie na szyi:( Przed 3 próbą zakładania tego na klatce pozycje miałam dość dziwną - siostra asystująca naciągała mi prawą rękę bo okazało się, że mam jakieś dziwnie małe szczeliny w miejscach,w które z założenia dojście miało trafić...Byłam już zmęczona po 40 minutach tego"molestowania" ale hmmm...nadal sobie żartowałam z panią doktor, że im większy pacjent tym większe kłopoty a wogóle z babami to są same kłopoty;) Uffffffffff i za 3 podejściem jednak wszystko było tam gdzie miało być...Nie byłam w stanie sama się podnieść, a przecież te 40 minut tylko leżałam...Dobrze, że nic nie bolało...tylko to dziwne uczucie w jednym momencie - jakby serce zwalniało i potem przyspieszało niesamowicie...Ale tak podobno miało być:).... Minęło 1,5 godz...nie mam pytań!!!!!!!!!!! Boli mnie cała prawa cześć ciała, nie mogę ruszać ręką a jeszcze mam mieć zrobione rtg czy wszytko zostało założone należycie...Co za porażka - nawet sama się rozebrać nie mogłam...Boli mnie nawet jak głęboko oddycham...No coś mi się wydaje, że noc raczej nie będzie długa i przyjemna...
|
05.08.2005 | Ogólnie to mogłoby być weselej...Jestem wkurzona!!!!!!! Ręka nadal mnie tak boli, że kanapki nie mogę sobie zrobić, siostra musi mnie wyręczyć:| Zażyczę sobie przeciwbóla to może jakoś przetrwam...Podobno boleć może jeszcze dłużej... Śniadanie zaliczone i już widzę na półce obok mojego łóżka kroplówki...Oczywiście musiałam sobie zażartować, że to chyba sumaryczna ilość na cały 3 osobowy nasz pokój;)...yyyyyyy...jednak nie...wszystko dla mnie do wlewu ciagłego:( No to próba sprzętu...1..2...3...I przeciwwymiotny leci...Hmmm...Mój humor jak na perspektywę tego, co zamierzają we mnie wlać jest całkiem ok...Lecę wedlug schematu IVE...No tak Vepesid...o tym już czytałam i słyszałam - wróg numer jeden mojego żołądka... PO 2 godzinach przestało być ok...koleżanka miska w pełnym użyciu:((((((( Ile to juz godzin leci...Jestem wypluta dosłownie i w przenośni:(((( Nie mam siły ani jeść ani pić... Moja przyjaciółka Agnieszka ma dziś urodziny a ja nawet nie mam siły by zadzwonić...Zresztą zaczełabym marudzić, może ryczeć jak to jest mi źle...Ten urodzinowy sms nie był zbyt wylewny ale to najbezpieczniejsze co mogłam zrobić by nikomu nie psuć tego dnia... Po wszystkim mnie mdli....a non stop muszą czatowac przy wc bo po takiej ilośći wlewanych płynów sprawdzaja bilans...Łyk wody na siłę, kęs chleba na siłę...spaaaaaaaaać:(((( Hmmm chyba zrobili mi jakąś przerwe...zasnęłam i widzę, mam odpięte kroplówki...Już się cieszyć chciałam ale o 20 następna dawka:(((( Już dziś mam dość!!!!
|
06.08.2005 | Wstałam bardziej zmęczona niż się kładłam..i co widzę - znów te cholerne kroplówki...po 5 rano morfologię siostra pobrała z dojścia i dopiero wtedy zauważyłam, że hmmm...chyba kłucie igiełkami poszło podczas tego leżaczkowania w zapomnienie:))) i Na tym koniec pozytywów dziś:((( Znów się integruję...wiadomo z czym i wiadomo po co:"""(((( Jest mi smutno, jest mi źle a wogole to ja jestem zdrowa i co ja tu robię?!:|
|
07.08.2005 | Dziś rano pożegnałam "koleżanki" z sali, życząc sił na każdą chwilę...Ewakuują mnie na izolatkę. Boję się...Ja nie potrafię siedzieć sama, muszę mieć towarzystwo...Ja tam oszaleję chyba:(((( Ostatnia dawka chemii dziś poleci, a ja się czuję już tak jakbym non stop chodziła od 3 dni bez odpoczynku... Po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że...to wszystko może się nie udać:(((((( Ja już nic nie chcę, niech tylko to świństwo sie skończy i niech już tej miski na oczy nie widzę:((((( Leże i płaczę...tylko dlaczego? Bo nie mam siły? Bo mnie wszystko wkurza? Bo nie mogę otworzyć okna? Bo widzę albo lekarza, albo siostry albo księdza? Bo chyba grzyb mi mordkę atakuje mimo płukanek?...Bo mi cholernie ŹLE tu samej!!!!!!:"""((((
|
08.08.2005 | Wysokie dawki środków przeciwwymiotnych nic nie dają:( Nadal pełna integracja z miską:( Kiedy ten koszmar się skończy?????????? Bycie odpornym na leki sprowadza mnie raz po raz do parteru...Nie mam na nic siły:""""""( Zero motywacji do czegokolwiek:""""""( ...Wszystko mi jedno...Niech się dzieje co chce...Zasnąć nie mogę, a jak już się udaje wtedy śnię o jakichś zupełnych idiotyzmach:((((( Chemia już dziś nie leci, teraz tylko zaczyna się czekanie na spadki wartości... Dwa dni nie było mnie pod prysznicem...Jakimś wydawało mi się nadludzkim wysiłkiem dotarłam do łazienki i poza tym koniec, nie mam siły nie dam rady..wracam spać... Wstałam przed godz 23...hmmm, jakiś przypływ mocy chyba mam bo jednak zdecydowałam się na prysznic...O matko, jak dobrze było potraktować szamponem głowę, wreszcie moje loki wrócą do normlności...No właśnie pytałam co robić z jakby nie było długimi włosami...Lekarka stwierdziła, że będziemy się martwić jak zaczną wypadać...1,5 roczny dorobek fryzjerski tym razem jednak pojdzie w odstawkę...ABVD go nie zmogło no ale teraz już sie nie da tego uniknąć...A wogóle to nie mam ochoty z nikim dziś gadać:(...Mała korekta - z jedna osoba rozmawiałam i hmmm jednak mnie podbudowała...
|
09.08.2005 | Chyba powoli wychodzę na prostą... Po wreszcie w całości zjedzonym śniadanku odmówiłam przyjęcia środków przeciwymiotnych prosząc by zajęto się moją buźką od środka. Chyba grzybek przypuścił atak. Wymaz zrobiono, potraktowano mnie fiolecikiem, do tego jakieś dragi...hmmmm...może by tak zdjęcie w pełnym uśmiechu - mogłabym dzieci straszyć - Helka czarownica;) Wreszcie też byłam w stanie rozmawiać z kilkoma osobami na Sieci, nie wkurzając się o byle co i nie irytując nikogo...Poza tym staramy się z Anią mimo spadków naszych kondycji rozmawiać ile tylko się da...Zaczynamy sobie opowiadać co widzimy przez okno: ja: Mała co Ty właściwie widzisz przez okno? Ania: Jakies drzewo i hmmm...kawałek muru z reklamą polędwicy w jakimś markecie:D ja: czekaj ja polożę się w innej pozycji, bliżej okna to zobaczę co u mnie...no tak też mam jedno drzewo i widzę kawałek dachu oddziału chirurgii Ania: Halinka chirurgia mówisz? a spójrz niżej.. ja: yyyy...:>....REKLAMA Z POLĘDWICĄ;))) haaaaaaaaaaa....:)))) i cóż się okazało? Iż Ania leży na izolatce w jakim miejscu?:))) Znów pietro niżej dokładnie pode mną;) O matkooooo, jem już 3 kolację, najlepiej żeby znów było to mięsko...hmmm...te skutki uboczne podawanych leków naprawdę mnie zaskakują:>
|
10.08.2005 | A dzis mi się nic nie chce...Robię sobię Dzień Dziecka i oglądam obie części Shreka. Jest mi strasznie słabo bo i wyniki już mocno poleciały w dół...Mimo, że apetyt dopisuje zaczynam mieć jakieś odchyły...W nocy śniły mi się frytki:| ale porażka...Od razu jak pomyślę o jedzeniu włącza mi się cała lista tego, CO BYM ZJADŁA i oczywiscie 90% pozycji to te, których nie serwuje się w tym hematologicznym hotelu:|
|
11.08.2005 | Dziś zaczynam przyjmowanie czynnika wzrostu czyli zastrzyki z Neupogenem się szykują...Na razie tylko 1 raz dziennie...Tak sobie myślę, że warto było pocierpieć dla tego dojścia centralnego... Codziennie pobierana morfologia nie jest już żadnym problemem, a i do tego ciała obcego we mnie już zdążyłam przywyknąć i nie zwracam uwagi na nie wogóle...W sumie to mi sięnudzi, więc co...a nic...spać pojde;) bo na wieczór będzie necik i poźnowieczorne i wczesnoporanne GGadki;) Moja buźka wyglada dość orginalnie w kolorze fioletowym nadal..ale przynajmniej zaczynam pić ciepłe napoje i zupy...Obejrzałam się dziś w lustrze w łazience i stwierdziłam, że wyglądam jak szkapa:| Ciała mi znów ubywa więc muszę sama zadbać o to aby jeść jeśli nie więcej to przynajmniej częściej...
|
12.08.2005 | Schemat dnia ten, sam..Morfologia, neupogenik i nuuda...Dziś wdałam się w dłuższą filozofioczna gadke z księdzem, który co kilka dni odwiedza izolatkę...Przynajmniej wiem, że mój aparat mowy nie zaniknie...On chyba zresztą zauważył także, że moja kondycja dziś dużo lepsza niż tego człowieka, którego zastał tu ostatnim razem... Kurcze co jest grane...mam 38st na termometrze...Cholera zaczynają mnie boleć kolana:| Na razie panadol a potem zobaczymy... Dzień kończę mimo temperaturki jednak optymistycznie..Ktoś napisał, że oglądał dzis perseidy i pierwsze życzenie było zarezerwowane dla mnie:)...:*
|
14.08.2005 | Zmęczonaaaaaaaa...Leukocytów dziś 0,4*10^3 czyli słownie sztuk 400?...Płytki 66 tysiecy...NO to mamy największy dołek wartości chyba...Liczę, że może nareszcie zaczną sie wzrosty...neupogen dostaje dziś 2 razy dziennie...Teraz już wiem czemu okolice ledźwiowe bolą jak jasna cholera, kolana także a żeby było milej to znów zaczyna mnie boleć skóra...Tydzień spokoju był...Działanie czynnika wzrostu jest dość osobliwe...Jakby ktoś paralizatorem traktował mój kregosłup:| Hmmm...przyjemne to nie jest na pewno:|
|
15.08.2005 | Dobra dzis mam ochotę na kuraka pieczonego...Ale wiem, że nie mooogę...buuuu...Mimo wszystko zawsze wiedziałam, że Beti ma dobre pomysły...Jak nie pieczony to duszony:D Jeeeeeeeśśśćććć:) Mięsooooooooo:) MNIAM:D Chyba naprawdę zaczynam wariowac na tej izolatce;) Oprócz strawy dla ciała jest także dla ducha, czyli będę miała co czytać dalej bo resztę księgozbioru już pożarłam [oczywiście w przenośni;)] No jednak nie myślałam, że ten wieczór skończy sie aż tak odjazdowo...Raz mi cioepło, raz mnie trzęsie...Temperaturka jest 38,7...Powoli mnie rozkłada...Znów cała armia tabletek...skończyły się antybiotyki na grzyba w buźce no to inne się zaczną:| Po raz pierwszy tak mnie bolał kręgosłup, że nie wiedziałam jaką pozycję mam przybrać: siedzieć? leżec? stać?....
|
16.08.2005 | Hohohoho:) I mamy wzrosty...wreszcie wyrywam się na 4 godziny z izolatki na aferezki:)))) Mmmmmm, cudne uczucie przejść przez śluzę mojego oddziału:))) O proszę i jeszcze na separatorze znane mi siostry:D Taaaak, dzień rozpoczał się zdecyowanie dobrze:D Najpierw kilka pouczeć co się bedzie działo na pewno i co ewnetualnie może się wydarzyć...Potem tylko zapakowałam się do kolejnego wygodnego łóżeczka i cóż pozostawało...miałam TYLKO leżeć...no luzik...po kilku minutach od właczenia separatora, wydającego zreszta dość hmm...orginalne dzwieki, zagłuszające nawet moje myśli;) okazało się, że jednak problemy z założeniem dojścia centralnego u mnie na początku teraz mają swoje konsekwencje...Cosik się "zapycha" i sisotra przez nastepne 15 minut szukała dla mnie takiej pozycji żeby wszystko zaczęło działać jak należy...No pieeeeknie...3,5 godziny leżenia na prawym boku bez praktycznie mozliwosci ruszania się:|...Po godzinie od lezenia juz bolały mnie nogi:| a do tego dochodziło dość specyficzne uczucie mrowienia wokół ust likwidowane kroplówką z wapnem...Hmmm...przyznam szczerze, że najpierw ciekawił mnie widok krwi wypływajacej z jednego "frędzelka" umieszczonego w mojej klatce i wpływającej jednocześnie do drugiego...Ale ile można się na to gapić...nuuuuuuuuda...zaraz ponapastuję kogoś smsami:D No i dobrze, że jakąś muzyczkę do posłuchania zabrałam... a może jakaś krótka drzemka...Ale co to? oooo...mam sąsiadkę na separatorze obok...Nooooo wreszcie zwyczajny człowiek, z którym można będzie porozmawiać ale krzycząc chyba bo ten odgłos 2 separatorow jest dość inetensywny. Okazało się, że pani już 4 dzień zbiera komórki:| No świetnie:| Na taką długą aferezową imprezkę jakoś nie miałam ochoty... Hehehehe a ja kogoś zauwaaaaażyłam, jak przemykał do kanciapy pielęgniarek obok separatorów...Nasz ozdrowieniec Michał:) Szkoda tylko, że nie mógł wejść na salę separatorów więc krzyczeliśmy do siebie z odległości jakichś 5 metrów;) Okazało się, że Michał zbierał komórki tylko 2 dni, ale też był zdziwiony,że ja nadal ma swoje włosy, bo oczywiście musiałam go wypytać kiedy jego wypadły:>...Wykorzystałam go troszkę;) jako źródło informacji bo przecieź jest przeszczepieńcem z zeszłego roku:))) No i już po...obejrzałam sobie ten woreczek z moimi komóreczkami;) Śliczne są;) Żeby tylko dużo ich było ale tego dowiem się jutro rano po dzisiejszych badaniach laboratoryjnych... Zaczyna mi być smutnoooo:( Jutro moje święto a ja będę gnić w klinice...2 lata temu w dzień 23 urodzin podano mi pierwszą chemię na oddziale...Jakaś tradycja zaczyna z tego wychodzić:(((( He he he...Karuzelę emocjonalną to ja mam na pewno...Po południu dotarł do mnie prezent;) Żebym miała w czym parzyć swoje ulubione zielone herbatki:D Dzieki Mira i Madziolku:* No to mam radochę:D Jakoś sen nie chce nadejść, więc dzisiejszą noc spędzam na internetowych pogaduszkach;).....Wogóle to wybiła godzina 00:00...czyli jest już MÓJ DZIEŃ:)
|
17.08.2005 | Tego się nie spodziewałam;) Kilkanaście sekund po północy telefon i słyszę 100 lat śpiewane tak optymistycznie jak nigdy dotąd - nie tylko po polsku;)...No to mam GŁUPAWKĘ:D...WIELKĄ GŁUPAWKĘ:D...[Ada jesteś nieziemska, ciekawe ile trenowałaś;)]...A potem KooT, który dodzwonić sie nie mógł bo Helce nie mogła się telefonicznie jadaczka wyłączyć po śpiewach;) Hmmmm...nie powiem Rafał, ale bardzo mile mnie zaskoczyłeś;) Mój usmiech na twarzy nie mógł osiągnąc już większych rozmiarów bo byłaby konieczna interwencja chirurga;))) W miedzyczasie skrzynka mailowa i smsowa mi się trochę zapchała;) Rano mama dostarczyła mi też pocztę, więc kilka kartek zawiesiłam na ścianie...nie wiem co na to personel ale hmmm...może na 1 dzień pozwolą:> Do tego ciacho na oddział dostarczone, jak imprezka to imprezka!!!! Niech wiedzą, że Helka tu była:D...A dla Ani piętro niżej specjalne słodkości, w końcu kucharz zawodowy smaki ma profesjonalne;) Ehhhh....no ale...mamy 8 rano i muszę uciekać;) na aferezy... Zauważyłam, leżąc na separatorze iż całkiem orginalnym uczuciem jest ziewanie w trakcie afrerezowania się:> Kto próbował ten wie o co chodzi;) Opisać się nie da;) Chyba, że ja mam jakieś odchyły w tej kwestii od normy;)...Poza tym nuuuuuda...Ale kogo ja tu widzę:)))) Hehehe... Moja Beti dotarła do sali aferez, oczywiście znów musiałyśmy krzyczeć do siebie bo wejść nie mogła ale...hmm...nie wiem czym ja sobie na to zasłużyłam ale znów dostałam prezenta;) i to jest ANIOOOOŁ:D Piękny, cudowny, wesolutki do mojej kolekcji:D Po 3 godzinach leżenia znów w tej raczej mało wygodnej pozycji powiedziałam siotrze do zobaczenia jutro i najwolniej jak się dało zakamuflowana w maseczke i fartuszek koloru ala Kermit żabcia;) poczłapałam na oddział do mojej samotni;) świętować dalej...Jakby niespodzianek było mało, jeszcze wieczorem dotarła moja przyjaciółka Agnieszka z kolejnym prezentem...Już nie mam ich gdzie kamuflować by niczyim oczom nie przeszkadzały a głównie panującym przepisom;) Ale nie mam pytań...Dziś się np. dowiedziałam o tym, że przyjaciele są miedzy innymi po to, by dostarczać to, co człowiek uwielbia czyli smaki marcepanowe i kokosowe:D heheeh:) mały przemycik był;) Ale wszytko w granicach rozsądku oczywiście;) Lekarz wpadł tylko na chwilę, przekazać info, iż wczoraj zebrałam bardzo dużo materiału komórekowego CD34 i dziś już kończymy aferezki:D:D:D No to sie nazywa pełna mobilizacja:D a jutro....DOOOOOOO DOOOOOOOOOOOMUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!! :D:D:D Podsumowując, DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM za zamiane tego izolatkowego dnia w świętowanie zupełnie normalnie: Ada:*, Rafał:*, Dominika:*, Madziol:*, Mira:*, Ania:*, Carinka:*, Asica:*, Ewa i Kasia:*:*, Ali:*, Michał:*, Wojtek:*, Joasia Ż.:*, Beti i Rysio:*:*, Agnieszka:*...i ściskam serdecznie, tych których nie wymieniłam ale mam w sercu swoim zawsze:*
|
18.08.2005 | Ostatnia poranna morfologia...i już po godzinie 6 zaczynam się pakować...To jest ewidentne odbicie się od dna...Śpiewam sobie, i energia mnie rozpiera:D Tra lalalala i takie tam inne numerki;) Dobrze, że to izolatka i nikt nie może podziwiać moich talentów artystycznych;) Wypis będę mieć na godz 11, jeszcze tylko zdjecie zatok. Już przebrana w ciuszki normalne zjeżdzam w dół na rentgen, i słyszę rozmowę dwóch kobiet jadących razem ze mną..."Załapałam półpaśca..." Więcej już nie słuchałam...PANIKAAA!!! Miałam ochotę zintegrować się z podłogą w tej windzie. Maseczke miałam ale...zawsze będzie ALE...jak tym świństwem się zaraża..pamięta ktoś?....SPAAAAAAADAAAAAAAM po wysłuchaniu wszystkich zaleceń!!!!! Oczywiście nie żegnam się z oddziałem bo wracam tu 20.09. Ale przez ten czas zamierzam się dobrze bawić i to też było jedno z zaleceń lekarskich:D uuuuuuuuuuu...jak dobrze czuć w nozdrzach katowickie powietrze...taaaa....przez maseczke trochę inaczej je odbieram ale jest takie...hmmm...realne:))) Mój domek, moja rybcia Gilbert, moje książki, moje ubranka niepiżamkowe, moja rodzinka:)...moje łóżko? yyyyy może jednak aż takim sentymentem go nie darzę:> Jedyne co przywiozłam ze soba to łóżkowstręt:> a już od wejścia mi proponują: "Może byś się położyła?"...taaaa...jaaasne...niedoczekanie!!!...Zaraz dzwonię do Agnieszki bo wieczorem wybywamy "nach" fryzjer...Od wczoraj zauważyłam, że coś dziwnego dzieje się z moimi włosami..nie ma się co cackać ze sobą...A tak przynajmniej będę mogła się nacieszyć nowym image'm:)... hmmmmm...no nie jest źle...rzekłabym nawet, ze bardzo dobrze:) Sama sobie sie nawet podobam a ta cudna lekkość na głowie;) Uczucie jest nieziemskie;) Humor dopisuje...Głośna muzyczka w pokoju i tańczymy:DDDD
|
22.08.2005 | Dzień będzie znów wycieczkowy. Najpierw pognębię panie w ZUSie;) z samego rana...A moje "ukochane" miasto Katowice odwiedzę wcale nie dlatego, że już stęskniłam się za kliniką:> Jak mus to mus..Dawno nie korzystałam z komunikacji miejskiej i jej uroków...Chyba trochę odzywczaiłam się od dużych zbiorowisk ludzkich:> EEEEEEE nudno tam dziś w przybytku cudów społecznych;) i kolejka jakaś taka krótka;) a przecież poniedziałek mamy...No i jeszcze zupełnie sympatyczna i kompetentna pani w jednym z dwóch okienek gdzie trafiłam:> A jednak ten poniedziałek zaczął się całkiem optymistycznie;) Żeby nie było ZBYT miło...moje zdjęcie zatok się zgubiło:> Ale to przecież nic nowego;) Mam przydreptać za 2 dni i do tego czasu się odnajdzie...Grunt, że opis do niego mam, więc fotka właściwie mi nie potrzebna;) Wreszcie mogłam uciec z "mojego" oddziału pięterko niżej by porozmawiać z Aneczką. To przy niej nauczyłam się mniej narzekać na swoje ułomności zdrowotne...Ania będąc dużo poważniej chorą osobą pyta mnie: "No a jak Ty się czujesz??" U mnie wzbudziło to szczery śmiech i odpowiedź:"Ja jestem zupełnie zdrowa Aniu, czuję się świetnie i najważniejsze to żebyś myslała o własnym zdrówku. Oczy łzawią, z nosa cieknie katarzysko wstrętne, ucho się zatyka czyli zupełnie dobrze:)" Póki nie patrzę na klinikę energia mnie rozpiera.Wiedziałam, że nie mogę jej za długo "napastować" swoim gadulstwem, bo sił jakos mniej miała..ale na uśmiech po drugiej stronie telefonu mogłam liczyć jak zawsze:D Spod kliniki zgarnął mnie Rycho bo najbliższe 3 dni spędzę u Beti:) Hmmm...moja nowa fryzurka bardzo przypadła do gustu moim Przyjaciołom...Ale i tak wszystkich pobiła Kasia - córka Beti i Rysia pytaniem: Ciocia ale loki i tak zapuścisz, prawda?:) Właśnie za tą bezpośredniość kocham dzieci:)...Wyjazdówki do Beti i Rysia to doładowania nieziemska dawką optymizmu...A w dodatku tu funduję sobie powrót do czasów dzieciństwa nocując na piętrowym łóżku:D Rozmowy poważne i niepoważne;) mają swój czas za każdym razem...Po wieczornym grillowaniu, zauważam, że moje włosy się dosłownie sypią, moge je ot tak wyciągać z głowy:| Ups...Wracam spod prysznica...ŁYSAAAAAAA:| Beeeetiiii dawaj maszynke, bo trzeba wyciąć te pozostałe pióra które można policzyc juz na palcach obu rąk:| Nie powiem, bo szok miałam...nie sądziłam, że wypłuczę czuprynke w 10 minut pod strumieniem wody:| ale...hmmm i tak jest wesoło..:)
|
24.08.2005 | No i wracam do domku... się rodzinka zdziwi widząc mój kolejny nowy wizerunek;)... Jadę sobie w czarnej bandamce na głowie i troche mi wieje w łepetynkę... Jakoś dziś smutniaka zaczynam z siebie robić... Powód zawsze się znajdzie...:(((((((((
|
27.08.2005 | Od 3 dni mam permanentnego doła...nie mam ochoty z nikim gadać, gryzyłabym wszystkich dookoła, jestem wrrrrrredna!!!!!! A najlepiej niech się wszyscy ode mnie odwalą!!!! Jest mi źle:( i żadne tłumaczenia do mnie nie dochodzą...A niby co ja maskotka jestem, żeby zawsze cieszyć się? A NIE!!! Postanowiłam sobie, ze smutam i już!!!!
|
29.08.2005 | Znów do tych cholernych Katowic jadę...Upał niemiłosierny...A ja ubrana na czarno bo taki mam humor...Słońce mnie przypieka...tak się płaci za własne fochy...Najpierw wskakuję do kliniki zapytać o zdrówko Aneczki bo z smsów wiem, że jest coraz gorzej:(...Gardło miałam coraz bardziej ścisnięte gdy z nią rozmawiałam...Jest naprawde źle...Choroba znów zaatakowała, do tego przyplatały się jeszcze skutki uboczne silnej chemii:(((( A ja nic nie mogę pomóc, tylko gadać i gadać...ale co można mowić?????? Staram sie to raz żartować, to raz tłumaczyć rozsądnie, że to okres przejściowy...Jest mi cholernie źle z tą moją bezsilnością.... Wizyta w poradni endokrynologicznej to kolejne nowe doświadczenie z serii tych irytujących...siadając w poczekalni przed gabinetem, uginam się pod spojrzeniami conajmniej 20 kobiet...NO tak człowiek w chuście na głowie to przecież bardzo "ciekawe" zjawisko:| Udaję, że nie widzę tych staruszek które wlepiają we mnie oczy:| Dobrze, że nie musiałam długo czekać...W sumie lubię tu przychodzić...Pani doktor to ciepła i serdeczna osoba, która do swej 181cm pacjentki mówi per Żabko:D hehehe...tu zawsze załapuję cząstkę dobrego humoru;) Dzis jeszcze spotkanko z Carinką:) i...nie, nie mogę napisać...ciiii-chooo-szaaaa;)
|
31.08.2005 | Odeszłaś:"""""""((((((((((((((((( Dziś cieszy się grono Aniołów mając nową koleżankę w swych zastępach...Ale nam TUTAJ jest źle:(((((( [dzisiejszy sms juz zawsze bedzie miał status "oczekuje"] ... [*] ... śmiechu Twego juz nie usłyszę...DLACZEGO?:((((
|
2.09.2005 | Od 2 dni knuję mały spisek z KIMŚ, żeby KOMUŚ zrobić niespodziankę:)))) Jak ja lubię taką konspirację:D ale ciiiii;) Jutro mam nadzieję, że KTOŚ się usmiechnie;) Najpierw komisja w ZUSie...Jak dla mnie szopka totalna, z pozytywnym jednak efektem czyli decyzja na moją korzyść... Niezdolna do pracy i samodzielnej egzystencji...Renta przedłużona o rok i możliwość starania się o zasiłek pielęgnacyjny...Ale znów muszę wydreptać gdzieś podanie, nie w ZUSie a w MOPSie...Kolejna wyvieczka gwarantująca, że moje mięsnie bedą rozruszane;) Około południa dopadł mnie szał zakupowy przed weselem koleżanki:) Z efektów łowów ciuszkowych jestem zadowolona..i na pewno nie kupiałam nic w czarnym kolorze;) A wieczorkiem...zmyyyykam:) na imprezke panieńską:D....Odrobina głupawki wpływa wielce korzystnie na samopoczucie;) Odrobina wina także;) Kawalerski podobno skończył się po godzinie 1, no to kobitki pokazały formę bo ja padłam na łóżko (równolegle z przyszłą panną młodą;)) po godzinie 4. Reszta imprezowiczek w śpiworkach słodko zapadła w sen na podłodze...Jak to dobrze czasem mieć niższą odporność, żeby wygodnictwo było czymś wytłumaczone:D
|
3.09.2005 | Wstałam:) O matko czemu to słońce tak wali po oczach;) Ale jak zobaczyłam usmiechnięte twarze Madzi i Miry od razu przypominały mi sie nasze cudne czasy studenckie:D Dopiero co rok temu skończyłyśmy ten etap edukacji a już wspominamy jakbyśmy magrów broniły 15 lat temu;) Ale nie ma co leniuchować;) jest bardzo ważna zadanie do wykonania..spiskowe;)..Z Katowic dotarłam do Czeladzi odwiedzając po drodze jeszcze kwaiciarnię:)...Na hasło w domofonie: kto tam, odpowiedź była krótka: prosze ootworzyć:> Hehehehe i jakież zdziwnie było w oczach Beti gdy otworzyła drzwi a tu wchodzi najpierw słonecznik a za nim Helka:D...No przecież nie mogłam w tak ważnym urodzinowym dniu nie pojawić się u Mojego Robaczka:) z anielskim prezentem;) Zapytanie Beti do Rysia było proste: czy Ty o tym coś wiedziałeś?:> A jego zadanie było proste i oczywiste...Musiał zagwarantować obecność Beti w domu po godzinie 13:) Przecież to żadna konspiracja;) Beatko wiesz, że życze Ci wszystkiego NAJ ale zdrówka przede wszytkim i nieustającej energii jaką masz każdego dnia w sobie:* Wieczorem ledwo doczołgałam się do domu...Niedzielę przeznaczę jednak na odrabianie zaległości w snach;)
|
5.09.2005 | A to, że Helka nie może na miejscu usiedzieć;) to już wiadomo od dawna...Taki Jasio-Wędrowniczek jestem;) Zbieram wrażenia na zapas coby potem dozować je sobie w przeszczepowych klimatach:) Siedzę właśnie w pociągu do mojego kochanego miasta Krakowa;) Znów PKP mnie zaskoczyło zawyżonym komfortem jazdy, a zresztą podróżowanie pociągami uwielbiałam od dziecka więc tym bardziej jakoś humor mam radośniejszy...2 godzinna podróż upłynęła dość szybko zwłaszcza gdy ktoś robi coś czego w pociągach nie powinno się robić - czyli sypia w trakcie podróży;) Ale upał od rana jakoś mi doskwiera a wtedy zdecydowanie spada tempo moich reakcji...Takie dni z założenia gorszej pracy tarczycy po prostu przesypiam...Dojechałam nawet wypoczęta ale przede wszystkim szcześliwa, że moge odwiedzić Kraków jeszcze przed leżaczkowaniem...Wielkie uściski dla Majki dzięki, której mogłam pozostać na prawie 3 dzionki w miejscu, które uwielbiam:))) Dotarłyśmy do domku oczywiście non stop zagadując o tym czy o tamtym;) Krótki odpoczynek i spacer po dobrze znanych zakątkach miasta z zahaczeniem o pyszne jedzonko:)...Zmęczenie dawało jakoś znać o sobie ale wcale nie miałam na nie ochoty...Odpoczywać to ja będę w izolatce a teraz chodzić i oglądać i rozmawiać jak najwięcej;) Zlądowałyśmy do domku wieczorkiem, ale długo nie posiedziałysmy;) Zdązyłam poznać siostrę Majki - Elę:) i takiego małego osobnika z tej rodziny, który podobno miał być baaardzo groźny, warczeć na mnie i obszczekiwać..a po zauważeniu nowego "ludzika" w domu przybiegł i położył pysk na kolanach:D hmmm...ja tego psa nie zahipnotyznowałam;) on tak sam z siebie:) No i oczywiście te słodkie oczy i kochany pysk Foresta zawładnęły moim serduchem:) ...Późniejszym wieczorkiem wyladowałyśmy jeszcze na przechadzce po Kazimierzu:))))Padłam po powrocie grzecznie do łóżeczka:)))
|
6.09.2005 | O której to ja wstałam?;) hmmm...juz dawno tak dobrze nie spałam:)...Słonko zagląda przez okno czyli kolejny upalny dzień rozpoczął się już jakiś czas temu;)...Lubię sobie siedzieć przy oknie i czuć jak promyczki głaszcza twarz, szyję...byle nie przypiekło mnie za bardzo;) Porą obiadową zjawiłysmy się na Salwatorze u rodziców Majki, dzięki czemu mogłam poznać resztę rodziny, która od tak długiego czasu trzyma za mnie kciuki..To bardzo miłe i budujące, że tak ogromne wsparcie płynie do mnie z moich ukochanych stron geograficznych:D Serdeczne dzieki:* Spacerek powrotny odbyłyśmy nadwiślańskimi bulwarami...Wiatr smagał nam twarzyczki, słonko ogrzewało plecki, ludzie wylegujący się na trawie - obraz niczym z sielanki jakowejś;) a to tylko wpływ słońca, które postanowiło nas tak rozpieścić o tej porze roku:).... Trochę ucięło mi się poobiedniej drzemki celem regeneracji sił przed wieczornym spotkaniem z...już też naszym ozdrowieńcem Rafałem KooTem:))) Oczywiście nie można było umówić się inaczej niż pod Adasiem;) a zresztą wolałam nie kombinować bo aż takim znawcą zakątków krakowskich nie jestem;) Ja standardowo spóźniona bo..zaspałam troszkę i tramwaj uciekł sprzed nosa i mimo najwiekszych chęci dobiegnięcia mogłam pomachać mu na odjazd;) Knajpka, w której nie dusze się w dymie papierosowym to był świetny wybór!!!! Humor bardzo mi dopisywał bo jak inaczej mogło byc w takim towarzystwie:D Tego wieczoru jeszcze kino i spacer już o zupłnie nocnej porze przez Kraków:) Już wiem, że polubiłam to miasto jeszcze bardziej dzięki dzisiejszemu spotkaniu:)))
|
7.09.2005 | Czas wracać do domu..zaliczyć jeszcze parę medycznych pielgrzymek...Upał znów mnie lekko osłabia ale jutro odbiorę wyniki badań tarczycy i będę wiedzieć czy dawka leku jest dobrana odpowiednio na ten czas...Jak to zwykle u mnie po podróżach bywa jest mi jakoś tak dziwnie, że rano jeszcze byłam TAM a teraz jestem TU...Zabrałam z Krakowa...aniołka z wróżbą..jaką?...to tylko 2 osoby wiedzą:D Tak się pogładziłam wieczorem po główce i zauważyłam, że jakieś kiełki mi tu odrosły:D Szykuje się golenie czaszki;) Doszłam już do fryzjerskiej wprawy;) Gdyby ktoś miał ochotę zmienić fryzurkę na zdecydowanie krótszą to proszę zgłaszać się do mnie - pełny profesjoinalizm strzyżenia;)
|
8.09.2005 | Jakoś mi smuuuutno:| Juz tylko 12 dni do leżaczkowania...Boję się:| Mózg ryją mi jakieś dziwne myśli...Przeraża mnie to...
|
10.09.2005 | Pobudka o 6...Trzeba zrobić się na człowieka:))) Dziś "wesele się"...Jadę do Katowic ale z wielkim uśmiechem na twarzy...Żadne tam klimaty medyczne ale zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa;) Tańce chulanki, swawole!!!!! Ale do pełni szczęscia brakowało tylko troszkę mojego pecha;) Jeszcze przed wyjsciem do kościoła zaliczylam dwie "gleby" na schodach przy wchodzeniu do mieszkania panny młodej;)...Połączenie szerokich nogawek i szpilek zdecydowanie nie działa na moją korzyść;) A moja przyjaciółka Magda zamiast pomóc podnosić mnie z ziemi ryczała ze śmiechu:> dobrze pamiętając, jakie to przygody zawsze przytrafiały się Helce w różnch sytuacjach...Te baby nooo!!!! Zero współczucia;) Choremu z ziemi nie pomóc się podnieść - no ja nie wiem, co to za znieczulica w narodzie;) Ale jakby nie było głupawkę pozytywąa załapałyśmy, nieprawdaż Madziu?;):* To bedzie na pewnopozytywny dzień...Ehhh pięknie ta nasza Mira z Mareczkiem wygladają:)))) Przy marszu Mendelsona aż ciarki mnie przeszły:D I w dodatku mały zaszczycik mnie kopnął bo pojechałam samochodzikiem z Para Młodą do ich nowego mieszkania:D Pogoda jest wymarzona na wszelką chulankę więc wracamy na imprezkę:) Chyba juz dawno nie miałam tyle śmiechu pod dostatkiem, kondycja w tańcach i zabawach przetestowana:))) Po prostu SUUUUUUPER:D Po 12 godzinach zabawy zapadlismy w sen w locie na poduszkę...Bo właściwie to już dawno była niedziela;)
|
11.09.2005 | Syndrom dnia poprzedniego nie dopadł tych niewielu, którzy nie korzystali z dobrodziejstw wysokoprocentowych;) W końcu sił troszkę trzeba było zachować na dzisiejsze poprawiny:)....Ale kondycyjnie jakoś dziś już mało kto wygladał tak żwawo jak wczoraj;)...Co nie oznaczało, że zabawy nie było;) Tylko deszcz nadciagnął...Więc chyba koniec upałów mamy tej jesieni;) Do domu wracać czas...BYŁO SUPER ZABAWNIE i POZYTYWNIE!!!! Mireczko i Marku wszystkiego dobrego na nowej drodze wspólnego życia:*:*
|
12.09.2005 | yyyyyyy....Jestem chora...Gardło boli - no ale nie trzeba było tyle spiewać i chichotać:>...Katar mnie zalewa:| Cholera ja nie mogę teraz chorować!!!!!!!!! Za 2 dni mam mieć przegląd laryngologiczny i ja MUSZĘ mieć zaświadczenie o braku infekcji!!!!! No nie daruję sobie, jak coś w klinice bedzie trzeba przesuwać z powodu przeziębienia!!! Atakuję się lekami...Obowiązuje mnie zakaz wychodzenia z domu i nakaz wygrzewania się w łóżku...A miałam ten tydzień jeszcze spędzić zupełnie na "wolności"! Żeby było "śmieszniej" odezwała się do mnie sama klinika z informacją, że jeśli mam ochotę:| mogę kłaść się już jutro bo są wolne miejsca...Kulturalnie podziękowałam tłumacząc, że nie mam jeszcze opinii laryngologa czyli odpadam na razie ze względów formalnych...Ja już nic nie chcę przyspieszać:|...niech zostanie tak, jak miało być od początku...Dobrze, że jest taka jedna osoba, która każdego dnia dodaje mi takiego poweru, że jeszcze funkcjonuję normalnie i humor jakoś dopisuje;)
|
15.09.2005 | No i pięknie!!!! Gardło wyleczyłam a katar jeszcze większy, głowa pęka, oczy łzawią!!! Laryngolog przepisał antybiotyk i zaświadczenia oczywiście nie wydał, co było logiczne. Kontrola w poniedziałek, jakie są efekty. Z kliniką też już się kontaktowałam...Mam się odezwać po kontroli laryngologicznej i zobaczymy czy przyjmą mnie na oddział we wtorek czy bedzie konieczna modyfikacja terminu....Wogóle to zaczyna mnie żzerać coraz większy stres..Boję sie jak nigdy dotąd:(...W jednej chwili się śmieję do łez a w drugiej ryczę bo mi źle i smutno:| czyli psychicznie zaczyna się jazda... Ale jestem zaskoczona!!!! Dziś dwie przesyłki pocztowe: kartka od Ojca:D (wielki UŚMIECH na mej twarzy:D) i kolejna dawka filmowo-muzyczna:*, która zostawiam na klimaty izolatkowe i coś na co czekałam ostatnio bardzo...Piękny haftowany ręcznie krzyżkami Anioł - takiego w kolekcji jeszcze nie mam...Dominka dziękuję z całego serducha mego:D Zaraz pędzę po rameczkę dla niego by godnie prezentował się wśród reszty kolekcji!!!
|
18.09.2005 | Pierwsze pakowanie się zaczyna...Jutro będzie dzionek pracowity bo laryngolog, endokrynolog i parę formalności w urzędach...Lista rzeczy do zabrania już dawno zrobiona ale każdego dnia przybywa jakaś pozycja...Ja chyba pół domu ze sobą tam zabiorę a potem i tak się okaże, że większość z nich odrzucą na selekcji;) Emopcjonalnie jestem juz kłębkiem nerwów, raz panicznie się boję a chwile potem śmieję się z byle czego...Nareszcie jednak po kilku deszczowych dniach pokazało się słonko i szare smutne dzionki schowały sie na korzyść jasnego pieknego poranka...Tylko brrrrr chłodno trochę....Spacerek popołudniowy nie będzie więc za długi...Obejrzałam dziś pokaz mody, jaki odbył się niedawno w Warszawie...Piękna sukienka wpadła mi w oko...no ale nie bede kombinować bo przecież imprez żadnych w ciagu najbliższych 2 m-cy nie przewiduję;) a i fryzurowo nie mogę zaszaleć;) Za to dorobiłam się sporej kolekcji chust i chusteczek na głowę;) kolorystycznie jest wręcz tęczowo:)))
|
19.09.2005 | Nie lubię poniedziałków?:> hmm...No to się okaże... Spać nie mogłam - w sumie standardzik...Od godziny 8.30 koczowałam u laryngologa celem wysępienia zaświadczenia o zdrowotności na ciele;) Najpierw 20 minut odstałam w kolejce w rejestracji, gdzie większość "petentów" prychała, smarkała itd itp...Moja wyobraźnia już tworzyła trójwymiarowe obrazy zarazków, jakie załapuję tam:> Po czym okazało się po podejściu do okienka, że moja kartoteka na wizytę kontrolną jest JUŻ u pani doktor:| No świetnie, a ja jak ten głupek kamuflowałam swoje drogi oddechowe w kolejce:> Czuję, że antybiotyk przyniósł efekty, no ale ocena należy już do fachowca... Hehehe - mam ten świstek w ręku:) W planach miałam jeszcze wizytę w poradni w Katowicach ale po konsultacji telefonicznej okazało się, że nie jest to konieczne:)... ufff...Jedna bieganina do odrobienia mniej;)...No to zaczynam pakowanie:| Ręce mi sie trzęsa czy co? Rozwaliłam pół półki z ciuchami szukając przeszczepowych piżamek...Lista rzeczy do zabrania jest hmmm dłuuuuuuuuuuga:) Czytam i sama dokonuję selekcji oceniając realność szansy korzystania przez mnie z określonych rzeczy...Po godzinie właściwie wszystko zebrałam w jednym miejscu i jednej torbie;)... Upychania nóżkami nie było;) No przecież musiałam uważać na haftowanego Aniołka:) Jeszcze sprawdzający telefonik od Beti i Rysia, żebym przypadkiem w melancholijny nastrój nie wpadła;) Poobiednie odwiedziny chrzestnego bardzo mnie podbudowały i znacznie poprawiły jakoś nadłamany lekko humor...Wczesny wieczorek spędziłam na medytacjach kościelnych...A potem już tylko spacerek krótki po mieście i wyściskanie Helki przez moję Agusię:* Głupaweczkę załapałyśmy czyli kondycja jeszcze tak bardzo nie padła;))))) Póki nie będę ryczeć jak bóbr a żartować sama z siebie jakoś to będzie;) A na jutrzejszy dzień i następny miesiąc przeszczepowy pozostaje mi być wierną jednej myśli: "(...) zdumieniem mym i sensu odkryciem, że sedno w tym, iż sens ma życie..." Oby optymizm wypełniał każdy kliniczny dzionek ;).....
|
20.09.2005 | Od autora strony: Tu, niestety, blog się urywa.. ..choć może kiedyś uda się ustalić co też jeszcze pisała Helka, gdy leżała już w klinice transplantologii. Nie chciała podsyłać nigdy czegoś "w trakcie", zawsze aktualizacja bloga miała stanowić pewną całość. Dwudziestego września Helka trafiła do kliniki, by przejść procedurę megapolichemioterapii połączonej z autologicznym przeszczepem szpiku. Już pierwszego dnia trafiła na lekarza, który nie potrafił założyć jej dojścia centralnego.. "Oczywiście" dowiedziała się przy okazji, że jest to "jej wina", bo jest "źle zbudowana".. TAKIEMU TRAKTOWANIU PRZEZ LEKARZY MÓWIMY NIE. NIE UMIECIE NAS LECZYĆ, WIĘC NIE ZWALAJCIE WINY NA NAS!
|
21.09.2005 | Przyszedł inny lekarz i dojście udało się założyć. Czyżby tylko on potrafił obsługiwać te "źle zbudowane"? A może ten pierwszy to zwykła pierdoła? Helka zaczęła "long-bima" (long BEAM) jako chemioterapię okołoprzeszczepową..
|
1.10.2005 | Przeszczep szpiku. Oto SMS od Helki: "poród rozpoczął się o 15 a skończył o 15.25. Jest nowa Helka :) Od rana do 14.00 leżałam padnięta bo biegunka albo pawie. jakieś drgawki i poty miałam. oczu otworzyć nie mogłam, oddech płytki a ciśnienie bardzo niskie. po 14.00 cud jakiś. Rzygnęłam i przysnęłam na 15 min., obudziłam się z takim powerem, że szok. Wszamałam paczkę herbatników:D a potem siorbnęłam komóreczki macierzyste o smaku ketchupu. na razie jest SUPER :D najgorszy tydzień przede mną :*".
|
7.10.2005 | Ostatni SMS od Helki, w prawie tydzień po przeszczepie: "jestem na braku sił. pod monitorem, tlenem, na morfinie, bo ból nie do wytrzymania. przetaczaja plytki, osocze i erytrocyty, a nadal mam spadki. zaslablam, nadal nic nie jem, rzadko pije, bo rzygam i biegunki".. Dwa dni później dostałem telefon, że Hela umarła.. |
_______________________________________________________________ Komentarze internautów dotyczące tego tekstu. Napisz własną opinię / zobacz więcej opinii.
baymay | 2015-02-14 19:14 | Znalazłam sie na tej stronie przypadkiem, szukając wiadomości o chłonniaku burkitta, na który zachorowala 21l córka mojej pezyjaciółki z dzieciństwa. Przeczytałam Dziennik, i zdębiałam, wzruszylam sie, poczułam złość, i poryczałam sie jak wariatka. Wszystkie emocje na raz. dziekuję za Wasze wpisy. Czuje sie jak bym Was wszystkich znała. Zycze wam ZDROWIA, ZDROWIA a i jeszcze jednego ZDROWIA. DZIĘKUJE WAM. |
korekta | 2014-04-28 18:45 | "No tak ziarnica jest zlosliwa mozna wyleczyc tylko jesli jest szybko wykryta". - Nieprawda. |
Elzbbieta | 2014-04-28 13:26 | No tak ziarnica jest zlosliwa mozna wyleczyc tylko jesli jest szybko wykryta. Leczy chemioterapia lub radioterapia indewidualnie jeszcze mozna sprobowac przeszczepem szpiku kostnego. Uwaga! Chorzy na ziarnice zlosliwa musza uwazac na to by nie podlapac infekcji |
Ela | 2014-02-05 12:31 | Witam. To smutne że człowiek walczy o każdy dzień i na koniec i tak przegrywa walkę o życie. Moja mamusia zmarła 31.12.2013r, 2 miesiące po autoprzeszczepie. |
ewa | 2012-10-09 18:18 | Dzisiaj mija już 7 lat, a w sercu nieustanny żal :( |
|
|