SPOŁECZNOŚĆ
 kalendarz
ZIARNICA
 Co to za choroba?
  etiologia
  objawy
  rozpoznanie
  klasyfikacja
  historia ZZ

 Jak nas leczą?
  chemioterapia
   abvd
   mopp
  immunoterapia
  radioterapia
  chirurgia
  przeszczep szpiku

 Warto wiedzieć
  afereza
  przeszczep
  cytostatyki
  kontrola
  półpasiec
  USG

 Skutki leczenia
  włosy
  skóra
  pamięć
  płodność
  psychika
  pełna lista

FORUM
wyciąg z netykiety
 ogólne
 czy mam ziarnicę?
 chemioterapia
 radioterapia
 przeszczep
 kulinarnie
 hyde park
wyszukaj na forum
 
najczęściej szukane frazy

OPOWIADANIA
 bez happy endu?
 radioterapia
 nasza ZZ
 pamiętnik Heli
 historia - Anetka
 historia - Baldi
 historia - Binka
 historia - Carinka
 historia - Dzidka
 historia - Tomaszek
 historia - Volcano
 anegdoty

AKTYWNE SONDY
historia sond

Z POLA WALKI
Lista blogów

GALERIE
 ozdrowieńcy
 trzy twarze
 łyso Ci?

Allensey

WASZE WPISY
 komentarze stron
 księga gości

RÓŻNOŚCI
 archiwum
 tu jesteśmy
 geolokalizacja
 strony użytkowników

LICZNIK
 on-line: 1
gości: 1
użytkowników: 0

dzisiaj: 10
ogółem: 8976929
licznik od: 09.02.2006

TWOJE KONTO
zapomniałem hasła
login:
hasło:

pamiętaj mnie

NIE MASZ KONTA?
załóż sobie
po co mi konto?

zarejestrowanych: 1492

REKLAMA :)

-- OGÓLNE - CHEMIOTERAPIA - RADIOTERAPIA - PRZESZCZEP - HYDE PARK --
: Spis Wiadomości :: Utwórz Nowy Wątek :

- wątki z ostatniego tygodnia - BEZ ODPOWIEDZI -
+ nowe podforum: KULINARNIE +


postówmodyfikacja
Czy choroba coś zmieniła?
652012-11-30 08:37
autor: kola, dodał 2012-11-20 16:15komentuj

Witam wszystkich.
Chciałbym spytać Was czy choroba w Was coś zmieniła i co? Chodzi mi o Wasze podejście do życia, czy czegoś Was nauczyła,czy wyzwoliła w Was jakieś emocje ( negatywne i pozytywne ). Czy zauważacie teraz te piękne strony życia? Czy rozumiecie problemy innych ludzi? I tak ogólnie co jest teraz czego przed choroba nie było. Ciekaw jestem waszych opinii. Jeżeli możecie to piszcie.

autor: ada26, dodał 2012-11-20 16:40komentuj

> O 16:15, dnia 2012-11-20 kola napisał(-a):
> Witam wszystkich.
> Chciałbym spytać Was czy choroba w Was coś zmieniła i co? Chodzi mi o Wasze podejście do życia, czy czegoś Was nauczyła,czy wyzwoliła w Was jakieś emocje ( negatywne i pozytywne ). Czy zauważacie teraz te piękne strony życia? Czy rozumiecie problemy innych ludzi? I tak ogólnie co jest teraz czego przed choroba nie było. Ciekaw jestem waszych opinii. Jeżeli możecie to piszcie.


TTTTaaaaaaaakkkkkkkkkk!!!!!!!;)
Zmienila Moje podejscie do zycia w 100%
i jak teraz ktos mi mowi boli Mnie glowa chyba umieram to smiech! Mowie wtedy;"Kur...wez przestan gadac glupoty i cieesz sie ,ze to tylko bol glowy lub czegos tam innego"
Pocieszam sie rowniez tym ,ze to "tylko"ziarnica inni maja duzo gorzej i bardziej cierpia...tego dowiedzialam sie rozmawiajac z kobietami chorymi na raka piersi,raka mozgu,pluc itp.ze ja przy Nich to jestem pikus:)
I tak naprawde zycie jest zbyt piekne zeby narzekac trzeba cieszyc sie z tego co sie ma:)
Pozdrawiam:)

+1

autor: frubelek, dodał 2012-11-20 20:01komentuj

> Ostateczną diagnozę miałam potwierdzoną wczoraj ZZ IIIBS (typ NS) otrzymując wynik nie płakałam, nie byłam nawet smutna. O tym, że to nowotwór wiedziałam dużo wcześniej więc z tym już się pogodziłam. Odbierając wynik prosiłam tylko "Boże proszę nie chłoniak, ziarnicę leczy się dużo lepiej" etc. więc nawet się sama do siebie uśmiechnęłam, że na szczęście w nieszczęściu to ziarnica.
Zaraz po tym lekarz stwierdził "to da się wyleczyć" qrcze no super...ja mam szansę na życie, ale co mają powiedzieć osoby ktore odbierają wynik choćby raka płuca już z przerzutami nie do wyleczenia, te ktore słyszą ile miesiecy im zostało, te skazane tylko na leczenie paliatywne....a ja mam szansę żyć.
To takie piękne....

+0

autor: Lena, dodał 2012-11-21 09:01komentuj

Na razie jestem dopiero po 1 wlewie i powiem szczerze, że przez chorobę zawaliło się całe moje życie. Mieszkam sama, mam 37 lat, od prawie dwóch lat starałam się o wymarzoną pracę, którą dostałam w momencie jak dowiedziałam się o ziarnicy. Musiałam zrezygnować. Byłam bardzo aktywną osobą, kursy, szkolenia, chciałam pójść na MBA.. Perspektywa leczenia co najmniej pół roku i potem przynajmniej rok obserwowania organizu, kontrole co 2 miesiące...to mnie przeraża. Zanim wrócę do normalnego życia minie pewnie ze dwa lata, a strach i tak pozostanie. Nie umiem jakoś znaleźć pozytywów. Dużo podróżowałam, to była moja wielka życiowa pasja, a po ziarnicy wycieczki do Indii czy Kambodży to duże ryzyko (przynajmniej na 5 lat trzeba będzie z tego zrezygnować). Wiem, że trzeba cieszyć się, że to nie rak płuc czy mózgu, ale jeszcze niedawno miałam zupełnie inne problemy i ta zmiana o 180 stopnii strasznie mnie dołuje. Zastananawiam się nad jakimiś lekami, ale tyle chemii i jeszcze psychotropy to chyba za dużo.

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-21 12:51komentuj

> O 09:01, dnia 2012-11-21 Lena napisał(-a):
> Na razie jestem dopiero po 1 wlewie i powiem szczerze, że przez chorobę zawaliło się całe moje życie. Mieszkam sama, mam 37 lat, od prawie dwóch lat starałam się o wymarzoną pracę, którą dostałam w momencie jak dowiedziałam się o ziarnicy. Musiałam zrezygnować. Byłam bardzo aktywną osobą, kursy, szkolenia, chciałam pójść na MBA.. Perspektywa leczenia co najmniej pół roku i potem przynajmniej rok obserwowania organizu, kontrole co 2 miesiące...to mnie przeraża. Zanim wrócę do normalnego życia minie pewnie ze dwa lata, a strach i tak pozostanie. Nie umiem jakoś znaleźć pozytywów. Dużo podróżowałam, to była moja wielka życiowa pasja, a po ziarnicy wycieczki do Indii czy Kambodży to duże ryzyko (przynajmniej na 5 lat trzeba będzie z tego zrezygnować). Wiem, że trzeba cieszyć się, że to nie rak płuc czy mózgu, ale jeszcze niedawno miałam zupełnie inne problemy i ta zmiana o 180 stopnii strasznie mnie dołuje. Zastananawiam się nad jakimiś lekami, ale tyle chemii i jeszcze psychotropy to chyba za dużo.

Ja wiem, że stosuje się czasami leki wspomagające magazynowanie serotoniny nawet przy chemii. Możesz zapytać o to swojego lekarza onkologa. Ale nie psychiatrę po prostu. Zapytaj czy jest szansa, że to poprawi ci komfort życia. Takie leki działają po miesiącu, albo kilku a przez cały czas mogą powodować jakieś efekty uboczne. W szpitalu dostępny jest psychoonkolog. Popytaj o niego. Może ci bardziej pomóc niż leki. Jak się wyleczysz to wcale nie będziesz musiała siedzieć pięciu lat w kieleckim. No kto to wymyślił ? Jasne, będzie większe ryzyko infekcji niż dla osoby zdrowej, ale nie przesadzajmy. Pozatym kontrole są co pół roku, a potem co rok, jeżeli się nie mylę. Jak się wyleczysz będziesz mogła iść na swoje studia MBA, nikt ci tego nie zabroni.

+0

autor: kola, dodał 2012-11-21 19:55komentuj

> O 09:01, dnia 2012-11-21 Lena napisał(-a):
> Na razie jestem dopiero po 1 wlewie i powiem szczerze, że przez chorobę zawaliło się całe moje życie. Mieszkam sama, mam 37 lat, od prawie dwóch lat starałam się o wymarzoną pracę, którą dostałam w momencie jak dowiedziałam się o ziarnicy. Musiałam zrezygnować. Byłam bardzo aktywną osobą, kursy, szkolenia, chciałam pójść na MBA.. Perspektywa leczenia co najmniej pół roku i potem przynajmniej rok obserwowania organizu, kontrole co 2 miesiące...to mnie przeraża. Zanim wrócę do normalnego życia minie pewnie ze dwa lata, a strach i tak pozostanie. Nie umiem jakoś znaleźć pozytywów. Dużo podróżowałam, to była moja wielka życiowa pasja, a po ziarnicy wycieczki do Indii czy Kambodży to duże ryzyko (przynajmniej na 5 lat trzeba będzie z tego zrezygnować). Wiem, że trzeba cieszyć się, że to nie rak płuc czy mózgu, ale jeszcze niedawno miałam zupełnie inne problemy i ta zmiana o 180 stopnii strasznie mnie dołuje. Zastananawiam się nad jakimiś lekami, ale tyle chemii i jeszcze psychotropy to chyba za dużo.

Lena nic się nie martw. Jesteś dopiero na początku drogi do lepszego. Narazie czeka Cię trochę cieżkawa droga, przez proces powrotu do zdrowia. Jak już pewnie wiesz, mogą ale nie muszą, toważyszyć temu nieciekawe objawy uboczne.Ale potem będzie już tylko lepiej.Podczas leczenia zobaczysz jak chorują inni i wtedy zaczniesz dostrzegać pozytywy. A kiedy zakończysz leczenie, to powrócą marzenia i plany jakie miałaś przed chorobą.A do tego dojdzie radość życia i dostrzeganie świata jakiego przedtem nie widziałaś.Nawet to co kiedyś Cię drażniło zacznie cię cieszyć.I ważna rzecz to myśl pozytywnie bo jak skończysz leczenie to zaczniesz nowe lepsze życie. Zdrówka Ci życzę.

+0

autor: zuza89, dodał 2012-11-22 00:34komentuj

> O 09:01, dnia 2012-11-21 Lena napisał(-a):
> Na razie jestem dopiero po 1 wlewie i powiem szczerze, że przez chorobę zawaliło się całe moje życie. Mieszkam sama, mam 37 lat, od prawie dwóch lat starałam się o wymarzoną pracę, którą dostałam w momencie jak dowiedziałam się o ziarnicy. Musiałam zrezygnować. Byłam bardzo aktywną osobą, kursy, szkolenia, chciałam pójść na MBA.. Perspektywa leczenia co najmniej pół roku i potem przynajmniej rok obserwowania organizu, kontrole co 2 miesiące...to mnie przeraża. Zanim wrócę do normalnego życia minie pewnie ze dwa lata, a strach i tak pozostanie. Nie umiem jakoś znaleźć pozytywów. Dużo podróżowałam, to była moja wielka życiowa pasja, a po ziarnicy wycieczki do Indii czy Kambodży to duże ryzyko (przynajmniej na 5 lat trzeba będzie z tego zrezygnować). Wiem, że trzeba cieszyć się, że to nie rak płuc czy mózgu, ale jeszcze niedawno miałam zupełnie inne problemy i ta zmiana o 180 stopnii strasznie mnie dołuje. Zastananawiam się nad jakimiś lekami, ale tyle chemii i jeszcze psychotropy to chyba za dużo.

Ja cały czas szukałam pozytywnych rzeczy tej całej choroby, nawet takich drobnych np to że zawsze chciałam ściąć włosy na krótko, ale miałam odwagi, bo uwielbiam długie włosy, a teraz wszyscy mówią mi że lepiej mi w krótkich, samo to że mam inne podejście do życia, tak jak wyżej napisała ada26. Doceniam to co mam, ludzie mają gorsze choroby, a my możemy się z tego wyleczyć. Niby to aż ziarnica, ale jednak tylko. Tak jak większości ludzi układa się i tu nagle wszystko się wali, tez tak miałam. Naprawdę współczuję i trzymam kciuki żeby szybko się to skończyło.

+0

autor: Lena, dodał 2012-11-22 08:29komentuj

> Lena nic się nie martw. Jesteś dopiero na początku drogi do lepszego. Narazie czeka Cię trochę cieżkawa droga, przez proces powrotu do zdrowia. Jak już pewnie wiesz, mogą ale nie muszą, toważyszyć temu nieciekawe objawy uboczne.Ale potem będzie już tylko lepiej.Podczas leczenia zobaczysz jak chorują inni i wtedy zaczniesz dostrzegać pozytywy. A kiedy zakończysz leczenie, to powrócą marzenia i plany jakie miałaś przed chorobą.A do tego dojdzie radość życia i dostrzeganie świata jakiego przedtem nie widziałaś.Nawet to co kiedyś Cię drażniło zacznie cię cieszyć.I ważna rzecz to myśl pozytywnie bo jak skończysz leczenie to zaczniesz nowe lepsze życie. Zdrówka Ci życzę.

Dziękuję kola. Staram się myśleć pozytywnie chociaż ciężko mi to wychodzi. Może jak zacznę widzieć pozytywne efekty leczenia (np. dobry pet do 2 cyklach) będzie lepiej. Mam tylko straszne problemy ze snem i przez to funkcjonuję jak zombie. Ja Tobie też życzę zdrówka. Jesteś w trakcie leczenia czy już po?

+0

autor: kola, dodał 2012-11-22 09:14komentuj

Ja zakończyłem leczenie w kwietniu.Na początku też miałem wątpliwości bo u mnie stwierdzili IV stopień, a z tego co wiedziałem to był to ciężki przypadek.Tym bardziej że nie jestem już najmłodszy ( 46 wiosenek ). Ale przez to że jestem uparty to zakończyłem leczenie na 6 cyklach ABVD.Zobaczysz że po 2 cyklu jak zrobisz PET to już będzie lepiej.Jak widać choćby małe efekty, to od razu człowiek patrzy na to inaczej.Powodzenia i odezwij się czasami.

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-22 11:06komentuj

czesc "raczki" (tak do mnie mowiono gdy chorowałam), bardzo sie ciesze jak czytam co tu madrego piszecie. ja jestem juz po leczeniu (5 lat) i smiało moge powiedziec ze pozytyw tej choroby to ona sama...tak tak ,dzieki niej moje zycie sie odmienilo i ja sie zmienilam,gdybym miala wybor zachorowałabym jeszcze raz, wiem ze dla was teraz podczas choroby to wariactwo co pisze ale tak jest. gdy jest zimno,pada,deszcze,snieg, itd. chce mi sie wstac bo wiem ze mam po co zyc =) kocham moje zycie,ludzi wkoło i wszytsko co jest w koło mnie. jestem zakrecona optymistka ktora we wszytskim widze dobre strony. oczywiscie ciezko przechodzilam leczenie i mialam dosc,zalamałam sie na poczatku ale wstałam zkolan i teraz juz nic mnie niezłamie.boje sie oczywiscie powrotu choroby ale jesli chce kolejny raz dostac lanie to ja jej dam. jesli wam smutno i zle to rozmawiajcie o tym z ludzki,wywalajcie to z siebie a bedzie wam lzej,macie tu nas od pomocy (polecam sie).wazne w leczeniu jest to by o tym mowic to pomaga i tobie i otoczeniu, ty oswajasz sie z tematem a otoczenie widze ze dzielnie sobie radzisz w tym ;)

+0

autor: mabiel, dodał 2012-11-22 11:34komentuj

Witam,
lecze się od maja, przedwoczraj miałem 14 wlew ABVD. Od kiedy się dowiedziałem, że mam nowotwór moje życie się mocno przewartościowało. To co kiedyś wydawało mi się problemem teraz wydaje mi się błahostką. Ciesze się z drobnych rzeczy i z optymizmem patrze na świat. Jednocześnie z pogardą patrze na ludzi, dla których byle co urasta do rangi ogromnego problemu i jest powodem do zmartwień!
Od początku powiedziałem sobie, że nie pozwole chorobie pokrzyżować moich planów. Wróciłem do pracy, a w sierpniu się ożeniłem :-) Jestem uparty i się nie poddam. Jestem młody i mam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia na tym świecie. I najwiażniejsze - mam dla kogo żyć i wiem, że moi bliscy mnie potrzebują. Dlatego Chłoniaku Hodgkina mam dla Ciebie złe informacje - jesteś na przegranej pozycji!!

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-22 14:00komentuj

> O 11:34, dnia 2012-11-22 mabiel napisał(-a):
> Witam,
> lecze się od maja, przedwoczraj miałem 14 wlew ABVD. Od kiedy się dowiedziałem, że mam nowotwór moje życie się mocno przewartościowało. To co kiedyś wydawało mi się problemem teraz wydaje mi się błahostką. Ciesze się z drobnych rzeczy i z optymizmem patrze na świat. Jednocześnie z pogardą patrze na ludzi, dla których byle co urasta do rangi ogromnego problemu i jest powodem do zmartwień!
> Od początku powiedziałem sobie, że nie pozwole chorobie pokrzyżować moich planów. Wróciłem do pracy, a w sierpniu się ożeniłem :-) Jestem uparty i się nie poddam. Jestem młody i mam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia na tym świecie. I najwiażniejsze - mam dla kogo żyć i wiem, że moi bliscy mnie potrzebują. Dlatego Chłoniaku Hodgkina mam dla Ciebie złe informacje - jesteś na przegranej pozycji!!

Zaraz zaraz. Proponuje spojrzeć też w ten sposób, że problemy innych, które nam wydają się takie małe są takie małe, ponieważ patrzymy na nie właśnie my, gdybyśmy na nie spojrzeli oczami właściciela tego problemu... Np. ktoś może nie ma dla kogo żyć, nie ma tego szczęścia, chociaż relatywnie, jaki z niego szczęściarz, skoro jest zdrowy na ciele. Czasami takie 'byle co' (błahostka) może być całym światem i ogromnym utrapieniem. Pomijając to, nie zachęcam do spoglądania na innych z pogardą. Dziwnie się patrzy na zdrowych, którzy mają swoje zmartwienia, ponieważ własne urastają do rangi wydarzenia o skali światowej, ale problemy innych to raczej nie sprawa na która dobrze jest patrzeć z pogardą.

+0

autor: mabiel, dodał 2012-11-22 14:49komentuj

Może użyłem zbyt mocnego słowa. Myślę,że lepiej tu pasuje słowo "irytacja". A więc irytują mnie ludzie dla których drobne problemy są powodem złego humoru, frustracji i przygnębienia.

+0

autor: kola, dodał 2012-11-22 15:01komentuj

> O 14:49, dnia 2012-11-22 mabiel napisał(-a):
> Może użyłem zbyt mocnego słowa. Myślę,że lepiej tu pasuje słowo "irytacja". A więc irytują mnie ludzie dla których drobne problemy są powodem złego humoru, frustracji i przygnębienia.

Bardziej pasowało by stwierdzenie że żal Ci tych ludzi. Oni często stwarzają sami sobie te problemy i myślą że nie da się ich rozwiazać. Ale to prawda że dopuki nie staniemy twarzą w twarz z chorobą albo czymś poważniejszym to z błachostek robimy coś wielkiego. Czy ty dopuki nie zachorowałeś to nie myślałeś tak jak oni??? Ich w pewnym sensie też trzeba zrozumieć.

+0

autor: ada26, dodał 2012-11-22 15:37komentuj

Kciuk do góry bardzo mi się podobają wszystkie komentarze:)Lubie to;)heh...jak to się fajnie dogaduja Ci co wiedzą o co chodzi::)
Pozdrawiam;)

+0

autor: zuza89, dodał 2012-11-22 21:44komentuj

> Zaraz zaraz. Proponuje spojrzeć też w ten sposób, że problemy innych, które nam wydają się takie małe są takie małe, ponieważ patrzymy na nie właśnie my, gdybyśmy na nie spojrzeli oczami właściciela tego problemu... Np. ktoś może nie ma dla kogo żyć, nie ma tego szczęścia, chociaż relatywnie, jaki z niego szczęściarz, skoro jest zdrowy na ciele. Czasami takie 'byle co' (błahostka) może być całym światem i ogromnym utrapieniem. Pomijając to, nie zachęcam do spoglądania na innych z pogardą. Dziwnie się patrzy na zdrowych, którzy mają swoje zmartwienia, ponieważ własne urastają do rangi wydarzenia o skali światowej, ale problemy innych to raczej nie sprawa na która dobrze jest patrzeć z pogardą.

Zgadzam się. Tym bardziej, że zanim zachorowałam przejmowałam się małymi problemami, które wtedy były dla mnie duże. Mój chłopka i siostra przeszli przez to razem ze mną, ale i tak uważam, że nie patrzą na życie tak jak ja. Myślę, że to trzeba przeżyć, żeby zrozumieć, że ludzie zdrowi naprawdę mają szczęście. Ale dla jednych małe problemy są dużymi dla innych. Zresztą my też nie mamy tak źle, mogło być jeszcze gorzej.

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-22 21:44komentuj

fajnie to brzmi to ;)

" heh...jak to się fajnie dogaduja Ci co wiedzą o co chodzi::)"

my wiemy o co chodzi bo kochamy życie zgadza się "raczki" ?

+0

autor: ada26, dodał 2012-11-23 13:11komentuj

> O 21:44, dnia 2012-11-22 Iness napisał(-a):
> fajnie to brzmi to ;)
>
> " heh...jak to się fajnie dogaduja Ci co wiedzą o co chodzi::)"
>
> my wiemy o co chodzi bo kochamy życie zgadza się "raczki" ?

A Tak mi sie sympatycznie napisalo ale kazdy wie o co chodzi hehhe;P

+0

autor: Janek, dodał 2012-11-23 14:29komentuj

> O 21:44, dnia 2012-11-22 Iness napisał(-a):
> fajnie to brzmi to ;)
>
> " heh...jak to się fajnie dogaduja Ci co wiedzą o co chodzi::)"
>
> my wiemy o co chodzi bo kochamy życie zgadza się "raczki" ?
zgadza się Iness, my rozumiemy się bez słów.

+0

autor: kola, dodał 2012-11-23 21:03komentuj

Zakładając ten wątek,chciałem aby ludzie którzy widzą tylko te złe strony choroby, dowiedzieli się czegoś więcej, niż tylko informacje medyczne, które mogą sobie poczytać. Ale trochę mało " raczków " opisało swoje przeżycia. Szkoda. Mam nadzieję że to nie są wszyscy, którzy znaleźli też te dobre strony.

+0

autor: Paul8, dodał 2012-11-24 16:56komentuj

To i ja się wypowiem:) w moim przypadku choroba zmieniła bardzo dużo i paradoksalnie na lepsze:)mam wrażenie że była mi ona potrzebna bo dopiero po czymś takim człowiek docenia to co ma i zaczyna naprawdę żyć. Ja doceniam teraz każdą sekundę, minutę i godzinę jaką mam i staram się ją wykorzystać na 100% Właśnie mija rok od zakończenia leczenia (abvd + radio) i mogę powiedzieć jedno nigdy nie czułam się lepiej jak teraz, nawet przed chorobą, czuje w sobie tyle siły i energii, radości, że to czasami przeraża nie tylko mnie ale i moje otoczenie:)leczenie nie jest łatwe, nie raz człowiek wyje do księżyca, ale da się to przeżyć, by później było tylko lepiej. Zycie naprawdę staje się piękniejsze kiedy docenimy jak bardzo jest kruche,

+0

autor: INES, dodał 2012-11-24 17:17komentuj

MINUSY
ciągły strach,
niepewność,
zastanawianie się ile jeszcze pożyje,
czy dane objawy to mały pikuś czy już nawrót,
ciężki powrót do normalności,
walka z nadwagą,
nienawiść swoich krótkich włosów

… patrze w lustro i nie poznaje siebie :(


PLUSY
wspaniałe małżeństwo, piękne jak nigdy dotąd (już 13 lat)
bliskość przyjaciół, rodziny, docenianie każdej chwili z nimi,
umiejętność bagatelizowania rzeczy błahych,
dziecięca wręcz radość z powodu rzeczy małych
umiejętność rozmowy, takiej prawdziwej, nieudawanej, nienaciąganej, ot tak po prostu,
wyeliminowanie z życia ludzi fałszywych, zbędnych, pozornie fajnych zjamomości

+0

autor: agnieszka1, dodał 2012-11-24 20:17komentuj

> O 17:17, dnia 2012-11-24 INES napisał(-a):
> MINUSY
> ciągły strach,
> niepewność,
> zastanawianie się ile jeszcze pożyje,
> czy dane objawy to mały pikuś czy już nawrót,
> ciężki powrót do normalności,
> walka z nadwagą,
> nienawiść swoich krótkich włosów
>
> … patrze w lustro i nie poznaje siebie :(
>
>
> PLUSY
> wspaniałe małżeństwo, piękne jak nigdy dotąd (już 13 lat)
> bliskość przyjaciół, rodziny, docenianie każdej chwili z nimi,
> umiejętność bagatelizowania rzeczy błahych,
> dziecięca wręcz radość z powodu rzeczy małych
> umiejętność rozmowy, takiej prawdziwej, nieudawanej, nienaciąganej, ot tak po prostu,
> wyeliminowanie z życia ludzi fałszywych, zbędnych, pozornie fajnych zjamomości

INES to moje myśli.....


My jesteśmy tacy sami.......

+0

autor: Lena, dodał 2012-11-24 21:16komentuj

> PLUSY
> wspaniałe małżeństwo, piękne jak nigdy dotąd (już 13 lat)

Oj Ines jak ja Ci zazdroszczę...przeżywanie choroby po rozwodzie w pustych czterech ścianach to zupełnie inna bajka. Boję się, że nie znajdę plusów.

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-25 09:37komentuj



> my wiemy o co chodzi bo kochamy życie zgadza się "raczki" ?

To brzmi strasznie: jak ktoś mówi o sobie "raczek". Albo jak ktoś innych stowarzysza za pomocą magicznego słowa. to tak, jakby mnie ciocia szczypała w policzek. mój ty raczku! Jak to przeczytałem, to jakaś kluska nagle pojawiła się w moim gardle i zrobiło mi się słabo. Nie jestem żadnym raczkiem, mimo, że byłem chory i gdyby mnie ktoś tak nazwał, chyba bym zwymiotował ( jak po chemii).
Przejście przez chorobę nie daje recepty na radosne życie. Nie każdy "raczek" będzie szczęśliwy, ponieważ wyzdrowiał. Nie każdy będzie się cieszył z małych rzeczy. Nie każdy doceni przyjaciół. Nie każdy będzie szzęśliwy w małżeństwie, wręcz przeciwnie, takie doświadczenie jest bardzo obciążające. Są badania "quality of life after hl", które pokazują, że choroba statystycznie obciąża: więcej byłych chorych doświadcza kłopotów z nastrojem, zaburzeń afektywnych, gorzej radzą sobie z życiem niż ludzie zdrowi. Są to naturalnie wnioski z badań statystycznych. Przyczyn może być wiele. Są przyczyny takie jak zetknięcie się z realnym zagrożeniem życia, którym jest choroba, są też wynikające z przyjmowanych chemioterapeutyków. Byłym chorym może być ciężej. Nie wolno też zapominać, że umiejętność cieszenia się z małych rzeczy zależy w dużym stopniu od temperamentu.

+0

autor: Lena, dodał 2012-11-25 13:16komentuj

> To brzmi strasznie: jak ktoś mówi o sobie "raczek". Albo jak ktoś innych stowarzysza za pomocą magicznego słowa. to tak, jakby mnie ciocia szczypała w policzek. mój ty raczku! Jak to przeczytałem, to jakaś kluska nagle pojawiła się w moim gardle i zrobiło mi się słabo. Nie jestem żadnym raczkiem, mimo, że byłem chory i gdyby mnie ktoś tak nazwał, chyba bym zwymiotował ( jak po chemii).
> Przejście przez chorobę nie daje recepty na radosne życie. Nie każdy "raczek" będzie szczęśliwy, ponieważ wyzdrowiał. Nie każdy będzie się cieszył z małych rzeczy. Nie każdy doceni przyjaciół. Nie każdy będzie szzęśliwy w małżeństwie, wręcz przeciwnie, takie doświadczenie jest bardzo obciążające. Są badania "quality of life after hl", które pokazują, że choroba statystycznie obciąża: więcej byłych chorych doświadcza kłopotów z nastrojem, zaburzeń afektywnych, gorzej radzą sobie z życiem niż ludzie zdrowi. Są to naturalnie wnioski z badań statystycznych. Przyczyn może być wiele. Są przyczyny takie jak zetknięcie się z realnym zagrożeniem życia, którym jest choroba, są też wynikające z przyjmowanych chemioterapeutyków. Byłym chorym może być ciężej. Nie wolno też zapominać, że umiejętność cieszenia się z małych rzeczy zależy w dużym stopniu od temperamentu.

Zgadzam się z Tobą Tomku. Ludzie, którzy przeżyli traumę mają pewne obciążenia i ciężko z tym żyć. Ludzie szukają w życiu poczucia bezpieczeństwa...w pracy...w małżeństwie. A taka choroba, wydaje mi się, na zawsze nas pozbawia tego poczucia.

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-25 15:11komentuj

> O 13:16, dnia 2012-11-25 Lena napisał(-a):
> > To brzmi strasznie: jak ktoś mówi o sobie "raczek". Albo jak ktoś innych stowarzysza za pomocą magicznego słowa. to tak, jakby mnie ciocia szczypała w policzek. mój ty raczku! Jak to przeczytałem, to jakaś kluska nagle pojawiła się w moim gardle i zrobiło mi się słabo. Nie jestem żadnym raczkiem, mimo, że byłem chory i gdyby mnie ktoś tak nazwał, chyba bym zwymiotował ( jak po chemii).
> > Przejście przez chorobę nie daje recepty na radosne życie. Nie każdy "raczek" będzie szczęśliwy, ponieważ wyzdrowiał. Nie każdy będzie się cieszył z małych rzeczy. Nie każdy doceni przyjaciół. Nie każdy będzie szzęśliwy w małżeństwie, wręcz przeciwnie, takie doświadczenie jest bardzo obciążające. Są badania "quality of life after hl", które pokazują, że choroba statystycznie obciąża: więcej byłych chorych doświadcza kłopotów z nastrojem, zaburzeń afektywnych, gorzej radzą sobie z życiem niż ludzie zdrowi. Są to naturalnie wnioski z badań statystycznych. Przyczyn może być wiele. Są przyczyny takie jak zetknięcie się z realnym zagrożeniem życia, którym jest choroba, są też wynikające z przyjmowanych chemioterapeutyków. Byłym chorym może być ciężej. Nie wolno też zapominać, że umiejętność cieszenia się z małych rzeczy zależy w dużym stopniu od temperamentu.
>
> Zgadzam się z Tobą Tomku. Ludzie, którzy przeżyli traumę mają pewne obciążenia i ciężko z tym żyć. Ludzie szukają w życiu poczucia bezpieczeństwa...w pracy...w małżeństwie. A taka choroba, wydaje mi się, na zawsze nas pozbawia tego poczucia.

Ja myślę, że można o tym pamiętać, żeby być dla siebie bardziej wyrozumiałym, ale to wszystko też nie musi przybierać takiego fatalistycznego tonu jaki mi się powyżej wplótł. Można nad sobą pracować. Można też wykorzystać ten czas na refleksje. Jest taka scena w Oddziale chorych na raka Sołżenicyna, gdzie w pewnym pomieszczeniu siedzą chorzy i rozprawiają na temat tego, co jest najważniejsze w życiu. Może wcześniej nie mieli okazji się nad tym zastanowić.

+0

autor: kola, dodał 2012-11-25 19:59komentuj


> > Zgadzam się z Tobą Tomku. Ludzie, którzy przeżyli traumę mają pewne obciążenia i ciężko z tym żyć. Ludzie szukają w życiu poczucia bezpieczeństwa...w pracy...w małżeństwie. A taka choroba, wydaje mi się, na zawsze nas pozbawia tego poczucia.
>
> Ja myślę, że można o tym pamiętać, żeby być dla siebie bardziej wyrozumiałym, ale to wszystko też nie musi przybierać takiego fatalistycznego tonu jaki mi się powyżej wplótł. Można nad sobą pracować. Można też wykorzystać ten czas na refleksje. Jest taka scena w Oddziale chorych na raka Sołżenicyna, gdzie w pewnym pomieszczeniu siedzą chorzy i rozprawiają na temat tego, co jest najważniejsze w życiu. Może wcześniej nie mieli okazji się nad tym zastanowić.

Zastanawiam się Tomek, czy Ty też jesteś jednym z nas ozdrowieńców ( raczki ).Piszesz o statystykach, według których części z nas tutaj piszących powinno już nie być, a jednak jesteśmy.Piszesz również że oni nie mieli okazji się zastanowić co jest najważniejsze w życiu. A może to właśnie dzięki chorobie zaczęli się nad życiem zastanawiać i nad tym co jest dla nich najważniejsze. To nie tylko choroba ale codzienna pogoń za pieniądzem,wiadomości w mediach i to zło które nas otacza, pozwala nam zapominać o innych wartościach życiowych. Czy naprawdę musimy się na to godzić i pozbywać się własnych marzeń i radości życia??
" Dla świata jesteś być może kimś z wielu,
Lecz dla kogoś możesz być całym światem "

+0

autor: Lena, dodał 2012-11-25 20:17komentuj

Dla osób, które w życiu goniły za pieniądzem, nie miały chwili na rozmyślanie nad prawdziwym sensem taka choroba może być pewnym "resetem", chwią zwolnienia itd, ale ja niestety o tym co jest w życiu najważniejsze miałam okazję myśleć przez ostatnie 3 lata (choroba dziadków, choroba ojca, rozwód itd), a kiedy wytłumaczyłam sobie, że to jeszcze nie koniec, że coś mnie może jeszcze w życiu pozytywnego spotkać to...dowiedziałam się, że mam raka. I jak tu nie myśleć, że ktoś u góry zadrwił z mojego życia?
Ostatnio aż mnie głowa boli od myślenia :) Macie jakieś pomysły co poza roztrząsaniem sensu życia można robić przez te pół roku leczenia?

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-25 20:26komentuj

> O 20:17, dnia 2012-11-25 Lena napisał(-a):
> Dla osób, które w życiu goniły za pieniądzem, nie miały chwili na rozmyślanie nad prawdziwym sensem taka choroba może być pewnym "resetem", chwią zwolnienia itd, ale ja niestety o tym co jest w życiu najważniejsze miałam okazję myśleć przez ostatnie 3 lata (choroba dziadków, choroba ojca, rozwód itd), a kiedy wytłumaczyłam sobie, że to jeszcze nie koniec, że coś mnie może jeszcze w życiu pozytywnego spotkać to...dowiedziałam się, że mam raka. I jak tu nie myśleć, że ktoś u góry zadrwił z mojego życia?
> Ostatnio aż mnie głowa boli od myślenia :) Macie jakieś pomysły co poza roztrząsaniem sensu życia można robić przez te pół roku leczenia?

Starać się normalnie żyć. Pamiętam, że to było możliwe, jeżeli tylko nie atakowały mnie zbyt duże nudności, albo obawy. Spotykałem się z ludzmi, z rodziną. Wyjeżdzałem do siostry, a jak tylko mogłem oglądałem coś interesującego, albo wychodziłem z psem na krótki spacer. Pod koniec leczenia, już przy radioterapii wyjechałem ze znajomymi nad jezioro pod namiot. Czasami rzeczy układają się w taki sposób jak piszesz, ale nikt nie drwi z naszego życia.

+0

autor: zuza89, dodał 2012-11-25 20:58komentuj

zgadzam się tu i z Ines i z Paul8 dodam jeszcze, że jest ta obawa czy dalej będę musiała się leczyć (niby leczenie zostało zakończone, ale czuje się tak jakbym miała tylko przerwę) nie ma dnia żebym nie myślała czy to koniec. Jak wrócę do normalnego życia, potem kontrolne badania i ten strach czy znowu będę musiała przez to przechodzić, zmieniać wielkie plany, rozstawać się z najbliższa osobą. Tęsknota dobija człowieka, bo tak naprawdę to jest jeden z trzech głównych problemów dla mnie, ta cała choroba nie jest aż taka straszna, wiem że można leczyć się latami i można nie przeżyć tego wszystkiego, ale rzadko myślę o tym, bo jestem młoda i mam tyle rzeczy jeszcze do zrobienia, i właśnie przez tą chorobę (tak jak ktoś tu napisał) inaczej patrzę na życie i doceniam je.

+0

autor: ada26, dodał 2012-11-25 21:05komentuj

> O 20:17, dnia 2012-11-25 Lena napisał(-a):
> Dla osób, które w życiu goniły za pieniądzem, nie miały chwili na rozmyślanie nad prawdziwym sensem taka choroba może być pewnym "resetem", chwią zwolnienia itd, ale ja niestety o tym co jest w życiu najważniejsze miałam okazję myśleć przez ostatnie 3 lata (choroba dziadków, choroba ojca, rozwód itd), a kiedy wytłumaczyłam sobie, że to jeszcze nie koniec, że coś mnie może jeszcze w życiu pozytywnego spotkać to...dowiedziałam się, że mam raka. I jak tu nie myśleć, że ktoś u góry zadrwił z mojego życia?
> Ostatnio aż mnie głowa boli od myślenia :) Macie jakieś pomysły co poza roztrząsaniem sensu życia można robić przez te pół roku leczenia?

Lena pisałam już że jestem po 11wlewie:)wiadomo początek szok wielkie pytanie co robić?jak dalej żyć?mam też małego synka który miał niecałe dwa miesiące kiedy dowiedziałam się o chorobie także nim było fajnie zadawałam sobie też pytanie co ze Mnie za matka skoro nie będę miała sił się zająć synem?no dzięki Bogu był przy Mnie mąż który dodał otuchy :)ale po chemi jak wracałam do domu bo muszę jechać 150km.to sobie powtarzała nie ma lezenia,smutku dla syna muszę być uśmiechnięta i mieć siłę:)i tak było wracałam i odrazu zajmowałam się synkiem:)czasami w między czasie poszłam zwymiotowac ,mylam zęby i wracałam do synka:)byłam też na wakacjach ,spotykam się ze znajomymi ,tańcze oni pijąalkohol a ja cole ale skłamałabym gdybym napisala że od czasu do czasu też wypije piwko:)wszystko u Mnie zostało po staremu może tylko inaczej się odzywiam niż wcześniej.Także żyć normalnie nie smucic się,nie uzalac.Być może moje leczenie na 12wlewach się nie skończy ale jestem dobrej myśli:)ją myślę że już wygrałam tak dobrze się czuje że czasem zapominam że jestem chora a znajomi mówia że po Mnie wogóle nie widać choroby i leczenia:)Głowa do góry;-)

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-26 11:43komentuj

> O 20:17, dnia 2012-11-25 Lena napisał(-a):
> Dla osób, które w życiu goniły za pieniądzem, nie miały chwili na rozmyślanie nad prawdziwym sensem taka choroba może być pewnym "resetem", chwią zwolnienia itd, ale ja niestety o tym co jest w życiu najważniejsze miałam okazję myśleć przez ostatnie 3 lata (choroba dziadków, choroba ojca, rozwód itd), a kiedy wytłumaczyłam sobie, że to jeszcze nie koniec, że coś mnie może jeszcze w życiu pozytywnego spotkać to...dowiedziałam się, że mam raka. I jak tu nie myśleć, że ktoś u góry zadrwił z mojego życia?
> Ostatnio aż mnie głowa boli od myślenia :) Macie jakieś pomysły co poza roztrząsaniem sensu życia można robić przez te pół roku leczenia?



Ja hmmm miesiąc może dwa przed zachorowaniem pomyślałam sobie ze jak mam umrzeć to chce na raka! A potem bach diagnoza, co na to powiesz? I podniosłam się i jestem z siebie dumna ,sama sobie pokazałam ze pomimo śmierci taty na raka, pomimo ze tak pomyślałam, pomimo ze mnie to spotkało, pokaże chorobie, kto tu rządzi. I teraz ja sama kieruje swoim życiem. Tylko ja mam na nie wpływ a nie los czy przypadek. Wierze w boga i dziękuje mu za chorobę i za zdrowie, ale wiem ze sama sobie to zawdzięczam, bo leżenie i modlenie się o cud to strata czasu. A co do "raczka" to widzę ze ktoś ma problem z sobą tak naprawdę. Ja na początku oburzałam się na to określenie mnie, ale to prawda... To ze wygraliśmy z choroba to nie znaczy ze jej w sobie nie mamy.. bo mamy tylko uśpioną. Wiec efekt wymiotny jest oznaka ze ktoś tu siebie nie akceptuje. Można opierać się na statystykach i innych bzdurach, ale co to da? Gdybym patrzyła na stereopary i opinie innych to nie podjęłabym walki z choroba, bo, po co? Przecież jest opinia ze rak to śmierć tak? Wiec, po co obciążać NFZ i leczyć się skoro z góry jesteśmy skreśleni? NIE NIE JESTESMY. Jak ktoś wspomina o statystykach to śmiać mi się chce ze ludzie wierzą w te głupoty? Niema statystycznego człowieka. Owszem ludzie załamują się w trakcie choroby i po niej, ale to rzadkość, większość, zmienia siebie i swoje spostrzeganie świata i to jest piękne. Czasami trzeba przeżyć taka traumę by zobaczyć światełko w tunelu, jeśli ktoś pomimo wygranej go nie widzi to nie wykorzystał szansy…..

+0

autor: kola, dodał 2012-11-26 12:00komentuj


> Ja hmmm miesiąc może dwa przed zachorowaniem pomyślałam sobie ze jak mam umrzeć to chce na raka! A potem bach diagnoza, co na to powiesz? I podniosłam się i jestem z siebie dumna ,sama sobie pokazałam ze pomimo śmierci taty na raka, pomimo ze tak pomyślałam, pomimo ze mnie to spotkało, pokaże chorobie, kto tu rządzi. I teraz ja sama kieruje swoim życiem. Tylko ja mam na nie wpływ a nie los czy przypadek. Wierze w boga i dziękuje mu za chorobę i za zdrowie, ale wiem ze sama sobie to zawdzięczam, bo leżenie i modlenie się o cud to strata czasu. A co do "raczka" to widzę ze ktoś ma problem z sobą tak naprawdę. Ja na początku oburzałam się na to określenie mnie, ale to prawda... To ze wygraliśmy z choroba to nie znaczy ze jej w sobie nie mamy.. bo mamy tylko uśpioną. Wiec efekt wymiotny jest oznaka ze ktoś tu siebie nie akceptuje. Można opierać się na statystykach i innych bzdurach, ale co to da? Gdybym patrzyła na stereopary i opinie innych to nie podjęłabym walki z choroba, bo, po co? Przecież jest opinia ze rak to śmierć tak? Wiec, po co obciążać NFZ i leczyć się skoro z góry jesteśmy skreśleni? NIE NIE JESTESMY. Jak ktoś wspomina o statystykach to śmiać mi się chce ze ludzie wierzą w te głupoty? Niema statystycznego człowieka. Owszem ludzie załamują się w trakcie choroby i po niej, ale to rzadkość, większość, zmienia siebie i swoje spostrzeganie świata i to jest piękne. Czasami trzeba przeżyć taka traumę by zobaczyć światełko w tunelu, jeśli ktoś pomimo wygranej go nie widzi to nie wykorzystał szansy…..

Iness popieram Cię w 100 procentach. Widzę że jednak są osoby które mają takie myślenie i podejście do problemu jak ja. I właśnie to cieszy.

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-26 12:20komentuj

> O 12:00, dnia 2012-11-26 kola napisał(-a):
>
> > Ja hmmm miesiąc może dwa przed zachorowaniem pomyślałam sobie ze jak mam umrzeć to chce na raka! A potem bach diagnoza, co na to powiesz? I podniosłam się i jestem z siebie dumna ,sama sobie pokazałam ze pomimo śmierci taty na raka, pomimo ze tak pomyślałam, pomimo ze mnie to spotkało, pokaże chorobie, kto tu rządzi. I teraz ja sama kieruje swoim życiem. Tylko ja mam na nie wpływ a nie los czy przypadek. Wierze w boga i dziękuje mu za chorobę i za zdrowie, ale wiem ze sama sobie to zawdzięczam, bo leżenie i modlenie się o cud to strata czasu. A co do "raczka" to widzę ze ktoś ma problem z sobą tak naprawdę. Ja na początku oburzałam się na to określenie mnie, ale to prawda... To ze wygraliśmy z choroba to nie znaczy ze jej w sobie nie mamy.. bo mamy tylko uśpioną. Wiec efekt wymiotny jest oznaka ze ktoś tu siebie nie akceptuje. Można opierać się na statystykach i innych bzdurach, ale co to da? Gdybym patrzyła na stereopary i opinie innych to nie podjęłabym walki z choroba, bo, po co? Przecież jest opinia ze rak to śmierć tak? Wiec, po co obciążać NFZ i leczyć się skoro z góry jesteśmy skreśleni? NIE NIE JESTESMY. Jak ktoś wspomina o statystykach to śmiać mi się chce ze ludzie wierzą w te głupoty? Niema statystycznego człowieka. Owszem ludzie załamują się w trakcie choroby i po niej, ale to rzadkość, większość, zmienia siebie i swoje spostrzeganie świata i to jest piękne. Czasami trzeba przeżyć taka traumę by zobaczyć światełko w tunelu, jeśli ktoś pomimo wygranej go nie widzi to nie wykorzystał szansy…..
>
> Iness popieram Cię w 100 procentach. Widzę że jednak są osoby które mają takie myślenie i podejście do problemu jak ja. I właśnie to cieszy.


ja wiemz ze moje nastawienie i mega optymizm moze szokowac ale coz ja juz tak mam to jest plus tej choroby ;)

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-26 14:58komentuj

> O 11:43, dnia 2012-11-26 Iness napisał(-a):
> > O 20:17, dnia 2012-11-25 Lena napisał(-a):
> > Dla osób, które w życiu goniły za pieniądzem, nie miały chwili na rozmyślanie nad prawdziwym sensem taka choroba może być pewnym "resetem", chwią zwolnienia itd, ale ja niestety o tym co jest w życiu najważniejsze miałam okazję myśleć przez ostatnie 3 lata (choroba dziadków, choroba ojca, rozwód itd), a kiedy wytłumaczyłam sobie, że to jeszcze nie koniec, że coś mnie może jeszcze w życiu pozytywnego spotkać to...dowiedziałam się, że mam raka. I jak tu nie myśleć, że ktoś u góry zadrwił z mojego życia?
> > Ostatnio aż mnie głowa boli od myślenia :) Macie jakieś pomysły co poza roztrząsaniem sensu życia można robić przez te pół roku leczenia?
>
>
>
> Ja hmmm miesiąc może dwa przed zachorowaniem pomyślałam sobie ze jak mam umrzeć to chce na raka! A potem bach diagnoza, co na to powiesz? I podniosłam się i jestem z siebie dumna ,sama sobie pokazałam ze pomimo śmierci taty na raka, pomimo ze tak pomyślałam, pomimo ze mnie to spotkało, pokaże chorobie, kto tu rządzi. I teraz ja sama kieruje swoim życiem. Tylko ja mam na nie wpływ a nie los czy przypadek. Wierze w boga i dziękuje mu za chorobę i za zdrowie, ale wiem ze sama sobie to zawdzięczam, bo leżenie i modlenie się o cud to strata czasu. A co do "raczka" to widzę ze ktoś ma problem z sobą tak naprawdę. Ja na początku oburzałam się na to określenie mnie, ale to prawda... To ze wygraliśmy z choroba to nie znaczy ze jej w sobie nie mamy.. bo mamy tylko uśpioną. Wiec efekt wymiotny jest oznaka ze ktoś tu siebie nie akceptuje. Można opierać się na statystykach i innych bzdurach, ale co to da? Gdybym patrzyła na stereopary i opinie innych to nie podjęłabym walki z choroba, bo, po co? Przecież jest opinia ze rak to śmierć tak? Wiec, po co obciążać NFZ i leczyć się skoro z góry jesteśmy skreśleni? NIE NIE JESTESMY. Jak ktoś wspomina o statystykach to śmiać mi się chce ze ludzie wierzą w te głupoty? Niema statystycznego człowieka. Owszem ludzie załamują się w trakcie choroby i po niej, ale to rzadkość, większość, zmienia siebie i swoje spostrzeganie świata i to jest piękne. Czasami trzeba przeżyć taka traumę by zobaczyć światełko w tunelu, jeśli ktoś pomimo wygranej go nie widzi to nie wykorzystał szansy…..

Ines napisałem o wnioskach z badań ankietowych. Wiem, że to tylko statystyka, ale statystyka ta opisuje rzeczywistość. Ktoś nas leczył albo leczy też w oparciu o wyniki statystyczne związane ze skutecznością danych substancji. nie leczy na oko, ani zgodnie z wyczuciem. Nikt statystycznie nie jest skreślony Iness, ponieważ statystycznie wyleczenia ziarnicy w II stadium to ok. 90 procent.. Nie widzę nic pięknego w chorobie, ale jeżeli takie myślenie pomaga komuś przy okazji choroby, to niech sobie właśnie tak myśli, dlaczego by nie ? Napisałem wam o tym, że chorym, którzy wyzdrowieli może być ciężej emocjonalnie niż zdrowym od zawsze, bo po pierwsze wydaje się, że jest to zgodne z prawdą i z badanami, po drugie może dać nam jakieś argumenty, żebyśmy dawali sobie więcej luzu. Hm ?

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-27 09:55komentuj

> O 14:58, dnia 2012-11-26 Tomek napisał(-a):
> > O 11:43, dnia 2012-11-26 Iness napisał(-a):
> > > O 20:17, dnia 2012-11-25 Lena napisał(-a):
> > > Dla osób, które w życiu goniły za pieniądzem, nie miały chwili na rozmyślanie nad prawdziwym sensem taka choroba może być pewnym "resetem", chwią zwolnienia itd, ale ja niestety o tym co jest w życiu najważniejsze miałam okazję myśleć przez ostatnie 3 lata (choroba dziadków, choroba ojca, rozwód itd), a kiedy wytłumaczyłam sobie, że to jeszcze nie koniec, że coś mnie może jeszcze w życiu pozytywnego spotkać to...dowiedziałam się, że mam raka. I jak tu nie myśleć, że ktoś u góry zadrwił z mojego życia?
> > > Ostatnio aż mnie głowa boli od myślenia :) Macie jakieś pomysły co poza roztrząsaniem sensu życia można robić przez te pół roku leczenia?
> >
> >
> >
> > Ja hmmm miesiąc może dwa przed zachorowaniem pomyślałam sobie ze jak mam umrzeć to chce na raka! A potem bach diagnoza, co na to powiesz? I podniosłam się i jestem z siebie dumna ,sama sobie pokazałam ze pomimo śmierci taty na raka, pomimo ze tak pomyślałam, pomimo ze mnie to spotkało, pokaże chorobie, kto tu rządzi. I teraz ja sama kieruje swoim życiem. Tylko ja mam na nie wpływ a nie los czy przypadek. Wierze w boga i dziękuje mu za chorobę i za zdrowie, ale wiem ze sama sobie to zawdzięczam, bo leżenie i modlenie się o cud to strata czasu. A co do "raczka" to widzę ze ktoś ma problem z sobą tak naprawdę. Ja na początku oburzałam się na to określenie mnie, ale to prawda... To ze wygraliśmy z choroba to nie znaczy ze jej w sobie nie mamy.. bo mamy tylko uśpioną. Wiec efekt wymiotny jest oznaka ze ktoś tu siebie nie akceptuje. Można opierać się na statystykach i innych bzdurach, ale co to da? Gdybym patrzyła na stereopary i opinie innych to nie podjęłabym walki z choroba, bo, po co? Przecież jest opinia ze rak to śmierć tak? Wiec, po co obciążać NFZ i leczyć się skoro z góry jesteśmy skreśleni? NIE NIE JESTESMY. Jak ktoś wspomina o statystykach to śmiać mi się chce ze ludzie wierzą w te głupoty? Niema statystycznego człowieka. Owszem ludzie załamują się w trakcie choroby i po niej, ale to rzadkość, większość, zmienia siebie i swoje spostrzeganie świata i to jest piękne. Czasami trzeba przeżyć taka traumę by zobaczyć światełko w tunelu, jeśli ktoś pomimo wygranej go nie widzi to nie wykorzystał szansy…..
>
> Ines napisałem o wnioskach z badań ankietowych. Wiem, że to tylko statystyka, ale statystyka ta opisuje rzeczywistość. Ktoś nas leczył albo leczy też w oparciu o wyniki statystyczne związane ze skutecznością danych substancji. nie leczy na oko, ani zgodnie z wyczuciem. Nikt statystycznie nie jest skreślony Iness, ponieważ statystycznie wyleczenia ziarnicy w II stadium to ok. 90 procent.. Nie widzę nic pięknego w chorobie, ale jeżeli takie myślenie pomaga komuś przy okazji choroby, to niech sobie właśnie tak myśli, dlaczego by nie ? Napisałem wam o tym, że chorym, którzy wyzdrowieli może być ciężej emocjonalnie niż zdrowym od zawsze, bo po pierwsze wydaje się, że jest to zgodne z prawdą i z badanami, po drugie może dać nam jakieś argumenty, żebyśmy dawali sobie więcej luzu. Hm ?



po tym co ja tu czytam to niewidze przykladow by komus bylo ciezej po chorobie..... statystyka nie opisuje rzeczywistosci.....leczenie w oparciu o wyniki statystyczne ? statystyka to wyniki matematycznych działan ,wskaznikow itd. owszem zbiera sie dane poprzez np. ankiete ale potem te odpowiedzi sa wyliczane wzorami i to juz przestaje byc prawdziwe i odwzorujace parwde... niestety wiec nieradzilabym sie na to powoływac ani nawet patrzec bo to w wiekszosci wypadkow jest zakrzywiona ( i to bardzo) rzeczywistosc.

+0

autor: Syringa, dodał 2012-11-27 16:39komentuj

Wśród tylu ochów i achów czuję się jak dziwoląg.
Choroba nie zmieniła mojego życia na lepsze, dzięki niej nie odkryłam pięknej strony życia, nie stałam się bardziej cierpliwa, oraz nie zrozumiałam nagle problemów innych ludzi. Co najwyżej stałam się bardziej wredna i zgryźliwa :)

Ada26: Ból głowy (czy jakiejkolwiek innej części ciała) może być nie do wytrzymania. Taka osoba może czuć się gorzej, niż Ty podczas leczenia onkologicznego. Śmianie się z tego sugeruje deficyt wrażliwości. W chorobach najgorszy jest właśnie ból, a nie to, że masz mniej energii, mniej siły, czy to, że możesz umrzeć.

Iness: Przyznaj się, że jesteś masochistką :) Przecież by zacząć kochać swoje życie nie trzeba najpierw ciężko zachorować.
I o jakich „raczkach” mówisz? Tutaj nikt nie ma i nie miał raka. Jakbyś napisała „chłoniaczki”, „ziarniaczki” itp. to by to miało sens, a tak…

+0

autor: Syringa, dodał 2012-11-27 16:44komentuj

Zuza89: Nie wiem czy dobrze zrozumiałam wypowiedź o rodzinie. Czy uważasz, że pomimo iż, bardzo pomagali, to tak naprawdę nic nie rozumieją bo to nie oni byli chorzy? Jeśli tak, to się nie zgadzam. Patrząc na zachowanie mojej rodziny, uważam, że pod pewnymi względami mieli trudniej i gorzej. To oni musieli wziąć na barki cały ciężar codziennego życia. To oni musieli dużo zmienić, przemyśleć sobie pewne sprawy, gdy moje zadania zredukowały się do zdrowienia.

Kola: Zgadzam się co do tego, że po leczeniu powrócą marzenia i plany. Tylko niekoniecznie w tym samym kształcie.
Również, jeśli ktoś przed chorobą umiał docenić drobiazgi, to wcale mu nie dojdzie ta zachwalana, nie tylko przez Ciebie, radość życia. Wręcz przeciwnie, dostrzeże ograniczenia. Podam przykład meteorologiczny - Słońcem mogę cieszyć się nadal, ale wyjść na ulewny deszcz, tak jak w piosence „Ciągle pada” Czerwonych gitar już nie mogę. Nie przestałam tego lubić. Niestety muszę się ograniczać do patrzenia przez okno, gdyż takie wyjście skończyłoby się teraz co najmniej 3 tygodniowym przeziębieniem. Chłoniak zmniejszył moje możliwości w sprawianiu sobie i innym drobnych przyjemności.
Na szczęście nie zabrał wszystkich. I tym optymistycznym akcentem kończę.

+0

autor: Syringa, dodał 2012-11-27 16:49komentuj


> Oj Ines jak ja Ci zazdroszczę...przeżywanie choroby po rozwodzie w pustych czterech ścianach to zupełnie inna bajka. Boję się, że nie znajdę plusów.

Leno, rozwód też może być plusem, zależy jak na to spojrzeć.

+0

autor: Listtek, dodał 2012-11-27 19:26komentuj

Brawo SYRINGA!!
Nareszcie napisał ktoś kilka słów prawdy bo już mnie na mdłości brało.

+0

autor: ada26, dodał 2012-11-27 20:01komentuj

> O 16:39, dnia 2012-11-27 Syringa napisał(-a):
> Wśród tylu ochów i achów czuję się jak dziwoląg.
> Choroba nie zmieniła mojego życia na lepsze, dzięki niej nie odkryłam pięknej strony życia, nie stałam się bardziej cierpliwa, oraz nie zrozumiałam nagle problemów innych ludzi. Co najwyżej stałam się bardziej wredna i zgryźliwa :)
>
> Ada26: Ból głowy (czy jakiejkolwiek innej części ciała) może być nie do wytrzymania. Taka osoba może czuć się gorzej, niż Ty podczas leczenia onkologicznego. Śmianie się z tego sugeruje deficyt wrażliwości. W chorobach najgorszy jest właśnie ból, a nie to, że masz mniej energii, mniej siły, czy to, że możesz umrzeć.
>
> Iness: Przyznaj się, że jesteś masochistką :) Przecież by zacząć kochać swoje życie nie trzeba najpierw ciężko zachorować.
> I o jakich „raczkach” mówisz? Tutaj nikt nie ma i nie miał raka. Jakbyś napisała „chłoniaczki”, „ziarniaczki” itp. to by to miało sens, a tak…

No wiesz Syringa kazdy ma inne podejscie i inne myslenie...
pozdrawiam:)

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-28 07:32komentuj

> O 19:26, dnia 2012-11-27 Listtek napisał(-a):
> Brawo SYRINGA!!
> Nareszcie napisał ktoś kilka słów prawdy bo już mnie na mdłości brało.

To trzeba było coś napisać od siebie a nie czekać, aż ktoś inny napisze i będziesz mu mógł przyklasnąć. Zadziwiające, że brało cię na mdłości, czytałeś te fragmenty, ale nie wydusiłeś z siebie ani jednego słowa. Brawo!

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-28 08:22komentuj


> Iness: Przyznaj się, że jesteś masochistką :) Przecież by zacząć kochać swoje życie nie trzeba najpierw ciężko zachorować.
> I o jakich „raczkach” mówisz? Tutaj nikt nie ma i nie miał raka. Jakbyś napisała „chłoniaczki”, „ziarniaczki” itp. to by to miało sens, a tak…


A chłoniak czy ziarnica to nie rak ???? Ja tylko użyłam sformułowania, którego w stosunku do mnie kiedyś użyto, czemu tak was to dotyka????

+0

autor: szybownik69, dodał 2012-11-28 11:29komentuj

> O 08:22, dnia 2012-11-28 Iness napisał(-a):
>
> > Iness: Przyznaj się, że jesteś masochistką :) Przecież by zacząć kochać swoje życie nie trzeba najpierw ciężko zachorować.
> > I o jakich „raczkach” mówisz? Tutaj nikt nie ma i nie miał raka. Jakbyś napisała „chłoniaczki”, „ziarniaczki” itp. to by to miało sens, a tak…
>
>
> A chłoniak czy ziarnica to nie rak ???? Ja tylko użyłam sformułowania, którego w stosunku do mnie kiedyś użyto, czemu tak was to dotyka????

...Gdzieś czytałem, że każdy rak to nowotwór ale nie każdy nowotwór to rak

+0

autor: ada26, dodał 2012-11-28 15:19komentuj

> O 08:22, dnia 2012-11-28 Iness napisał(-a):
>
> > Iness: Przyznaj się, że jesteś masochistką :) Przecież by zacząć kochać swoje życie nie trzeba najpierw ciężko zachorować.
> > I o jakich „raczkach” mówisz? Tutaj nikt nie ma i nie miał raka. Jakbyś napisała „chłoniaczki”, „ziarniaczki” itp. to by to miało sens, a tak…
>
>
> A chłoniak czy ziarnica to nie rak ???? Ja tylko użyłam sformułowania, którego w stosunku do mnie kiedyś użyto, czemu tak was to dotyka????

Iness Mnie i wiekszosci(tak mysle) nie dotyka a jezeli kogos dotyka ta nazwa to chyba maja jakis problem ze soba...
Pozdrawiam;)

+0

autor: Syringa, dodał 2012-11-28 17:28komentuj


> A chłoniak czy ziarnica to nie rak ???? Ja tylko użyłam sformułowania, którego w stosunku do mnie kiedyś użyto, czemu tak was to dotyka????

Chłoniaki nie są rakami. Możesz to łatwo sprawdzić. Nie potrzebujesz nawet książek medycznych, wystarczy internet. Dziwne, że jeszcze tego nie wiesz.
Gdybyś użyła tego sformułowania tylko raz, jako anegdotkę jak Cię to kiedyś nazwano (nieprawidłowo zresztą) to w porządku. Lecz ciągle stosujesz to określenie. To razi, bo nie jesteś przecież laikiem, który nie miał nigdy do czynienia z tą chorobą, więc powinnaś już znać różnicę.

Pisząc o raku, gdy masz na myśli chłoniaka, to tak jakbyś mówiła na śliwkę jabłko. Jabłko i śliwka są owocami tak jak raki i chłoniaki są nowotworami. Jabłko i śliwka są owocami jadalnymi tak jak raki i chłoniaki są nowotworami złośliwymi. Ale nie powiesz, że jabłko i śliwka to to samo i można tych nazw używać zamiennie. Chyba przyznasz mi rację.

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-28 19:03komentuj

> O 17:28, dnia 2012-11-28 Syringa napisał(-a):
>
> > A chłoniak czy ziarnica to nie rak ???? Ja tylko użyłam sformułowania, którego w stosunku do mnie kiedyś użyto, czemu tak was to dotyka????
>
> Chłoniaki nie są rakami. Możesz to łatwo sprawdzić. Nie potrzebujesz nawet książek medycznych, wystarczy internet. Dziwne, że jeszcze tego nie wiesz.
> Gdybyś użyła tego sformułowania tylko raz, jako anegdotkę jak Cię to kiedyś nazwano (nieprawidłowo zresztą) to w porządku. Lecz ciągle stosujesz to określenie. To razi, bo nie jesteś przecież laikiem, który nie miał nigdy do czynienia z tą chorobą, więc powinnaś już znać różnicę.
>
> Pisząc o raku, gdy masz na myśli chłoniaka, to tak jakbyś mówiła na śliwkę jabłko. Jabłko i śliwka są owocami tak jak raki i chłoniaki są nowotworami. Jabłko i śliwka są owocami jadalnymi tak jak raki i chłoniaki są nowotworami złośliwymi. Ale nie powiesz, że jabłko i śliwka to to samo i można tych nazw używać zamiennie. Chyba przyznasz mi rację.

Nie ma to jak wywód o wpływie zachmurzenia nad lubelszczyzną na wzrost buraka cukrowego na pomorzu :) pal licho różnicę między rakiem a chłoniakiem. Chodzi o to, że jak ktoś musi cześć raczki, albo prawda raczki, heya raczusie, ale jesteśmy fajni, no nie, raczki, albo używa tego w podobnym tonie to się robi słabo. Hey chłoniaczki brzmi podobnie idiotycznie. Infantylne i beznadziejne. Ale nie musicie się tak przejmować iness i ada. To tylko moja opinia.

+0

autor: Lena, dodał 2012-11-28 20:10komentuj

Tomku rozumiem Cię :) Słowo rak i zwrot "mam raka" nie przechodzą mi przez usta mimo, że wiem, że go mam i jest mi kompletnie bez różnicy czy mam raka czy nowotwór. Jedno i drugie brzmi strasznie.
Z tym nazywaniem to trochę tak jak z gejami. Niby facet wie, że jest homo, mieszka z partnerem, ale jak słyszy cześć pedale to nie bardzo mu się to podoba :)))))

+0

autor: frubelek, dodał 2012-11-28 20:30komentuj

> O 20:10, dnia 2012-11-28 Lena napisał(-a):
> Tomku rozumiem Cię :) Słowo rak i zwrot "mam raka" nie przechodzą mi przez usta mimo, że wiem, że go mam i jest mi kompletnie bez różnicy czy mam raka czy nowotwór. Jedno i drugie brzmi strasznie.
> Z tym nazywaniem to trochę tak jak z gejami. Niby facet wie, że jest homo, mieszka z partnerem, ale jak słyszy cześć pedale to nie bardzo mu się to podoba :)))))

Ja tam wolę stwierdzenie choroba rozrostowa....

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-28 20:49komentuj

hmmm to ciekawe czemu moja lekarka zamiennie używa określeń "rak", "nowotwór" . i od początku zabroniła mi czytać o tym w internecie bo tak są same głupoty.....

nie rozumiem od czego wam się słabo robi i co tu jest infantylne ale Oki.... już nie będę tak mówić.

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-28 20:51komentuj

> O 20:10, dnia 2012-11-28 Lena napisał(-a):
> Tomku rozumiem Cię :) Słowo rak i zwrot "mam raka" nie przechodzą mi przez usta mimo, że wiem, że go mam i jest mi kompletnie bez różnicy czy mam raka czy nowotwór. Jedno i drugie brzmi strasznie.
> Z tym nazywaniem to trochę tak jak z gejami. Niby facet wie, że jest homo, mieszka z partnerem, ale jak słyszy cześć pedale to nie bardzo mu się to podoba :)))))

Ale mnie to słowo przechodzi, tylko jak ktoś robi z niego taką zupkę towarzyską i korzysta z niego, żeby się zbratać zdrabnia je, to wtedy to zamienia się w wymioty. Wiesz jaka jest różnica- Gdyby to odnieść do terminów gejowskich? Jeden gej powie, stary jestem gejem, kocham inaczej, ale tak samo czuje. A drugi powie no cześć moje gejątka, o kur, oczko mi poszło, no jakże macie nowe sweterki z wełny egipskiej ,moje gejowskie kurczaczki ? Co czujemy wszyscy tak samo moje homo momo, co? Ciom, ciom, ciom. Jest różnica ?

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-28 21:02komentuj

> O 20:49, dnia 2012-11-28 Iness napisał(-a):
> hmmm to ciekawe czemu moja lekarka zamiennie używa określeń "rak", "nowotwór" . i od początku zabroniła mi czytać o tym w internecie bo tak są same głupoty.....
>
> nie rozumiem od czego wam się słabo robi i co tu jest infantylne ale Oki.... już nie będę tak mówić.

Iness a rób sobie jak ci się podoba i jak chcesz. W internecie są prawie same głupoty. Ale nie tylko:)

+0

autor: Syringa, dodał 2012-11-28 21:50komentuj

> O 20:49, dnia 2012-11-28 Iness napisał(-a):
> hmmm to ciekawe czemu moja lekarka zamiennie używa określeń "rak", "nowotwór" . i od początku zabroniła mi czytać o tym w internecie bo tak są same głupoty.....
>
> nie rozumiem od czego wam się słabo robi i co tu jest infantylne ale Oki.... już nie będę tak mówić.

Iness, używanie do raka, lub chłoniaka zamiennie słowa nowotwór jest oczywiście prawidłowe. Jeśli zaś na chłoniaka mówi rak to byłby to pierwszy lekarz u którego coś takiego (pośrednio) usłyszałam. Skłoniłoby mnie to do zainteresowania się jego kompetencjami.
W internecie jest dużo głupot, ale i dużo mądrości, trzeba tylko umieć rozróżniać profesjonalne artykuły od sensacyjnej papki. Poza tym zaproponowałam internet by oszczędzić wyjścia do biblioteki. Widząc niedowierzanie polecam złożyć tam jednak wizytę i przejrzeć podręczniki medyczne. W przeciwieństwie do Tomka, nie robi mi się słabo przy nazwie raczek, raczuś, rak. Jak bym go miała to bym mówiła rak, tyle że go nie mam. Infantylizm też mi nie przeszkadza.

Tomku, zdrobnienia są na pewno lepsze od ignorancji typu pal licho jak to się naprawdę nazywa.

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-28 22:06komentuj

> O 21:50, dnia 2012-11-28 Syringa napisał(-a):
> > O 20:49, dnia 2012-11-28 Iness napisał(-a):
> > hmmm to ciekawe czemu moja lekarka zamiennie używa określeń "rak", "nowotwór" . i od początku zabroniła mi czytać o tym w internecie bo tak są same głupoty.....
> >
> > nie rozumiem od czego wam się słabo robi i co tu jest infantylne ale Oki.... już nie będę tak mówić.
>
> Iness, używanie do raka, lub chłoniaka zamiennie słowa nowotwór jest oczywiście prawidłowe. Jeśli zaś na chłoniaka mówi rak to byłby to pierwszy lekarz u którego coś takiego (pośrednio) usłyszałam. Skłoniłoby mnie to do zainteresowania się jego kompetencjami.
> W internecie jest dużo głupot, ale i dużo mądrości, trzeba tylko umieć rozróżniać profesjonalne artykuły od sensacyjnej papki. Poza tym zaproponowałam internet by oszczędzić wyjścia do biblioteki. Widząc niedowierzanie polecam złożyć tam jednak wizytę i przejrzeć podręczniki medyczne. W przeciwieństwie do Tomka, nie robi mi się słabo przy nazwie raczek, raczuś, rak. Jak bym go miała to bym mówiła rak, tyle że go nie mam. Infantylizm też mi nie przeszkadza.
>
> Tomku, zdrobnienia są na pewno lepsze od ignorancji typu pal licho jak to się naprawdę nazywa.

Zapomniałaś tylko dodać, że są lepsze dla ciebie. A napisałaś, tak jakby, że są lepsze w ogóle. Ciężko będzie to udowodnić. A skoro już piszesz, że masz chłoniaka, a nie broń Boże raka, (ale nie raczka, i nie jesteś raczkiem), to czy to ma takie fundamentalne znaczenie? Czy za każdym razem chodzisz do biblioteki, żeby sprawdzić najnowsze, profesjonalne publikacje medyczne atestowane przez towarzystwo onkologiczne by upewnić się jaki aktualnie termin opisuje to, co się tobie przytrafiło, by być na czasie z najnowszym trendem i konwencją klasyfikacujną ? Stosujesz terminy, którymi posługuje się WHO, czy korzystasz z klasyfikacji właściwych dla onkologi krajowej ?

+0

autor: Rodzynka, dodał 2012-11-28 22:18komentuj

> O 17:28, dnia 2012-11-28 Syringa napisał(-a):
> Pisząc o raku, gdy masz na myśli chłoniaka, to tak jakbyś mówiła na śliwkę jabłko. Jabłko i śliwka są owocami tak jak raki i chłoniaki są nowotworami. Jabłko i śliwka są owocami jadalnymi tak jak raki i chłoniaki są nowotworami złośliwymi. Ale nie powiesz, że jabłko i śliwka to to samo i można tych nazw używać zamiennie. Chyba przyznasz mi rację.

Dobre :D W takim razie jakieś 80 proc. naszego społeczeństwa to banda idiotów, dla których rak i nowotwór to synonimy, a o chłoniakach nigdy nie słyszeli ;-) Czy to oznacza, że nie widzą różnicy między jabłkiem a śliwką? Coś koleżanka drażliwa bardzo. Szkoda że temat z meritum zszedł na dywagacje etymologiczne...

W języku potocznym rak i nowotwór to synonimy. W medycynie jedno jest podgrupą drugiego. Pytanie - czy to forum jest specjalistyczne i jaki wpływ na naszą chorobę ma nazywanie chłoniaka rakiem? Na początku też się buntowałam jak ktoś mówił, że mam raka. No bo przecież chłoniak to nie rak. Rak to coś gorszego, co często zabija. Nowotwór, chłoniak - to brzmi znacznie lepiej. A teraz, jakie to ma znaczenie?
Pozdrawiam jako "raczek" nieboraczek :-P Tomeczku, Ciebie tyż :D

Wracając do tematu - jeszcze nie ozdrowiałam, jestem w trakcie leczenia, ale już widzę zmiany w moim życiu - są zady i walety. Wady - często złość z bardzo prozaicznych przyczyn. Bo nie mogę wyjść do sklepu (agranulocytoza), bo nie mogę iść na imprezę, napić się wina, musiałam wywieźć psa do mamy, bo mnie kości napierniczają, mam duszności, mdłości itp. Plusy - ZYCIE JEST PIĘKNE. Jesień była piękna tego roku. A listopadowe mgły - nigdy ich tak nie kontemplowałam. Spacer po Placu Ibramowskim (z warzywami) to cudowna wyprawa - wiecie, jakie warzywa potrafią być cudowne? Choroba zweryfikowała przyjaźnie, pojawili się ludzie, których się nie spodziewałam, ale też odeszły te osoby, na które myślałam, że mogę liczyć. Zaczęłam doceniać swoją prace, na którą wcześniej narzekałam - dzięki niej wiem, ze żyję. Pierdoły przestały mieć znaczenie.

Skoro już choruję, to staram się szukać pozytywnych punktów zaczepienia. Bo jak można inaczej? Skupiać się na wielkim nieszczęściu, bólu, kolejnej chemii? Pewnie można, ale ja nie widzę sensu. A co będzie potem? Liczę, że to nastawienie mnie nie zwiedzie. A jeśli nawet - to że bliscy słusznie kopną mnie w rzyć aby dalej żyć :P

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-28 22:33komentuj

> O 22:18, dnia 2012-11-28 Rodzynka napisał(-a):
> > O 17:28, dnia 2012-11-28 Syringa napisał(-a):
> > Pisząc o raku, gdy masz na myśli chłoniaka, to tak jakbyś mówiła na śliwkę jabłko. Jabłko i śliwka są owocami tak jak raki i chłoniaki są nowotworami. Jabłko i śliwka są owocami jadalnymi tak jak raki i chłoniaki są nowotworami złośliwymi. Ale nie powiesz, że jabłko i śliwka to to samo i można tych nazw używać zamiennie. Chyba przyznasz mi rację.
>
> Dobre :D W takim razie jakieś 80 proc. naszego społeczeństwa to banda idiotów, dla których rak i nowotwór to synonimy, a o chłoniakach nigdy nie słyszeli ;-) Czy to oznacza, że nie widzą różnicy między jabłkiem a śliwką? Coś koleżanka drażliwa bardzo. Szkoda że temat z meritum zszedł na dywagacje etymologiczne...
>
> W języku potocznym rak i nowotwór to synonimy. W medycynie jedno jest podgrupą drugiego. Pytanie - czy to forum jest specjalistyczne i jaki wpływ na naszą chorobę ma nazywanie chłoniaka rakiem? Na początku też się buntowałam jak ktoś mówił, że mam raka. No bo przecież chłoniak to nie rak. Rak to coś gorszego, co często zabija. Nowotwór, chłoniak - to brzmi znacznie lepiej. A teraz, jakie to ma znaczenie?
> Pozdrawiam jako "raczek" nieboraczek :-P Tomeczku, Ciebie tyż :D
>
> Wracając do tematu - jeszcze nie ozdrowiałam, jestem w trakcie leczenia, ale już widzę zmiany w moim życiu - są zady i walety. Wady - często złość z bardzo prozaicznych przyczyn. Bo nie mogę wyjść do sklepu (agranulocytoza), bo nie mogę iść na imprezę, napić się wina, musiałam wywieźć psa do mamy, bo mnie kości napierniczają, mam duszności, mdłości itp. Plusy - ZYCIE JEST PIĘKNE. Jesień była piękna tego roku. A listopadowe mgły - nigdy ich tak nie kontemplowałam. Spacer po Placu Ibramowskim (z warzywami) to cudowna wyprawa - wiecie, jakie warzywa potrafią być cudowne? Choroba zweryfikowała przyjaźnie, pojawili się ludzie, których się nie spodziewałam, ale też odeszły te osoby, na które myślałam, że mogę liczyć. Zaczęłam doceniać swoją prace, na którą wcześniej narzekałam - dzięki niej wiem, ze żyję. Pierdoły przestały mieć znaczenie.
>
> Skoro już choruję, to staram się szukać pozytywnych punktów zaczepienia. Bo jak można inaczej? Skupiać się na wielkim nieszczęściu, bólu, kolejnej chemii? Pewnie można, ale ja nie widzę sensu. A co będzie potem? Liczę, że to nastawienie mnie nie zwiedzie. A jeśli nawet - to że bliscy słusznie kopną mnie w rzyć aby dalej żyć :P

Dziękuję Rodzynko. Nie wiem dlaczego, ale twoje pozdrowienie inaczej na mnie podziałało jak ta wcześniejsza próba wyszarpania mnie za policzek raczkiem, (hey raczki!, hola raczusie). Ludzie czasami odchodzą. Być może część i tak by odeszła bez względu na chorobę, ale jest tak, a przynajmniej jak tak zauważyłem, że chorych nie traktuje się tak, jak traktuje się zdrowych (genialne spostrzeżenie, niebiańskie). Ale już wyjaśniam o co mi chodzi. Zmienia się wygląd (byłem opuchnięty od sterydów i łysy), zmienia się zachowanie (irytowałem się częściej), no i człowiek naznaczony jest stygmatem. Inni traktują albo pobłażliwie i protekcjonalnie, albo zrywają kontakt, ponieważ choroba nie jest cool. Pamiętam i naigrywanie się z wyglądu. Jeden z moich ówczesnych kolegów zapytał mnie, już chorego, czy ponieważ jestem chory to zamierzam wydać pożegnalną imprezkę dla wszyystkich. Dodam, że ta osoba nadal żyje mimo deficytów w płatach czołowych.

Rodzynko, rodzyneczko zdrowia życzę!

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-29 11:38komentuj

Ja zaczełam temat "raczkow" to go koncze, bo chciałam tak dla smiechu sie tym z wami podzielic ale widze ze niektorzy rozbuchali sie z tym tematem i zaczeli rozgrzebywac niepotrzbnie cały podział. KONIEC

a co do zachowan znajomych...to do mnie kolezanki dzwoniły czy pisały z pytaniem "żyjesz jeszcze?" wiec wiem jak sie wtedy czlowiek czuje jak jest spisany na straty.

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-29 13:13komentuj

> O 11:38, dnia 2012-11-29 Iness napisał(-a):
> Ja zaczełam temat "raczkow" to go koncze, bo chciałam tak dla smiechu sie tym z wami podzielic ale widze ze niektorzy rozbuchali sie z tym tematem i zaczeli rozgrzebywac niepotrzbnie cały podział. KONIEC
>
> a co do zachowan znajomych...to do mnie kolezanki dzwoniły czy pisały z pytaniem "żyjesz jeszcze?" wiec wiem jak sie wtedy czlowiek czuje jak jest spisany na straty.

Na serio tak pytały ? Ja jako raczek jestem bardziej drażliwy niż przed chorobą. Ale nie przejmuj się tam bardzo tym raczkiem. Raczki głowy do góry !

+0

autor: Lena, dodał 2012-11-29 15:11komentuj

> Gdyby to odnieść do terminów gejowskich? Jeden gej powie, stary jestem gejem, kocham inaczej, ale tak samo czuje. A drugi powie no cześć moje gejątka, o kur, oczko mi poszło, no jakże macie nowe sweterki z wełny egipskiej ,moje gejowskie kurczaczki ? Co czujemy wszyscy tak samo moje homo momo, co? Ciom, ciom, ciom. Jest różnica ?

:)))))))) Tomek, ale się ubawiłam, boski jesteś!

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-29 15:15komentuj

> O 15:11, dnia 2012-11-29 Lena napisał(-a):
> > Gdyby to odnieść do terminów gejowskich? Jeden gej powie, stary jestem gejem, kocham inaczej, ale tak samo czuje. A drugi powie no cześć moje gejątka, o kur, oczko mi poszło, no jakże macie nowe sweterki z wełny egipskiej ,moje gejowskie kurczaczki ? Co czujemy wszyscy tak samo moje homo momo, co? Ciom, ciom, ciom. Jest różnica ?
>
> :)))))))) Tomek, ale się ubawiłam, boski jesteś!


spoko Tomek ;) no na serio mnie tak pytały ,straszne co? ludzie takie maja podejscie do ciezkich chorob... (żeby nie pisac ze do raka ;p )

+0

autor: Tomek, dodał 2012-11-29 15:28komentuj

>
> spoko Tomek ;) no na serio mnie tak pytały ,straszne co? ludzie takie maja podejscie do ciezkich chorob... (żeby nie pisac ze do raka ;p )

Iness ja się nie boję terminu rak. Rak. Rak. Raka. Kogo czego - raka, kogo co raka, o! rak etc. Ja się boję jak ktoś taki termin wplata w zabawę w gumę i z raka mu się robią *raczątka*, ludzie zamiast ludźmi stają się *raczkami*, przybijają piątki, chodzą tyłem i wyciągają z kieszeni kupki włosów, które im wypadły podczas chemioterapii, po czym wspólnie zajmują loże vip w klubie, *tylko dla raczków*.

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-29 19:25komentuj

> O 15:28, dnia 2012-11-29 Tomek napisał(-a):
> >
> > spoko Tomek ;) no na serio mnie tak pytały ,straszne co? ludzie takie maja podejscie do ciezkich chorob... (żeby nie pisac ze do raka ;p )
>
> Iness ja się nie boję terminu rak. Rak. Rak. Raka. Kogo czego - raka, kogo co raka, o! rak etc. Ja się boję jak ktoś taki termin wplata w zabawę w gumę i z raka mu się robią *raczątka*, ludzie zamiast ludźmi stają się *raczkami*, przybijają piątki, chodzą tyłem i wyciągają z kieszeni kupki włosów, które im wypadły podczas chemioterapii, po czym wspólnie zajmują loże vip w klubie, *tylko dla raczków*.




rozumiem....

+0

autor: ada26, dodał 2012-11-29 19:28komentuj

A Tu patrze impreza nadal trwa hahhha:)

+0

autor: kola, dodał 2012-11-29 21:30komentuj

> O 19:28, dnia 2012-11-29 ada26 napisał(-a):
> A Tu patrze impreza nadal trwa hahhha:)

No właśnie niezła impreza się z tego zrobiła. A ja tylko chciałem pocieszyć trochę tych co widzą w chorobie tylko tragedię.Myślałem że inni mi w tym trochę pomogą. Ale jak chcecie to dalej się bawcie w przepychanki.
Pozdrawiam wszystkich gorąco.

+0

autor: Iness, dodał 2012-11-30 08:37komentuj

już już nikt się nie przepycha ;) skończyliśmy już dyskusje. wracamy do tematu. WADY I ZALETY CHOROBY

Powiem wam, że właśnie dzięki temu ciężkiemu przeżyciu nauczyłam się otwartości i np. tu mogę brać udział w dyskusji, nie boje się czy wstydzę mówić swoje zdanie i dzielić się poglądami. Nie zawsze mam racje, ale mam tą odwagę by skonfrontować swoja opinie z innymi opiniami ludzi. To bardzo ważne dla mnie. Kiedy byłam skryta, bojaźliwa, wstydliwa, bałam się publicznych wystąpień, a teraz? Śmigam pięknie =) to ogromna zaleta. Jak sadzicie?

+0

Podobne tematy:



Wypowiedzi na forum dyskusyjnym zawierają indywidualne zdanie ich autorów, jeśli nie zgadzasz się z czymś - masz pełne prawo do wypowiadania się. Każdy autor odpowiada za swoje odpowiedzi. Forum dyskusyjne w serwisie ziarnica.pl nie jest miejscem pozwalającym na diagnozy medyczne, może pomóc rozwiać Twoje wątpliwości jednak nie zastąpi fizycznego kontaktu z lekarzem - jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości to zanotuj je i skonsultuj ze swoim lekarzem prowadzącym.
Ziarnica.pl ma charakter czysto informacyjny i nie jest związana finansowo bądź w jakikolwiek inny sposób z żadnym ośrodkiem medycznym, firmą farmaceutyczną, dystrybutorem leków, paraleków, cudownych soczków czy też organizacjami zajmującymi się "pomocą" chorym na ziarnicę. Utrzymuje się z prywatnych środków. Jeśli chcesz pomóc w jego rozwoju kliknij tutaj.

: (c) 2000-2024 www.ziarnica.pl :: polityka prywatności :: POMOC :: darowizna :: od autora :: statystyka strony :
: copyright - prawa autorskie zastrzeżone :